Życie dawnych chłopów stanowiło ciągłą walkę o przetrwanie. Zaledwie około połowa wiejskich dzieci osiągała pełnoletność. Na tych, którym się to udało czekało kilkadziesiąt lat harówki w pocie czoła. Oczywiście o ile nie padli ofiarą choroby lub cyklicznie powtarzających się klęsk głodu. Dzisiaj wiele osób uważa, że przynajmniej na starość włościanie byli otaczani szacunkiem i opieką ze strony najbliższych. Rzeczywistość często wyglądała jednak zupełnie inaczej.
W życiu mieszkańców dawnej wsi niewiele było miejsca na sentymenty. Przez setki lat wartość chłopów mierzono ich zdolnością do pracy. Dotyczyło to nawet najbliższych.
Reklama
Traktowanie starszych na wsi pańszczyźnianej
Profesor Andrzej Chwalba na kartach książki Cham i pan. A nam, prostym, zewsząd nędza podkreśla, że w nowożytnej Polsce „granicę między czasem dominacji a czasem degradacji stanowił moment przekazania gospodarki synowi”. W chwili, kiedy się to działo:
(…) starzejący się rodzice musieli wyprowadzić się z izb mieszkalnych i przenieść do komory, gdzie mieszkali w towarzystwie zwierząt domowych. Jak pisał Władysław Reymont w Chłopach — „szli na wycug”. W lepszym wariancie rodzice otrzymywali kilka zagonów ziemi na warzywa, dostęp do studni i prawo do hodowli drobiu, co można by nazwać „starczą emeryturą”.
Tak działo się w sytuacjach, gdy relacje rodzinne układały się poprawnie. Ale kiedy dochodziło do konfliktów nierzadko wobec seniorów stosowano przemoc fizyczną lub nawet wypędzano z chałupy. Tym samym skazywano leciwych chłopów na tułaczkę oraz żebractwo.
Nikt nie bronił takich chłopów
Przy czym, jak pisze profesor Chwalba, w czasach pańszczyźnianych właściciel wsi oraz inni członkowie gromady bardzo rzadko interweniowali w obronie starców. Historyk dodaje również, że:
Reklama
Schorowani i nieproduktywni rodzice nie byli użyteczni, a ich przeznaczeniem były izolacja i samotność. Wegetowali w oczekiwaniu na śmierć. Dla bliskich stawali się tylko obciążeniem i nie mogli liczyć na współczucie. „Nażył się — wystarczy mu” — powiadano.
Starszy rodzic nie wytwarzał dóbr, tylko je konsumował. Dla takich nie było miejsca w gospodarce nieustannego niedoboru. Świat skromnych zasobów chłopskich wręcz obligował syna do drakońskich i nieludzkich (przynajmniej z dzisiejszej perspektywy) decyzji, takich jak ograniczanie przydziałów żywności dla starych rodziców. To przyspieszało nieuchronne.
Pozorna zmiana obyczajów na wsi
Po zniesieniu pańszczyzny sytuacja zaczęła stopniowo ulegać zmianie. Wiejscy pamiętnikarze oraz pierwsi etnografowie często podkreślali, że pod koniec XIX wieku sędziwym chłopom okazywano szacunek i otaczano ich opieką.
Nierzadko były to jednak tylko pozory. Góralskie przysłowie przytaczane przez Władysława Orkana głosiło bowiem: „Czcij ojca, matkę i obchodź się z nimi dobrze, dopokąd ci gruntu nie zapiszą”.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
O tym, że takie podejście nie dotyczyło tylko Podhala świadczą wspomnienia Wincentego Witosa. Zasłużony działacz ludowy i trzykrotny premier II Rzeczpospolitej podkreślał, że w czasach jego dzieciństwa i młodości przypadających na lata 70. i 80. XIX wieku „zwykle przykre stawało się położenie rodziców, którzy dzieciom oddawali gospodarstwo, a sami zeszli na tak zwaną wymowę”. Dalej zaś wyjaśniał, że wymowa polegała na:
(…) zatrzymaniu sobie części gruntu i budynków, albo też na zastrzeżeniu pomieszkania i utrzymania. Bardzo często się zdarzało, że obdarowani z początku obchodzili się ze starymi rodzicami jak najlepiej. Sadzali ich na pierwszym miejscu, karmili jak mogli, nie pozwolili pracą się męczyć.
Reklama
Wnet się to jednak zmieniało. Zaczęli im doradzać, ażeby paśli krowy, narwali chwastu, siedli sobie trochę dalej, gdyż przy stole nie ma miejsca. Z czasem dawano im jedzenie osobno, ,,bo się smarkali przy stole”, rozlewali żur i mleko, rozrzucali ziemniaki.
Nierzadko też przenoszono im łóżko do stajni, bo ich w izbie ,,było czuć”, wypędzano na cały dzień w pole z bydłem i końmi, dziwiąc się, ,,że tak próżniactwo opanowało starych”. Nierzadko też dochodziło do tego, że niedawny zamożny i szanowany gospodarz, nie mogąc znieść obchodzenia się z nim, opuszczał swoich, wyciągając rękę po kawałek chleba do obcych, albo też starał się dochodzić swoich praw i krzywdy po sądach.
Nie chcieli przepisywać gospodarstwa
Witos zauważał przy tym, że czynnikiem decydującym o tym, jak traktowano na wsi osoby starsze była sytuacja materialna danego rolnika. Z zasady im w danym gospodarstwie panowała większa nędza tym cięższy los czekał seniorów.
Ubodzy chłopi doskonale zdawali sobie z tego sprawę, dlatego starali się jak najdłużej odkładać moment przekazania gospodarstwa dzieciom. Pisał o tym między innymi XIX-wieczny etnograf i historyk Ludwik Kamiński. Omawiając sytuację panującą na Podhalu podkreślał, że:
Kiedy ojciec i matka żyją jeszcze, bardzo rzadko trafi a się, by na rzecz swoich dzieci pozbywali się majątku, ale gospodarują tak długo, póki siły starcza, starość nie przygniecie, lub jeśli jedno czy drugie odejdzie.
Bibliografia
- Andrzej Chwalba, Wojciech Harpula, Cham i pan. A nam, prostym, zewsząd nędza?, Wydawnictwo Literackie 2022.
- Wincenty Witos, Moje wspomnienia, cz. I, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1998.
- Arkadiusz S. Więch, Starość się Panu Bogu nie udała. Kilka uwag na marginesie książki Bartłomieja Gapińskiego „Ludzie starzy na wsi polskiej od schyłku XIX wieku po rok 1939”, „Biuletyn Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej, nr 4 (2017).
- Mateusz Wyżga, Chłopstwo. Historia bez krawata, Znak Horyzont 2022.