Władysław IV Waza zapisał się w polskiej historii, jako doskonały wódz, który cieszył się dużą sympatią szlachty. Monarcha miał jednak lekką rękę do wydawania pieniędzy, co wpędziło go w olbrzymie długi. Kontrowersyjny sposób na rozwiązanie problemów z ciągłym brakiem pieniędzy znalazła jego francuska żona Ludwika Maria Gonzaga.
Chroniczny brak pieniędzy stanowił problem dla wszystkich elekcyjnych władców Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Nie inaczej było również w przypadku panującego w latach 1632-1648 Władysława IV Wazy.
Reklama
Królewskie długi Władysława IV Wazy
Jak zauważa Jerzy Besala w książce pt. Rzeczpospolita szlachecka. Barwny świat monarcha „już w trzy lata po objęciu rządów, w 1635 roku, zadłużył skarb na 700 tys. złotych. Niebawem dług urósł do ogromnej sumy 4 milionów”. W przeliczeniu na współczesną walutę daje to odpowiednio 95 oraz 543,5 miliona złotych.
Z pustą szkatułą borykali się rzecz jasna nie tylko władcy nad Wisłą. W Europie Zachodniej znanym od dawna sposobem na podratowanie monarszego budżetu był handel urzędami. W Rzeczpospolitej długo jednak proceder ten nie był aż tak powszechny.
Zgodnie z tym, co pisze Jerzy Besala również Władysław IV poczynał sobie początkowo w tym przedsięwzięciu względzie nieśmiało:
(…) od Albrychta Stanisława Radziwiłła dostał 24 tys. złotych [3,26 miliona PLN] za nadanie mu starostwa kowieńskiego, a za Gieranojny – skromne 1000 zł [135,5 tysiąca PLN].
Reklama
Nie zawsze jednak król kierował się chęcią pozaustawowego zysku: np. jeden z kandydatów na podkanclerza oferował monarsze 40 tys. czerwonych złotych łapówki. Władysław IV nie skorzystał z propozycji i mianował w 1638 r. podkanclerzym zdolniejszego Jerzego Ossolińskiego – bez łapówki.
Nieprzyjęcie korzyści majątkowej tym lepiej świadczyło o monarsze jeżeli weźmiemy pod uwagę, że będący monetą obrachunkową czerwony złoty w połowie lat 30. XVII wieku miał 5,5 raza wyższą wartość niż używany na co dzień złoty polski.
W związku z tym królowi za sprzedaż urzędu oferowano równowartość blisko 30 milionów dzisiejszych PLN! Postawa Władysława IV uległa jednak całkowitej zmianie za sprawą ślubu z drugą żoną – Ludwiką Marią Gonzagą.
Proceder na niespotykaną wcześniej skalę
Ledwo Francuzka przybyła nad Wisłę w 1646 roku, a zaczęło się kupczenie urzędami państwowymi na niespotykaną wcześniej skalę. Już po paru miesiącach kardynał Maciej Łubieński pisał z goryczą do Władysława IV, że nieważne stały się zasługi, „zdrowy rozum”, ale „kto więcej da, ten dygnitarzem, a urzędnikiem zostanie”.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Słowa kościelnego prominenta doskonale oddawały to, co działo się w kraju. Sama królowa, w cytowanym przez Kamila Janickiego na kartach książki Damy srebrnego wieku liście do trzęsącego Francją kardynała Mazarina, bez ogródek przyznawała:
Najważniejsza sprawa, jaką mogę się tu zajmować, to są promocje, które nie powinny być dawane inaczej, jak tylko za moim pośrednictwem. Osiągnę poważne korzyści dzięki wielkim sumom, które otrzymam, i dzięki posłusznym ludziom, których wykreuję.
Reklama
Gigantyczne zyski królowej
Kwoty inkasowane przez królową były rzeczywiście imponujące. Już w pierwszym roku miała ona uzyskać niebagatelne 600 tysięcy złotych polskich, co daje jakieś 81,5 miliona PLN w dzisiejszych pieniądzach. Jak czytamy w książce Rzeczpospolita szlachecka:
Walka o urzędy tak się nasiliła, że nie wahano się „uśmiercać” urzędników w oczach króla, choć cieszyli się dobrym zdrowiem – byle wymóc na monarsze intratny urząd. Przy okazji wytworzył się swoisty cennik: województwo smoleńskie szło za 60 tys. [8,1 miliona PLN], kasztelania sandomierska – za 30 tys. złotych. Tę ostatnią „kupił” Stanisław Witowski. (…)
Stanisław Lubomirski w liście z 1648 r. do sejmiku proszowickiego wspominał wręcz o istniejących taksach na urzędy. 9 grudnia 1650 r. król Jan Kazimierz oddawał w izbie senatorskiej w przytomności trzech stanów pieczęć mniejszą Hieronimowi Radziejowskiemu.
Wręczając ją, Łukasz Opaliński rzucił w twarz Radziejowskiemu, że „nie zasługami, lecz pieniędzmi dostąpił” urzędu podkanclerzego.
Reklama
Sam Opalińskie wcale nie był lepszy, bowiem w tym samym roku kupił sobie stanowisko marszałka nadwornego koronnego. Przy czym płatność rozłożył na raty i przekazał tylko pierwszą transzę w wysokości zaledwie dwóch tysięcy złotych. Dalszej części nie zamierzał już płacić. Urzędy były bowiem w Rzeczpospolitej z zasady dożywotnie, więc król niewiele mógł mu zrobić.
Jak podkreśla Jerzy Besala, mimo że początkowo średnia i drobna szlachta głośno sprzeciwiała się praktykom jawnego kupczenia urzędami, to „lawina ruszyła i już nic nie było w stanie jej powstrzymać. (…) Brudne pieniądze schodziły niżej i same zaczęły pchać się do rąk szlachty, gdy królowa forsowała program reform vivente rege.”
Barwny świat dawnej Rzeczpospolitej
Bibliografia
- Jerzy Besala, Rzeczpospolita szlachecka. Barwny świat, Bellona 2024.
- Tadeusz Czacki, O litewskich i polskich prawach, o ich duchu, źródłach, związku i o rzeczach zawartych w pierwszym Statucie dla Litwy 1529 roku wydanym, Kraków 1861.
- Kamil Janicki, Damy srebrnego wieku. Królowe przepychu i upadku, Wydawnictwo Literackie 2022.