W dzisiejszych czasach jest rzeczą absolutnie oczywistą, że przywódca mocarstwa musi na bieżąco otrzymywać wiadomości nie tylko o stanie kraju, ale i o każdym ważnym zdarzeniu na arenie międzynarodowej. Dawniej jednak pozyskiwanie aktualnych i rzetelnych informacji nastręczało gigantycznych trudności. Z problemem tym przez dekady zmagali się kolejni prezydenci Stanów Zjednoczonych.
Dopiero w 1961 roku, po żenującym popisie niekompetencji, jakim okazała się próba inwazji na Kubę, w Białym Domu zorganizowano pierwsze stałe centrum komunikacyjne z prawdziwego zdarzenia – tak zwany pokój operacyjny czy też pokój zarządzania kryzysowego, Situation Room.
Reklama
To rodzi oczywiste pytanie. Jak radzono sobie wcześniej, gdy przywódcy Stanów Zjednoczonych byli w obliczu wyzwań, nie tylko nagłych, ale nawet ciągnących się latami, realnie ślepi i głusi?
Długie ramie, łóżko polowe i sterta depesz
W toku wojny secesyjnej, a więc w latach 60. XIX wieku, Abraham Lincoln kilka razy dziennie osobiście chodził z Białego Domu do położonego w odległości kilkuset metrów biura telegraficznego Departamentu Wojny. Tam „spędzał długie godziny” i, jak zanotowano w relacji z epoki, „wyciągając długie ramię, wyławiał depesze jedną po drugiej i każdą czytał”.
Jak wyjaśniają George Stephanopoulos i Lisa Dickey na kartach książki Sitution Room. Pokój, w którym ważą się losy świata Lincoln „był tak spragniony ekspresowych wieści, że czasem nocował w tym biurze, ledwie mieszcząc swoją niemal dwumetrową sylwetkę na łóżku polowym, by nie uronić żadnego komunikatu z pola bitwy”.
Mapy zamiast bilardu
Podczas późniejszej wojny hiszpańsko-amerykańskiej, prowadzonej u schyłku XIX wieku, w Białym Domu zorganizowano doraźną salę narad wojennych, do której dociągnięto kable telefoniczne i telegraficzne. Gdy jednak konflikt dobiegł końca z postępowego rozwiązania szybko zrezygnowano.
Reklama
Jak wyjaśniają autorzy Situation Room: „W pierwszej połowie XX wieku prezydenci najczęściej zwoływali narady na najwyższym szczeblu w Gabinecie Owalnym. W 1934 roku, gdy ukończono wysoką i bogato zdobioną Salę Gabinetową, to pomieszczenie także zatętniło życiem, ale dopiero w 1942 roku prezydent Franklin D. Roosevelt znowu utworzył centrum dowodzenia w związku z udziałem USA w konflikcie zbrojnym”.
Roosevelt urządził swoją kwaterę główną w dawnej sali bilardowej. Znajdowała się w przyziemiu Białego Domu i pozostawała niewykończona i niewykorzystana aż do początku lat osiemdziesiątych XIX wieku, gdy prezydent Chester Arthur zainstalował tam stół do poola. Rodziny Wilsona i Coolidge’a spędzały na grze całe godziny, ale w latach trzydziestych XX wieku prezydent Hoover kazał usunąć stół i zmienił pomieszczenie w salę konferencyjną.
Po ataku Japończyków na Pearl Harbor, gdy kraj znalazł się w stanie wojny, prezydent Roosevelt polecił personelowi rozwiesić na ścianach mapy, by w ten sposób utworzyć ośrodek, z którego mógł śledzić przebieg walk. Odtąd pomieszczenie do dziś nosi nazwę Sali Map.
„Panie prezydencie, być może się dowiem…”
Także ta instytucja działała tylko tak długo, jak była absolutnie konieczna. Gdy Japończycy skapitulowali w 1945 roku Harry S. Truman zaraz zamknął centrum kryzysowe w Białym Domu.
Kilkanaście lat później próbował je reaktywować, już na stałe, Dwight Eisenhower – dobrze rozumiejący potrzeby jako emerytowany generał. Nie doprowadził jednak sprawy do końca, o czym zaświadcza chociażby sposób, w jaki musiał się przy jednej okazji wywiadywać o sytuacji amerykańskiego oddziału marines wysłanego do Libanu. George Stephanopoulos i Lisa Dickey piszą:
Reklama
Eisenhower poprosił dyrektora Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, generała Andrew Goodpastera, o informacje, jak radzi sobie batalion (…)
„Panie prezydencie – odparł generał – być może się dowiem, jeżeli zadzwonię do Kolegium Szefów albo pojedziemy tam razem”.
Niezadowolony z odpowiedzi Ike odrzekł: „Wiesz, Andy, wydaje mi się, że potrzebne mi małe biuro kontroli”.
Bibliografia
Artykuł powstał na podstawie książki George’a Stephanopoulosa i Lisy Dickey pt. Situation Room. Pokój, w którym ważą się losy świata (Prószyński i S-ka 2025).