Obywatelstwo dawało szereg przywilejów mieszkańcom starożytnego Rzymu. Najważniejszym była wolność osobista. W antycznym imperium powszechny był jednak niecny proceder, który sprawiał, że z dnia na dzień zostawało się niewolnikiem. Mimo że groziły za niego surowe kary, to z czasem problem tylko przybierał na sile. Szczególnie narażone były małe dzieci.
Porwania (plagium) stanowiły poważny problem dla mieszkańców starożytnego Rzymu. Czasami dokonywano ich w celu uzyskania wysokiego okupu. Taki los spotkał na przykład młodego Juliusza Cezara (więcej na ten temat przeczytacie w innym naszym artykule).
Reklama
Uprowadzenia w starożytnym Rzymie
W większości przypadków porywacz (plagiarius lub plagiator) działał jednak z zupełnie innych pobudek. Jak podkreśla Alberto Angela na kartach książki Imperium. Podróże po cesarstwie rzymskim główną „przyczynę porwań stanowiło niewolnictwo. Uprowadzano ludzi, żeby zrobić z nich niewolników”. Dalej zaś dodaje, że:
Wystarczy pomyśleć o olbrzymiej liczbie niewolników wykorzystywanych w Cesarstwie Rzymskim, żeby się zorientować, że ci, którzy umierają lub zostają wyzwoleni, stwarzają „lukę”, którą każdego roku trzeba zapełnić dziesiątkami tysięcy nowych niewolników. Zdaniem profesora Krausego może to być nawet około pół miliona osób w ciągu każdych 12 miesięcy!
Jak zasilić ten rynek? Są trzy sposoby: niewolnikami zostają jeńcy wojenni, kupuje się niewolników chwytanych poza granicami cesarstwa (w czasach nowożytnych i najnowszych podobnie działali, i to jeszcze niedawno, łowcy niewolników w Afryce) albo właśnie porywa się ludzi.
Niebezpieczeństwo czyhające na podróżnych
W starożytnym Rzymie można było zostać porwanym dosłownie wszędzie. Jeżeli nie zaliczało się do grona bogaczy, którym towarzyszyła silna obstawa, właściwie nigdzie nie można było czuć się w pełni bezpiecznym. Na terenie całego imperium ofiarą takiego procederu padali podróżni. Uprowadzano ich nie tylko ze szlaku, ale zagrożenie czyhało nawet w zajeździe. Jak podkreśla Angela:
Reklama
Często gospodarze, w porozumieniu z przestępcami, współdziałają w uprowadzaniu gości, których sprzedaje się później jako niewolników. A pod koniec istnienia cesarstwa niebezpieczeństwo będzie mogło grozić nawet we własnym domu: w północnej Afryce grupy działających na lądzie „piratów” niespodziewanie napadały na samotnie stojące domy lub na przedmieścia, porywając mieszkańców i sprzedając ich w niewolę.
Zachowały się też informacje o tym, że na przedmieściach Rzymu porwaniami ludzi zajmowali się… piekarze. Pechowi podróżnicy, którzy wpadli w ich ręce byli następnie wykorzystywani do niewolniczej pracy przy mieleniu ziarna na mąkę. Cała sprawa wydała się, gdy „w piekarni próbowano porwać pewnego żołnierza, a ten, broniąc się, zabił kilku porywaczy”.
Co działo się z uprowadzonymi?
Najchętniej porywaną grupą byli jednak nie dorośli, a dzieci. Z uwagi na to, że nie mogły się bronić łatwo było je uprowadzić. Dodatkowo wywożone nieraz setki kilometrów od domu „nie potrafiły powiedzieć, skąd pochodzą”.
Jako że w starożytnym Rzymie rolnictwo opierało się głównie na pracy niewolników, to w większości przypadków właśnie do wielkich latyfundiów trafiali porwani ludzie. Jak podkreśla autor Imperium, czekała ich tam „bardzo ciężka praca, niewystarczające jedzenie, byle jakie legowisko”. Śmiertelność była zaś ogromna.
Reklama
Niecny proceder funkcjonował przez cały okres istnienia starożytnego Rzymu. Chcąc go ukrócić w I i II wieku n.e. regularnie organizowano przeszukania wielkich majątków ziemskich, aby sprawdzić czy nie pracują tam porwani wolni obywatele. Ślady walki z porwaniami można odnaleźć również w rzymskim prawie.
Starożytne rzymskie prawo wobec porywaczy
Jak czytamy w pracy Richarda A. Baumana pt. Crime and Punishment in Ancient Rome spisane prawdopodobnie w I wieku p.n.e. Lex Fabia de plagiariis groziło za świadomą sprzedaż i zakup wolnego człowieka karą w wysokości 50 tysięcy sestercji. Stosując metodę przeliczania proponowaną przez Alberto Angelę daje to blisko 2 miliony współczesnych złotych!
Proceder musiał być na tyle dochodowy, że ryzyko nie odstraszało porywaczy. Dlatego z czasem zaostrzono prawo. W efekcie przedstawiciele niższych warstw zagrożeni byli uwięzieniem i wysłaniem do robót na przykład w kopalniach. Elita zaś musiała się liczyć z wygnaniem i przepadkiem połowy majątku.
Ale i to nie zdało się na wiele. Dlatego za panującego na przełomie III i IV wieku n.e. cesarza Dioklecjana wprowadzono ostatecznie dla porywaczy karę śmierci. Jako że i to nie pomogło cesarz Konstantyn ustanowił szczególnie okrutną formę egzekucji „wobec niewolników i wyzwoleńców winnych uprowadzenia”. Byli oni „rzucani na pożarcie dzikim zwierzętom lub zabijani przez gladiatorów”.
Bibliografia
- Angela Alberto, Imperium. Podróż po cesarstwie rzymskim śladem jednej monety, Czytelnik 2020.
- Bauman Richard A., Crime and Punishment in Ancient Rome, Routledge 1996.