Przez stulecia polscy chłopi nie odczuwali żadnej potrzeby dokładnego odmierzania czasu. Jeszcze w połowie XIX wieku dla przytłaczającej większości mieszkańców nadwiślańskich wsi zegary były drogą i zbędną fanaberią. O tym jak wielkim dziwem dla galicyjskich włościan zaledwie 160 lat temu był czasomierz możemy się przekonać dzięki wspomnieniom jednego z nich.
Na XIX-wiecznej galicyjskiej wsi rytm chłopskiego dnia wyznaczało słońce. Nocą z kolei rolę zegara pełnił kogut, którego nie mogło zabraknąć w żadnym gospodarstwie.
Reklama
Hasło dla chłopów do wstawania
O znaczeniu piejącego ptaka pisał między innymi ojciec polskiej etnografii Oskar Kolberg w monumentalnej pracy pt. Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce.
W tomie poświęconym Kielecczyźnie czytamy: „Wiadomo, jak ważną w życiu wiejskim gra rolę kogut, który jest nocnym zegarem, tak jak słońce dziennym. Drugie pianie po północy, to już hasło do wstawania i do roboty w polu”.
Potwierdzenie słów Kolberga można znaleźć również w Pamiętniku włościanina od pańszczyzny do dni dzisiejszych autorstwa Jana Słomki. Wieloletni wójt Dzikowa na kartach swoich wspomnień opisał w niezwykle barwny sposób realia życia mieszkańców rodzinnej wsi oraz jej okolic.
„Zegara w całej wsi nie było”
Książka wydana po raz pierwszy w 1912 roku jest cennym źródłem pozwalającym zrozumieć mentalność galicyjskich chłopów w drugiej połowie XIX wieku. Wśród zagadnień poruszanych przez Słomkę znalazła się również kwestia odmierzania czasu przez ówczesnych rolników. Zgodnie z tym co pisał autor, jeszcze na początku lat 60. XIX stulecia:
Reklama
Zegara w całej wsi nie było. W każdym domu natomiast musiał być kogut, który głośnym pianiem w sieni oznajmiał zimą czas do w stawania.
A piał on z nadzwyczajną regularnością, pierwszy raz na północek, drugi raz koło drugiej godziny, trzeci raz koło czwartej czyli „do dnia” — pilnowała zaś piania tego najwięcej gospodyni, która budziła domowników już za drugim, a najpóźniej za trzecim pianiem. Prócz tego wychodzili gospodarze na dwór i rozpoznawali po gwiazdach, jak rychło dzień będzie.
Wiejski pamiętnikarz zdecydowanie nie był zwolennikiem tradycyjnego podejścia do ustalania godziny. W pierwszej kolejności nie lubił w zimowe, mroźne noce wychodzić na dwór, aby wpatrywać się w gwiazdy. To nie był jednak największy problem. Wyrwany ze snu chłop nieraz się mylił i w środku nocy myślał, że „to już drugie lub trzecie pianie”.
„Wielkie dziw o i zbytek”
Zirytowany tym Słomka postanowił więc kupić w pobliskim Tarnobrzegu zegar. Obawiając się jednak reakcji sąsiadów, którzy uważali czasomierz za „wielkie dziw i zbytek”, zdecydował wraz z żoną, że będą ukrywać nowy nabytek. Niewiele jednak z tego wyszło. Jak czytamy w Pamiętniku włościanina:
Reklama
Poszliśmy oboje do zegarmistrza w Tarnobrzegu i wybraliśmy zegar za 4 reńskie z nadmienieniem, że zegarmistrz ma go nam przynieść do domu wieczorem i zawiesić na ścianie. Tak się też stało.
Rzecz jednak zaraz się wydała, bo dzieci, bawiąc się na drodze pod ścianami naszego domu, posłyszały wydzwanianie godzin. Zrobiły alarm i w mig po całej wsi poszła wiadomość: „U Słomki, zegar!”. Niebawem mieliśmy pełno dzieci pod domem, przychodziły pod okna i przysłuchiwały się cykaniu zegara. Powoli przychodzili i starsi sąsiedzi, oglądali zegar i dziwili się, że mogłem wydać aż 4 reńskie, a ten i ów przygadywał, że bawię się w „pana”.
Upowszechnienie zegarów na wsi
Reakcja sąsiadów była w pewnym stopniu zrozumiała. Dla biednych galicyjskich chłopów 4 złote reńskie stanowiły bardzo duży wydatek. W tym czasie za kwotę 5-10 reńskich w Dzikowie można było kupić lichego konia, dorodna krowa kosztowała zaś 25 reńskich. Nie minęło jednak wiele czasu, a inni włościanie docenili, że młody gospodarz posiada zegar. Jak po latach wspominał Słomka:
Później bliżsi sąsiedzi, jeżeli który miał gdzie iść lub jechać, przychodzili i za dnia i w nocy pytać się przez okno, która godzina. Z czasem każdy przyszedł do przekonania, że zegar to sprzęt w domu bardzo użyteczny, a dziś nie ma już dom u w Dzikowie, żeby w nim zegara nie było, rozpowszechniły się też między chłopami kieszonkowe zegarki.
Bibliografia
- Oskar Kolberg, Lud Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przyslowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce, Tom 19, Kieleckie, Kraków 1885.
- Jan Słomka, Pamiętniki włościanina od pańszczyzny do czasów dzisiejszych, Nakładem Towarzystwa Szkoły Ludowej w Krakowie 1929.