Powstańcza barykada na ulicy Marszałkowskiej. Sierpień 1944 roku.

Przejmujące wspomnienia z Powstania Warszawskiego. „Powiedziałem, że muszę zobaczyć rodzinę. Już nie wróciłem”

Strona główna » II wojna światowa » Przejmujące wspomnienia z Powstania Warszawskiego. „Powiedziałem, że muszę zobaczyć rodzinę. Już nie wróciłem”

Podczas wojny Zdzisław Mańkowski walczył nie tylko o własne przetrwanie, ale też o to, by ocalić żydowskie rodziny, którym zapewniał schronienie. Latem 1944 roku miał pod swoją pieczą już tylko przedwojennego boksera Stanisława Rotholca. I wtedy do drzwi opustoszałej kryjówki zapukali żołnierze Armii Krajowej. Wspomnienia Mańkowskiego z dalszych wydarzeń przedstawiła Barbara Stanisławczyk na kartach książki Poza strachem.

Pewnego dnia znowu zabrzęczał dzwonek przy drzwiach. Na jego dźwięk włosy stawały dęba, bo jak dotąd był zwiastunem najgorszych wieści.


Reklama


Stasiek [Rotholc] namawiał mnie, żebym szedł z nim na górę, ale usłyszałem słowa dozorcy: „Panie Mańkowski, niech pan otworzy, swoi”. To byli żołnierze AK. Chcieli nasze mieszkanie do celów konspiracyjnych.

Rzeczywiście mieszkanie było jak forteca: 20 metrów na 10, strych, na dole pięć pokoi w amfiladzie, oddzielna klatka. Oficer o pseudonimie Maciek mówi: „Damy panu w zamian mieszkanie na Marszałkowskiej albo na Śniadeckich”. A w mojej głowie kotłują się myśli, bo wiem, kto jest na górze.

Zdzisław Mańkowski
Zdzisław Mańkowski na fotografiach sprzed wybuchu wojny i z roku 1944, gdy trafił do niemieckiego obozu w Essen. Ilustracje z książki Poza strachem.

„Dajcie mi 48 godzin na załatwienie moich spraw”

Przypomniało mi się, że mam klucze od Rymarskiej. Opiekowałem się mieszkaniem pani Penczonek, odkąd zamieszkała w Klarysewie.

Od czasu do czasu zaglądałem, czy wszystko w porządku, czy nie okradzione, nie zburzone, czy nikt się w nim nie osiedlił. I podlewałem kwiatki. Kwiatki w czasie wojny były wbrew pozorom bardzo ważne. Ludzie udawali, że żyją normalnie: kochali się, żenili, płodzili dzieci i pielęgnowali grządki…


Reklama


Mówię porucznikowi: „Dobrze, panowie, oddaję wam mieszkanie, ale dajcie mi 48 godzin na załatwienie moich spraw”. Nie chciałem żadnej rekompensaty, a nawet zgodziłem się wstąpić do AK i wziąć udział w powstaniu.

„Naprawdę nigdy mi to nie przyszło do głowy”

Kiedy poszli, przewiozłem Staśka rykszą na Rymarską, a sam wróciłem na Grzybowską. Było tam już pełno chłopaków i broni. Uczyliśmy się ją obsługiwać, słuchaliśmy wykładów. A ja codziennie albo co drugi dzień szedłem do Staśka.

Książka Barbary Stanisławczyk pt. Poza strachem. Jak Polacy ratowali Żydów (Wydawnictwo Fronda 2023) już w sprzedaży.
Tekst stanowi fragment książki Barbary Stanisławczyk pt. Poza strachem. Jak Polacy ratowali Żydów (Wydawnictwo Fronda 2023).

1 sierpnia rano, tuż przed godziną W, mówię: „Panie majorze, muszę jeszcze zobaczyć się z rodziną”. Pobiegłem na Rymarską, już nie wróciłem do organizacji.

Nie mogłem zostawić Staśka samego. Naprawdę nigdy mi to nie przyszło do głowy. Lubiłem go, związałem się z nim, czułem się za niego odpowiedzialny.


Reklama


„Jeszcze nie wiedziałem, że ta zdobycz nas uratuje”

O trzeciej po południu padał drobny deszczyk, usłyszeliśmy pierwsze strzały. Na Rymarskiej powstańcy zbudowali barykadę. Zaczęła się poważna walka.

Stasiek siedział w ukryciu na strychu domu pod odwróconą do góry dnem wanną, a ja krążyłem między nim a powstańcami. Usłyszałem, że w Hali Mirowskiej rozdają żywność. Pobiegłem.

W hali był tłum ludzi i woda powyżej kolan. Udało mi się wyłowić konserwę i butelkę wódki. Szczęśliwy wróciłem na Rymarską. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że ta zdobycz uratuje nas od śmierci głodowej.

Powstańcza barykada na ulicy Marszałkowskiej. Sierpień 1944 roku.
Powstańcza barykada na ulicy Marszałkowskiej. Sierpień 1944 roku.

Okolice Rymarskiej zamieniły się w kupę gruzów. Powstanie upadało. Zaczęliśmy kombinować, gdzie tu się ukryć, żeby nie trafić w ręce hitlerowców. Na rogu Rymarskiej i placu Bankowego znajdowała się restauracja Melodia, teraz zrównana z ziemią. Przeczołgaliśmy się między rozbitym szkłem i kamieniami do piwnic.

W środku było pełno wody i ulatniający się z rury gaz. Ale były też krzesła i stoliki. Usadowiliśmy się na nich i tak przeczekaliśmy trzy dni. Jedliśmy po łyżeczce konserwy i popijaliśmy łykiem wódki. Jakbyśmy przyjmowali komunię. Zaraz, o czym to wtedy rozmawialiśmy? Chyba o niczym innym niż o sposobach ratunku.


Reklama


Czy wejść w tłum, czy zostać na bezludziu zgliszczy? Od mieszaniny wody i gazu spuchły nam głowy, oczy piekły. Konserwa się skończyła. Musieliśmy wyjść, póki starczało nam jeszcze sił.

Dom na Rymarskiej stał nie całkiem zniszczony. W piwnicy siedziało pełno ludzi. Ten płacze, tamten się modli. Ktoś ranny jęczy… A na zewnątrz kanonada. Po kilku dniach zapanowała dziwna cisza, a po jakimś czasie rozległ się tupot. Wiedzieliśmy, co to oznacza.

Źródło

Powyższy tekst stanowi fragment książki Barbary Stanisławczyk pt. Poza strachem. Jak Polacy ratowali Żydów (Wydawnictwo Fronda 2023).

Historia tego, jak Polacy ratowali Żydów

Autor
Barbara Stanisławczyk

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.