Zamachy z 11 września 2001 roku były jednym z przełomowych wydarzeń w historii najnowszej. Ich skutki odczuwamy do dzisiaj. Oto jak wyglądały przygotowania Al-Kaidy do przeprowadzenia ataku na USA.
Bin Laden [już wiosną 1999 roku] zaczął snuć plany dotyczące zsynchronizowanego ataku na Amerykę, związanego z porwaniem kilku samolotów. Potrzebował konkretnych rekrutów do odegrania głównych ról. Powinni mówić po angielsku, być obeznani z zachodnim stylem życia, a także mieć możliwość uzyskania wiz do Stanów.
Reklama
„Popatrz, nadal stoją”
„Operacja lotnicza”, jak ją nazywano w Al-Kaidzie, była pomysłem doświadczonego terrorysty, Chalida Szajcha Muhammada, którego Bin Laden poznał w latach osiemdziesiątych. Muhammad podziwiał mordercze ambicje swojego bratanka, Ramziego Jusufa, który w 1993 roku przeprowadził zamach bombowy na World Trade Center.
W 1995 Jusufa zaaresztowano w Pakistanie, a kiedy przewożono go helikopterem nad Manhattanem, jeden z agentów FBI zdjął mu przepaskę z oczu i wskazał na jarzące się w ciemnościach wieże World Trade Center, po czym powiedział z drwiną: „Popatrz, nadal stoją”. Na co Jusuf odparł: „Nie stałyby, gdybyśmy mieli więcej kasy i środków wybuchowych”.
„Operacja lotnicza” Al-Kaidy miała podjąć przerwane dzieło Jusufa i je udoskonalić. W ciągu lat planowania powstało wiele wersji spisku, ale u jego podstaw leżała wizja stworzona przez Chalida Szajcha Muhammada już w 1996 roku, zgodnie z którą dżihadyści mieli porwać dziesięć samolotów i skierować je na różne cele rozmieszczone na wschodnim i zachodnim wybrzeżu USA.
Ostateczny plan ataku na USA
Bin Laden ostatecznie odrzucił ten pomysł, uznając, że jest zbyt skomplikowany i trudny do realizacji. Preferował akcje łączące dużą siłę oddziaływania z wysokimi szansami na powodzenie.
W połowie 1999 roku zaaprobował okrojoną wersję planu, który miał wprowadzić w życie groźby zawarte w wygłoszonej rok wcześniej fatwie przeciwko Stanom Zjednoczonym i ich obywatelom, a także zainspirować innych do podobnych działań, uderzając w miejsca symboliczne, będące ucieleśnieniem amerykańskiej siły politycznej, wojskowej i finansowej.
Wkrótce po spotkaniu Bin Laden osobiście uczynił [studiującego w Hamburgu Muhammada] Atę taktycznym przywódcą misji i przekazał mu wstępną listę możliwych celów. Następnie odesłał całą grupę do Hamburga z dalszymi instrukcjami. Ata zgolił brodę, zaczął nosić zachodnie ubrania i przestał chodzić do meczetów, w których spotykali się fundamentaliści.
Reklama
Nauka latania na Florydzie
Dzięki temu miał sprawiać wrażenie mniej radykalnego i nie ściągać na siebie uwagi. W marcu 2000 roku wysłał mejle do trzydziestu jeden szkół lotniczych w Stanach, pytając o koszty nauki i zakwaterowania. Miały one zostać w tajemnicy pokryte przez Al-Kaidę. Przed złożeniem wniosków o wizy amerykańskie cała trójka udała, że zginęły im paszporty.
Wymiana dokumentów zatarła dowody potencjalnie podejrzanych podróży do Pakistanu i Afganistanu. W drugiej połowie maja wszyscy mieli już nowe paszporty i wizy turystyczne, a pod koniec lata studiowali na Florydzie w szkołach dla pilotów – Ata i Szihhi na jednej uczelni, a Dżarrah na drugiej.
Jeszcze zanim grupa z Hamburga zaczęła naukę, jak i nieco później, szesnastu innych mężczyzn przysięgło wierność Bin Ladenowi i Al-Kaidzie. Wszyscy przedostali się do Stanów, gdzie mieli odegrać swoje role w „operacji lotniczej”.
Czwarty pilot
Jeden z nich, dwudziestodziewięcioletni Saudyjczyk Hani Handżur, studiował już w Ameryce z przerwami od prawie dziesięciu lat, a w kwietniu 1999 roku zdobył licencję pilota turystycznego. Podczas pobytu w Arizonie Handżur zbliżył się do grupy ekstremistów, a w roku 2000 przebywał już w Afganistanie jako rekrut Al-Kaidy.
Reklama
Wiedza o pilotażu i znajomość języka, a także doświadczenie z pobytu w Stanach sprawiły, że w oczach Bin Ladena był doskonałym kandydatem na czwartego pilota „operacji lotniczej”.
„Mięśniaki”
Trzynastu pozostałych miało między dwadzieścia a dwadzieścia osiem lat. Prawie wszyscy byli Saudyjczykami, tylko jeden pochodził ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Niektórzy byli po studiach, ale większość nie miała wyższego wykształcenia, pracy i perspektyw. Tylko jeden z nich był żonaty. Podobnie jak trójka z Hamburga, przyłączyli się do Al-Kaidy po to, żeby wyjechać do Czeczenii.
Bin Laden wybrał ich osobiście i zażądał przysięgi lojalności i udziału w samobójczej misji. Choć nie byli zbyt imponującej postury – mało który miał więcej niż metr siedemdziesiąt wzrostu – chciał, żeby robili za „mięśniaków” i ochraniali mężczyzn, którzy szkolili się na pilotów.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Większość wróciła do Arabii Saudyjskiej, żeby zdobyć wizy amerykańskie, po czym ponownie wyjechali do Afganistanu na szkolenie z walki wręcz i nożem. W kwietniu 2001 roku zaczęli przylatywać do Stanów. Starali się nie rzucać w oczy i unikali kłopotów.
Braki komunikacji między CIA a FBI
Dwóch z „mięśniaków” miało wcześniej uczestniczyć w spisku Chalida Szajcha Muhammada dotyczącym porwania dziesięciu samolotów. Nawaf al-Hazmi i Chalid al-Mihdar byli doświadczonymi dżihadystami i walczyli już razem w Bośni. Przylecieli do Kalifornii w styczniu 2000 roku, jeszcze przed tym, jak grupa z Hamburga zaczęła szkolenie.
Reklama
Mieli sześciomiesięczne wizy turystyczne. Wywiad amerykański wiedział, że Mihdar jest członkiem Al-Kaidy, jeszcze zanim ten znalazł się w Stanach, znali też powiązania Hazmiego z Bin Ladenem. Niemniej nazwisko żadnego z nich nie widniało na listach potencjalnych terrory- stów, dostępnych dla straży granicznej. Inne kraje zamieściły w podobnych spisach zarówno Mihdara, jak i Hazmiego.
Kiedy obaj mężczyźni znaleźli się już w Stanach, CIA nie udostępniła FBI kluczowych informacji na ich temat. Sytuację pogorszyły „błędy jednostkowe i systemowe” Federalnego Biura Śledczego, jak je określono w późniejszym dochodzeniu. W efekcie zaprzepaszczono wiele możliwości.
Wiosna i lato 2001
Już w Stanach dwaj pochodzący z Mekki mężczyźni wtopili się w muzułmańską społeczność San Diego i uzyskali pomoc innych Saudyjczyków. Bin Laden początkowo typował Mihdara i Hazmiego na potencjalnych pilotów, ale za słabo znali angielski. Niewykluczone, że brakowało im też umiejętności i inteligencji – ich lekcje pilotażu utknęły w martwym punkcie, kiedy powiedzieli instruktorowi, że chcą nauczyć się latać, ale widać było, że niespecjalnie interesowały ich starty i lądowania.
Wiosną i latem 2001 roku, w ramach ostatnich szlifów, Ata, Dżarrah i Szihhi kilka razy przemierzyli kraj samolotami, obserwując poczynania załóg i zastanawiając się, czy uda im się przemycić broń na pokład. Ata poleciał do Hiszpanii, aby złożyć sprawozdanie członkowi Al-Kaidy, który odpowiadał za opracowanie całego planu, a następnie wrócił do Stanów.
Reklama
Dżarrah i Handżur próbowali nauczyć się nawigować na niskim pułapie wzdłuż rzeki Hudson, trasą, która prowadziła w pobliżu znanych nowojorskich budynków, takich jak World Trade Center, i wynajmowali niewielkie samoloty, na których trenowali. „Mięśniacy” spędzali czas na siłowniach.
Dlaczego wybrano 11 września?
Mijały kolejne miesiące. Bin Laden czuł coraz większą frustrację i naciskał na Chalida Szajcha Muhammada, chcąc, by ten wprowadził „operację lotniczą” w życie.
Uważał, że maj 2001 roku będzie najlepszym terminem, ponieważ wtedy minie siedem miesięcy od zamachu na USS Cole, ewentualnie czerwiec lub lipiec, ponieważ przywódca izraelskiej opozycji Ariel Szaron odwiedzał wtedy Biały Dom. Ata nie zamierzał jednak potwierdzać żadnego terminu, dopóki nie poczuje się całkiem gotowy.
Wreszcie w drugiej połowie sierpnia Ata wyznaczył datę – drugi wtorek września. Od tego dnia dzieliło ich zaledwie kilka tygodni. Zagadką pozostaje, czy za tą decyzją stały zwykłe względy logistyczne – w środku tygodnia nie powinno być pełnego obłożenia, a to oznaczało mniejszą liczbę pasażerów, z którymi trzeba sobie będzie poradzić.
Być może uznał ten termin za stosowny z punktu widzenia propagandy, ponieważ zapis daty – 9/11 – odpowiadał amerykańskiemu numerowi alarmowemu. Niewykluczone też, że miał na celu swoisty rewanż i wybrał rocznicę początku bitwy pod Wiedniem, podczas której armia imperium osmańskiego została upokorzona i pokonana przez chrześcijan, w wyniku czego przez kolejne stulecia słabły wpływy islamskie na świecie.
Mniej niż pół miliona dolarów
Niezależnie od pobudek Ata i jego osiemnastu wspólników zaczęli kupować bilety lotnicze. Niektórzy wykorzystywali do tego komputery w bibliotekach publicznych. Zachowali pewne kwoty na podstawowe wydatki i zwrócili resztę pieniędzy przedstawicielom Al-Kaidy ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Koszt całej operacji nie przekroczył pół miliona dolarów.
Reklama
Uczestnicy „operacji lotniczej” podzielili się na trzy grupy pięcioosobowe i jedną czteroosobową. Przywódcą każdej z nich był jeden z czwórki mężczyzn szkolących się na pilotów – Ata, Szihhi, Handżur i Dżarrah. Na początku drugiego tygodnia września wszyscy wynajęli już pokoje w hotelach i motelach w pobliżu Bostonu, Newark i Waszyngtonu.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Mitchella Zuckoffa pt. 11 września. Dzień, w którym zatrzymał się świat. Jej polskie wydanie ukazało się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego. Przełożyli Adrian Stachowski i Paulina Surniak.
Dzień, w którym zatrzymał się świat
Tytuł, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów i skrócony.
Ilustracja tytułowa: Płonące wieże WTC (Robert/CC BY-SA 2.0).
2 komentarze