Dla tych, których życie toczyło się w średniowiecznym zamku lub dookoła niego, pory roku były oznaczone uroczystościami uświęconymi przez Kościół, lecz sięgającymi swoimi korzeniami czasów pogańskich. Cztery pory roku, nie do końca pokrywające się ze współczesnym kalendarzem, wyznaczano za pomocą starych rolniczych świąt „ubranych” w chrześcijańskie zwyczaje. Oto, jak wyglądał rytm czasu w angielskim zamku i podległych mu wsiach 800 lat temu.
Zima trwała od dnia św. Michała Archanioła (29 września) do Bożego Narodzenia, kiedy to wysiewano pszenicę i żyto. Pomiędzy tymi świętami a Wielkanocą była wiosna – wtedy siano owies, groch, fasolę, jęczmień i wykę. Następnie wypadało lato trwające do dnia Lammas, czyli swego rodzaju dożynek obchodzonych 1 sierpnia. Ostatnią, najkrótszą porą był czas żniw – jesień.
Reklama
Najważniejsze święta w roku
Najważniejszymi świętami były Boże Narodzenie oraz Wielkanoc – stanowiły one punkty orientacyjne w ciągu roku. Za niemal równie ważne uznawano wypadające zazwyczaj w maju Zielone Świątki, czyli święto Zesłania Ducha Świętego (wypadające w siódmą niedzielę po Wielkanocy). Wszystkie te trzy wielkie święta celebrowano w formie świąt kościelnych, po których następował czas odpoczynku trwający tydzień lub dłużej, po czym odbywało się kolejne święto, tym razem ludowe, wskazujące na ponowne podjęcie pracy.
Pomniejsze religijne uroczystości miały bez wątpienia swe korzenie w rolnictwie. Warto wymienić tu święto Matki Boskiej Gromnicznej (2 lutego), gdy znów zaczynano uprawiać ziemię; Hocktide na koniec tygodnia wielkanocnego, czyli początek lata; trzy święta w maju: Mayday, Dni Krzyżowe oraz święto Wniebowstąpienia Pańskiego; letnie przesilenie, czyli dzień narodzenia św. Jana Chrzciciela (obchodzony 24 czerwca); uroczystość św. Piotra w Okowach, wypadająca w ten sam dzień co Lammas; wreszcie wspomniany dzień św. Michała Archanioła następujący zaraz po żniwach.
Początek zamkowego roku fiskalnego
Ostatnie z powyższych świąt wyznaczało nie tylko początek zimy, ale także początek zamkowego roku fiskalnego. Podczas gdy chłopi otwierali przejścia w żywopłotach okalających pola, by pozwolić bydłu paść się na rżyskach, i gdy na ugorach rozpoczynano orkę oraz bronowanie, zarządcy zamkowi i urzędnicy w majątkach ziemskich podsumowywali swoje rachunki.
Listopad był w anglosaskim kalendarzu czasem uboju, „miesiącem krwi”. Pokarmu było zbyt mało, by wyżywić większość zwierząt przez cały okres zimowy, a wędzone i solone mięso było niezbędne do przetrwania tego czasu przez ludzi. Miesiąc zaczynał się starym świętem Wszystkich Świętych, wywodzącym się z obrzędów mających na celu przebłaganie złych duchów zmarłych, zaadaptowanych następnie przez Kościół.
Po nim zaś następował Dzień Zaduszny. Martinmas, czyli dzień św. Marcina (11 listopada), stanowił kolejny przykład schrystianizowania tradycyjnego święta – dnia oracza. Celebrowano go, przynajmniej w późniejszych czasach, jedząc ciasta, paszteciki i frumenty – rodzaj puddingu zrobionego z pszenicy ugotowanej z mlekiem, porzeczkami, rodzynkami i przyprawami.
Zawieszano posługi chłopom pańszczyźnianym
Ponure dwa tygodnie oddzielające Boże Narodzenie od uroczystości Objawienia Pańskiego (6 stycznia), tzw. dwunastego dnia, gdy pola zalane były deszczem lub związane mrozem, przekształciły się w najdłuższe wakacje w ciągu roku, trwające czternaście lub piętnaście dni.
Reklama
W tym czasie zawieszano posługi wymagane od chłopów pańszczyźnianych, a służba w majątku ziemskim – strażnicy pól, pańscy oracze, pasterze, świniopasi i ludzie pilnujący wołów.– otrzymywała dodatkowe świadczenia, takie jak żywność, ubrania, napoje i drewno na opał, zwyczajowo należące się jej w okresie bożonarodzeniowym.
Poza serdeczną atmosferą, śpiewaniem kolęd i rozrywką Boże Narodzenie niejako zawieszało codzienne standardy zachowania oraz różnice wynikające ze statusu społecznego. W wigilię dnia św. Mikołaja, wypadającego 6 grudnia, katedry wybierały „chłopców-biskupów”, którzy w asyście chłopców ze szkół i chórów przewodzili obrzędom w święto Świętych Młodzianków (28 grudnia).
Z kolei 1 stycznia, w tzw. święto głupców, księża i urzędnicy zakładali maski, śpiewali „rozpustne pieśni” okadzane dymem z podeszew starych butów oraz jedli kiełbasy przed ołtarzem. Podczas tego żywiołowego okresu bożonarodzeniowego lord często wyznaczał specjalnych strażników na czas dwunastu nocy, spodziewając się zamieszek.
Dzierżawcy majątku należącego do londyńskiej katedry św. Pawła pomiędzy 25.grudnia a 6.stycznia mieli obowiązek pilnowania dworu – ich zapłatą były „dobry ogień w hallu, jeden biały bochen, jedno gotowe danie i jeden galon ale [co dnia]”.
Reklama
Okres zabawy dla mieszkańców zamku
Również w tym czasie „dom każdego męża, jak również ich kościoły parafialne były przystrojone ostrokrzewem, bluszczem, wawrzynem i czymkolwiek, co o tej porze roku było zielone” – napisał w dwunastym wieku William Fitzstephen w swoim opisie Londynu. W Wigilię przynoszono Bożonarodzeniowe polano – olbrzymi kawałek pnia drzewa, który wkładano w palenisko i który palił się przez dwanaście nocy.
Boże Narodzenie było okresem zabawy dla wszystkich mieszkańców zamku – od góry do dołu drabiny społecznej. Dzierżawcy majątków winni byli specjalne opłaty, lecz cieszyli się również wyjątkowymi przywilejami. Zazwyczaj musieli oni dostarczyć panu chleb, kury i ale, które sami uwarzyli. W zamian otrzymywali świąteczny obiad, przygotowany głównie z produktów, które sami przynieśli.
W efekcie lord organizował bożonarodzeniową ucztę niskim kosztem, jako że chłopi często dostarczali jeszcze opał, talerze czy serwetki. Na początku czternastego stulecia grupa trzech bogatych chłopów pańszczyźnianych z majątku należącego do katedry w Wells otrzymała dwa białe bochenki, tyle piwa, ile zdoła wypić w ciągu dnia, porcję wołowiny i bekonu z musztardą, jedną porcję gulaszu drobiowego i ser, a także opał potrzebny do ugotowania posiłku […] i do palenia od obiadu aż do wieczora i później oraz dwie świece”.
Inny wieśniak, który obrabiał mniej ziemi, miał otrzymać świąteczny obiad, „ale musiał przynieść ze sobą […] własny obrus, kubek i deskę do krojenia oraz zabrać z powrotem wszystko to, co zostało na obrusie, i powinien jeszcze dostać dla siebie i swoich sąsiadów jeden bochen podzielony na trzy części, by mogli nim zagrać w starą bożonarodzeniową grę”.
Reklama
Obfitował w występy komediantów
Owa gra mogła być wersją „fasolowego króla”. W trakcie tej zabawy ziarno fasoli chowano w cieście lub chlebie, a osoba, która je znalazła, na czas święta zostawała władcą. Wiele majątków należących do opactwa Glastonbury wydawało przyjęcia bożonarodzeniowe w dworskim hallu. Dzierżawcy przynosili na nie drewno na opał, własne talerze, kubki i serwetki, „jeśli chcieli jeść z obrusa”. Podawano chleb, rosół i piwo oraz serwowano dwa rodzaje mięsa, a chłopi pańszczyźniani mieli prawo siedzieć i pić po posiłku w hallu we dworze.
Wśród wyższych warstw społecznych baronowie i królowie podejmowali swoich rycerzy i domowników ucztami oraz rozdawali podarki z klejnotów i „szat”.– ubrań składających się z tunik, opończy i płaszczy. (…)
W całej Europie dwunastodniowy okres Bożego Narodzenia obfitował w występy komediantów, grup zamaskowanych mimów, którzy paradowali na ulicach i odwiedzali domy, by tańczyć i grać w kości. (…)
W Anglii występom komediantów towarzyszyły różnego rodzaju sztuki. Najdawniejsze z tych „sztuk mimów”, które dotrwały do naszych czasów, datuje się na szesnaste stulecie, niemniej z pewnością miały one swoje wcześniejsze, średniowieczne wersje. Wyróżniamy wiele odmian tego typu przedstawień.
Reklama
Czasami ich elementami mogły być taniec z mieczami lub sztuka o świętym Jerzym i smoku, zawsze jednak istniał wspólny temat, najprawdopodobniej wywodzący się z jeszcze wcześniejszych rytuałów. Symbolizował on śmierć i narodziny wszystkich żyjących stworzeń – walkę, w której wojownik ginął, ale wracał do życia za sprawą magicznej pigułki podanej mu przez medyka. Stałymi bohaterami tych sztuk byli błazen oraz mężczyzna przebrany za kobietę.
Podarki na nowy rok
Nowy Rok, podobnie jak Boże Narodzenie, był okazją do obdarowywania się prezentami. Mateusz Paris zapisał, że w 1249 roku Henryk III wymusił na mieszkańcach Londynu „jeden po drugim pierwsze podarki, które ludzie są przesądnie przyzwyczajeni nazywać darami noworocznymi”.
Owe „pierwsze podarki” były wróżbami pomyślności na nadchodzący rok. Podobnie rzecz się miała z pierwszą osobą, która wchodziła do domu po północy, nazywaną „pierwszą stopą”. Taki człowiek miał określać losy rodziny w całym nowym roku. W niektórych rejonach ten znaczący gość musiał być ciemnoskórym mężczyzną lub chłopcem, w innych blondynem, podczas gdy gdzie indziej uważano za właściwe, by miał płaskostopie.
Wyścigi z pługami
Na dworach powrót do pracy po świętach podkreślano specjalnymi ceremoniami mającymi uhonorować pług oraz kądziel. Wydarzeniem odbywającym się w Plow Monday, czyli pierwszy poniedziałek po święcie Trzech Króli, był wyścig z pługami. O wschodzie słońca wolni ludzie ze wsi mieli za zadanie zaorać część wspólnego pastwiska przeznaczoną pod uprawę w danym roku.
Każdy z nich starał się zrobić bruzdy w jak największej liczbie pasów ziemi, bo zagony, które w ten sposób powstały, mógł później obsiać. Kolejny zwyczaj, znany jednak z czasów późniejszych, najprawdopodobniej miał swoje korzenie jeszcze w epoce starożytnej. Był to tak zwany „pług głupca”. Narzędzie ciągnięte było po wsi przez grupę młodych oraczy proszących o grosik od drzwi do drzwi.
Gdyby ktokolwiek odmówił tej drobnej ofiary, młodzieńcy mieli zaorać mu ziemię przed wejściem. Przywódca grupy ubrany był w kostium kobiety i nosił zwyczajowo imię Bessy, miał też pod suknią przymocowany ogon byczka. Czasami oraczom towarzyszyli człowiek mający na głowie lisią skórkę oraz błazen z laską i pęcherzem.
Reklama
Tak naprawdę niewiele orki wykonywało się przed świętem Matki Boskiej Gromnicznej, zwanym wtedy formalnie Oczyszczeniem Najświętszej Maryi Panny (2 lutego). Było ono wspomnieniem oczyszczenia Maryi po narodzinach Jezusa. W tym dniu młoda mata wkładała swą suknię ślubną i szła do świątyni z zapaloną świecą. Wieś celebrowała to wydarzenie w formie procesji ze świecami.
Następne w kolejności było święto zwane „tłustym wtorkiem”, należące do obrzędów niereligijnych – jego obchody polegały na grach i uprawianiu sportu.
Wielki Post i Wielkanoc
W trakcie Wielkiego Postu prezbiteria zamkowych kaplic oraz wiejskich świątyń obwieszano welonami, zasłaniając krzyże i wizerunki świętych. W Niedzielę Palmową parafianie nieśli cisowe lub wierzbowe witki, podążając w procesji za Najświętszym Sakramentem i krzyżem dookoła kościoła. W Wielki Piątek odsłaniano krzyż i kładziono go na schodach ołtarza. Wierni podchodzili i całowali krucyfiks na kolanach, nisko się kłaniając – „pełznąc do krzyża”.
Następnie krucyfiks i hostię chowano w specjalnym „wielkanocnym grobowcu*”, umieszczonym w ścianach świątyni lub w kaplicy, i całe miejsce otaczano świecami. W wigilię Wielkanocy podczas całonocnego czuwania w kościele gaszono wszystkie ognie i świece, a następnie ceremonialnie rozpalano nowy ogień i zaświecano wielki paschał. Boży Grób otwierano w poranek wielkanocny i przenoszono Najświętszy Sakrament oraz krzyż na ołtarz.
Reklama
Wielkanoc, podobnie jak Boże Narodzenie, była dniem wymiany podarunków pomiędzy panem i jego dzierżawcami. Wieśniacy przynosili jajka, zaś lord urządzał obiad dla sług dworskich. Następny tydzień był dla chłopów pańszczyźnianych czasem wolnym, wypełnionym grami i zabawami. Przykładowo Fitzstephen opisuje dwunastowieczne pojedynki przy użyciu manekinów na łódkach na Tamizie w Londynie podczas tygodnia po Wielkanocy. W tym samym czasie „na moście, na nabrzeżach i w domach przy rzece wielu ludzi stało i obserwowało, śmiejąc się”.
Początek średniowiecznego lata
Ten okres kończył się wspomnianym świętem Hocktide, przypadającym na drugi poniedziałek i wtorek po Wielkanocy. Te dwudniowe celebracje w niektórych miejscach wiązały się ze zwyczajem biczowania mężów przez żony pierwszego dnia, zaś żon przez mężów drugiego.
Po Hocktide zaczynało się już średniowieczne lato wraz z zabawami związanymi z Mayday. Był to czas uprawiania miłości, gdy luzowano wszelkie tabu moralne. Przed świtem młodzi ludzie ze wsi, a czasem też starsi, włączając w to nawet duchownych, spotykali się, by „przynieść maik”. Wszyscy udawali się do lasu, by nazbierać dzikich kwiatów, zielonych gałązek oraz głogu.
Czasami spędzali tam też noc. Trzynastowieczny romans zatytułowany Guillaume de Dole opisuje świętowanie Mayday w Moguncji, „bardzo wesołym mieście”. Mieszkańcy spędzali noc w lesie „zgodnie ze starym zwyczajem”, a rankiem „nieśli maik” przez całe miasto, śpiewając, i zawieszali go w oknach i na balkonach. Wybierano królową i króla maja, którzy przewodzili tańcom i grom.
Reklama
Midsummer
Dni Krzyżowe, czyli poniedziałek, wtorek i środa przed świętem Wniebowstąpienia Pańskiego (obchodzonym czterdziestego dnia po Wielkanocy), świętowano na wsiach pod nazwą tzw. dni chodzenia. Chłopi wybierali się „chodzić” w procesji prowadzonej przez księdza, obnosili też krzyż, sztandary, dzwonki i światła wokół granic osady.
Przy tym „smagano jej granice” witkami wierzbowymi. Małych chłopców zanurzano w strumykach i stawach, a ich pośladki obijano o drzewa i kamienie, by zapamiętali granice osady. Procesja zatrzymywała się w zwyczajowych miejscach, pod tradycyjnym dębem lub jesionem, podczas gdy ksiądz odmawiał modlitwy i święcił uprawy. Ostatnim świętem w maju były Zielone Świątki, połączone z kolejnym tygodniem, w trakcie którego chłopi pańszczyźniani nie musieli pracować dla lorda.
W czerwcu, po strzyżeniu owiec, świętowano letnie przesilenie, zwane Midsummer, czyli wigilię święta narodzenia św. Jana Chrzciciela obchodzonego 24 czerwca. Trzynastowieczna księga kazań opisuje wigilię św. Jana, podczas której chłopcy zbierali kostki oraz śmieci i palili je.
Obnosili również żagwie po polach, by odpędzić smoki, które jakoby miały znajdować się na zewnątrz i zatruwać studnie. Podpalano koło i spuszczano je ze wzgórza – to miało oznaczać, że słońce osiągnęło najwyższy punkt swojej wędrówki po niebie i od teraz będzie zawracać.
Reklama
Początek sianokosów i żniwa
Samo święto narodzenia św. Jana Chrzciciela było tradycyjnie czasem rozpoczęcia sianokosów, zaś 1 sierpnia (lammas) – ich końcem. Nazwa tego drugiego dnia wzięła się od anglosaskiego terminu hlaf-mass („święto chleba”). W jego trakcie radowano się z pierwszych owoców, również wtedy pierwszy chleb z nowej pszenicy był błogosławiony w kościele.
Po 1 sierpnia nadchodził czas żniw. W tym czasie chłopi pańszczyźniani pracowali dla pana w ramach tzw. przysługi żniwnej. Ostatniego dnia żęcia grupy żniwiarzy ścigały się, która szybciej skończy pracę z jednym zagonem. Czasami zostawiano ostatnią partię zboża na potrzeby specjalnej ceremonii.
Ścinała ją wtedy najpiękniejsza dziewczyna lub sami robotnicy rzucali w zboże sierpami do momentu, aż któryś z nich je skosił. Ostatni snopek mógł też być udekorowany i przyniesiony do stodoły z akompaniamentem muzyki i w atmosferze powszechnej radości. Wieczorem odbywała się kolacja „żniwa w dom”, a w niektórych okolicach chłopi pańszczyźniani mieli przyjść do dworu pana, by „śpiewać żniwa w dom” podczas świętowania końca żniw. I tak nadchodził dzień św. Michała Archanioła, a wraz z nim cały cykl roczny powtarzał się od nowa. (…)
Tak właśnie wyglądał rok dla trzynastowiecznego chłopa oraz mieszkańca zamku. Jak widać, ich życie zależało od wsi oraz związanego z naturą cyklu sadzenia i zbierania plonów.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Frances i Josepha Giesów pt. Życie w średniowieczu (Znak Horyzont 2024). Przekład: Jakub Janik.