O Septymii Zenobii pisano, że „jej srogość, gdy okoliczności tego wymagały, przynależała tyranom, jej łaska, gdy wzywało ją poczucie słuszności, należna była dobrej cesarzowej”. Losy władczyni Smyrny z III wieku n.e., która rzuciła wyzwanie cesarstwu rzymskiemu przybliża Jennifer Wright w książce pt. I że ci (nie) odpuszczę.
Edward Gibbon w książce Upadek Cesarstwa Rzymskiego na Zachodzie napisał, że Zenobia (…) „pozostanie może jedyną kobietą, której wybitny geniusz przełamał ową niewolniczą bierność, jaką narzucają jej płci klimat i obyczaje azjatyckie”.
Reklama
Wielkie aspiracje Odenata
To komicznie nieprawdziwe stwierdzenie jest także mrocznym przypomnieniem, że kobieta, która nie chce być uważana za „służalczą”, musi mężnie walczyć zasadniczo z całą rzymską armią. Podczas gdy mężczyźnie ten sam szacunek należy się za to, że, powiedzmy, jest menedżerem lokalnego sklepu wielobranżowego.
Septymia Zenobia była wybitną jednostką. Wielu historyków obsypuje ją pochwałami. Ponoć wyróżniała się nie tylko wyjątkową urodą, ale też miała wybitny intelekt. Potrafiła czytać i pisać po łacinie, egipsku, syryjsku i grecku. Dowiodła także swej bezwzględności w boju.
W 258 roku poślubiła Odenata, króla Palmyry, rzymskiej prowincji. I choć Odenat głosił lojalność wobec Cesarstwa Rzymskiego, pragnął zostać „monarchą Wschodu” . Zważając na jego ówczesne zwycięstwo nad armią perską, miał solidne podstawy ku temu, by aspirować do tej roli.
Podobno Zenobia dorównywała mężowi wojskową pasją i „zwykle występowała konno w stroju wojskowym, a czasami nawet maszerowała po kilka mil pieszo na czele wojsk”. Zawsze miło, gdy para ma wspólne zainteresowania.
Reklama
Podbój Egiptu
Zenobia mogłaby przeżyć resztę swoich dni w roli bojowniczej żony, ale gdy Odenat został zamordowany przez spokrewnionego z nim Meoiniusza podczas zamachu stanu w 267 roku, wzięła odwet i straciła morderców. Jej syn miał wówczas dopiero roczek, więc obwieściła się regentką, przyjmując tytuł augusty, i postanowiła dokończyć to, czego nie zdołał mąż.
W 270 roku wygrała wojnę przeciwko Egiptowi i przy okazji skróciła o głowę stacjonującego tam rzymskiego prefekta. Stała się nie tylko wdową po człowieku, który miał ambicję zostać monarchą Wschodu, ale też królową Egiptu.
Na pierwszy rzut oka była dobrą władczynią. Ówczesne źródło mówi: „Jej srogość, gdy okoliczności tego wymagały, przynależała tyranom, jej łaska, gdy wzywało ją poczucie słuszności, należna była dobrej cesarzowej”. W Rzymie jednak za nią nie przepadano.
W niewoli Aureliana
Podbijając Egipt, Zenobia stała się wrogiem Rzymu, więc cesarz Aurelian, sam wprawny w bojach, tak że okrzykiem bojowym jego wojsk było „Mille, mille, mille occidit!” („Tysiąc, tysiąc, tysiąc zarżnął!”), najechał jej ziemie.
Reklama
Spodziewając się łatwego zwycięstwa nad kobietą, przeżył szok, że Zenobia nie ustąpiła, nawet gdy spustoszył Palmyrę. Napisał: „Pewni Rzymianie powiedzą, że prowadzę wojnę przeciwko zwykłej kobiecie, ale mam przed sobą tak wielką armię, jakbym walczył z mężczyzną.
Gdy Zenobię wezwano do poddania się, lekceważąco odparła: „Domagasz się mojej kapitulacji, jakbyś nie miał świadomości, że Kleopatra wolała umrzeć królową, niż pozostać przy życiu, choćby wysoko w randze”. Jej opór mógłby wywrzeć większe wrażenie, gdyby akurat nie uciekała ze stolicy na grzbiecie wielbłąda. Aurelian pojmał ją, sprowadził z powrotem do Rzymu, gdzie kazał jej kroczyć ulicami w paradzie na cześć swego zwycięstwa.
Nie było to tak druzgocące, jak się wydaje. Zenobia maszerowała w orszaku okryta od stóp do głów złotem i klejnotami. Rzymski lud ją podziwiał, a Aurelian prawił komplementy: „Jakaż to kobieta, jakże mądra w radzie, jak niezłomna w zamiarach, jak nieugięta wobec żołnierzy, jak hojna, gdy zachodzi konieczność, jak surowa, gdy wymaga tego dyscyplina”.
Zenobia mimo wszystko nie popełniła samobójstwa i nie umarła królową, za to poślubiła rzymskiego senatora i dożyła sędziwego wieku w luksusowej willi. Może i z czasem w zaciszu tego wspaniałego domostwa w Rzymie tęskno wspominała dni, kiedy była monarchinią Wschodu, ale cóż, kto by nie wspominał?
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Jennifer Wright pt. I że ci (nie) odpuszczę. Najbardziej mordercze kobiety w historii. Książka ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Poznańskiego. Tłumaczenie Monika Skowron.