Alianci liczyli, że zmasowane naloty na Niemcy dorowadzą do załamania gospodarki oraz skutecznie osłabią morale przeciwnika. O tym czy zrzucenie w trakcie pięciu lat 1,3 miliona ton bomb faktycznie przyniosło zamierzone skutki pisze profesor Richard Overy w książce Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperialna 1931-1945.
Niemal wszyscy przesłuchiwani po wojnie urzędnicy i przedsiębiorcy odpowiedzialni za niemiecką produkcję wojenną podkreślali, że upadek systemu transportu był główną przyczyną narastającego kryzysu w gospodarce.
Reklama
Z kolei wojskowi uważali, że utrata dostępu do paliwa była kluczowym elementem, który przyczynił się do załamania sił zbrojnych. „Bez paliwa – zauważył Göring – nikt nie może prowadzić wojny”.
Wpływ bombardowań na produkcję
Badania skutków wojny ekonomicznej przeprowadzone po zakończeniu konfliktu przez specjalnie powołane do tego instytucje ‒ Jednostkę Analiz Skutków Bombardowań Strategicznych Stanów Zjednoczonych (United States Strategic Bombing Survey, USSBS) oraz Jednostkę Analiz Skutków Bombardowań Brytyjskich (British Bombing Survey Unit, BBSU) ‒ z grubsza potwierdzały opinie przesłuchiwanych Niemców.
Analizy te skupiały się raczej na rezultatach wojny ekonomicznej niż na politycznych lub militarnych konsekwencjach nalotów bombowych. Nie próbowano w żaden sposób zamaskować faktu, że mimo pięciu lat nalotów, w czasie których zrzucono 1,3 miliona ton bomb, do jesieni 1944 roku niemiecka produkcja wojenna znacząco wzrosła: samolotów myśliwskich trzynastokrotnie, czołgów pięciokrotnie, a ciężkich dział czterokrotnie.
Najszybszy wzrost nastąpił dokładnie wtedy, gdy alianci uzyskali możliwość prowadzenia ciężkich i ciągłych bombardowań. Nie ulega wątpliwości, że gdyby nie te naloty, Niemcy mogliby wyprodukować znacznie więcej, ale ataki z powietrza były tylko jednym z czynników wpływających na wydajność gospodarki wojennej.
Autorzy amerykańskiego „Raportu ogólnego” obliczyli, że naloty kosztowały gospodarkę niemiecką 2,5 procent potencjalnej produkcji w 1942 roku, 9 procent w 1943 i 17 procent w 1944, gdy amerykańska ofensywa przeciwko celom przemysłowym w końcu stała się efektywna, chociaż statystyki te obejmowały także produkcję towarów o przeznaczeniu niewojskowym.
Zburzono 40% zabudowań
Raport był zgodny z opiniami przesłuchiwanych po wojnie dygnitarzy niemieckich i potwierdzał, że kampania paliwowa oraz zniszczenie systemu transportu Trzeciej Rzeszy były kluczowymi czynnikami podkopującymi jej wysiłek wojenny, i to mimo faktu, że raport sekcji paliwowej USSBS wykazał, iż zaledwie 3,4 procent bomb zrzuconych na instalacje paliwowe trafiło w zakłady i rurociągi, podczas gdy aż 84 procent spadło poza obrębem celów.
Reklama
Jak można się było spodziewać, amerykański raport przekonywał, że brytyjska kampania nalotów dywanowych „wywarła niewielki wpływ na produkcję”, ale sporządzone rok później analizy brytyjskie z grubsza potwierdzały wnioski Amerykanów. Po zbadaniu sytuacji w dwudziestu jeden miastach przemysłowych okazało się, że naloty dywanowe zmniejszyły produkcję w Niemczech zaledwie o pół procent w 1942 roku i o jeden procent w 1944.
Raport wykazał również, że w bombardowanych miastach produkcja rosła szybciej niż w czternastu miastach, które nie były bombardowane, a które uwzględniono w badaniu. W jego podsumowaniu stwierdzono, że amerykańska strategia wymierzona w transport była właściwym wyborem.
Tymczasem brytyjskie naloty dywanowe doprowadziły do zburzenia 40 procent zabudowy w Niemczech oraz śmierci ponad 350 tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci, lecz nawet ten bezprecedensowy poziom zniszczeń nie zapobiegł zwyżkowej trajektorii produkcji wojennej trwającej aż do jesieni 1944 roku.
Dlaczego produkcja nie spadała?
Niewielki wpływ ofensywy bombowej na gospodarkę Niemiec do czasu uderzenia w transport i produkcję paliw można tłumaczyć wieloma czynnikami. Nicholas Kaldor, jeden z ekonomistów prowadzących badania nad gospodarką niemiecką, przekonywał, że nowoczesne gospodarki przemysłowe dysponują w warunkach wojennych pewną „poduszką”, która pozwala im złagodzić skutki bombardowań.
Reklama
W Niemczech owa poduszka częściowo czerpała z zasobów i siły roboczej, które pozyskano z okupowanej Europy, częściowo z racjonalizacji systemu produkcji wojennej, a częściowo z improwizowanego rozproszenia produkcji.
Amerykański ekonomista J.K. Galbraith, który także uczestniczył w badaniach nad skutkami bombardowań, doszedł do wniosku, że gospodarka niemiecka „rozwijała się i była odporna, a nie statyczna i krucha”, jak to sugerował wywiad aliancki. Nawet sformułowana w 1941 roku przez RAF i brytyjskie Ministerstwo Wojny Ekonomicznej strategia, która zakładała, że naloty bombowe doprowadzą do załamania morale niemieckich robotników i ich absencji w zakładach pracy, ostatecznie zawiodła.
Prawie wszystkie ciężko zbombardowane miasta zdołały w ciągu trzech miesięcy osiągnąć 80 procent wydajności produkcji sprzed nalotów, aby w ciągu sześciu miesięcy osiągnąć 100 procent albo nawet je przekroczyć. W Hamburgu, po burzy ogniowej wywołanej nalotami bombowymi w lipcu 1943 roku, ponad 90 procent siły roboczej do września wróciło do pracy.
4,5% utraconych roboczogodzin
W momencie szczytowego nasilenia bombardowań alianckich w 1944 roku absencje w miejscu pracy wywołane nalotami stanowiły zaledwie 4,5 procent utraconych roboczogodzin w przemyśle, chociaż wskaźnik ten był wyższy w szczególnie mocno atakowanych sektorach gospodarki wojennej, takich jak budowa okrętów podwodnych i produkcja samolotów.
Reklama
Do tego czasu blisko jedną trzecią siły roboczej w Trzeciej Rzeszy stanowili cudzoziemscy robotnicy przymusowi, których zmuszano do pracy wśród ruin między kolejnymi nalotami. Główny koszt bombardowań dla niemieckiej gospodarki wojennej stanowiły programy pomocy społecznej i rehabilitacji dla ofiar nalotów oraz straty wynikające z oderwania od pracy robotników, którzy musieli się zajmować obroną cywilną i uczestniczyć w akcjach ratunkowych oraz naprawie szkód.
Trudno stwierdzić, do jakiego stopnia hamowało to zwyżkową trajektorię produkcji wojennej, nim zniszczony został system transportu w Rzeszy. W 1945 roku nie podjęto żadnej próby takich wyliczeń statystycznych, ale wydaje się wysoce nieprawdopodobne, aby zasoby ocalałe po nalotach alianckich mogły się przyczynić do jakiegokolwiek znaczącego wzrostu produkcji wojennej Niemiec, nawet gdyby można je było przetransportować.
Koszty militarne
O wiele bardziej znaczące były koszty militarne, jakie Niemcy ponosiły na skutek ofensywy bombowej aliantów. Do jesieni 1944 roku 80 procent niemieckiego lotnictwa myśliwskiego skoncentrowano do obrony Rzeszy przed bombardowaniami. Jednocześnie liczba budowanych bombowców spadła do zaledwie jednej dziesiątej budowanych myśliwców.
Czynniki te sprawiły, że niemieckie fronty zostały ogołocone z obu rodzajów samolotów. W 1944 roku w Niemczech rozmieszczonych było 56 400 dział przeciwlotniczych, a ich produkcja wynosiła 4 tysiące sztuk miesięcznie. Uzbrojenie przeciwlotnicze pochłaniało połowę produkcji przemysłu elektronicznego i jedną trzecią przemysłu optycznego.
Kiedy alianci rozpoczynali swoją kampanię bombową, nie przewidywali, że zmusi ona przeciwnika do takiego przekierowania wysiłku wojennego, które skutkować będzie zmniejszeniem ilości sprzętu dostępnego dla sił niemieckich walczących na frontach w kluczowym okresie wojny.
Źródło:
Tekst stanowi fragment książki Richarda Overy’ego pt. Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperialna 1931-1945. Tom 2 (Rebis 2025). Przekład: Tomasz Fiedorek.