Zachowane źródła, ale też publikacje naukowe, często zakłamują obraz życia dworskiego doby renesansu w zamku na Wawelu (i we wszelkich innych miejscach pobytu króla). Jest w nich mowa głównie o bezpośrednim otoczeniu najjaśniejszego pana. A więc na przykład o młodych szlachcicach, którzy ścielili jego łoże lub przygotowywali bieliznę, ale nie o praczkach dbających o czystość tejże ani o prostych służących, którzy pod nieobecność króla i dworzan zamiatali izby, myli kamienne podłogi albo odkurzali arrasy.
Podobnie pisze się na przykład o krajczym, czyli szlachcicu, który podczas uczt kroił mięso, próbował go i skrzętnie dobierał najlepsze kęski dla monarchy oraz szczególnie utytułowanych gości.
Reklama
Doktor Mieczysław Morka komentuje, że nie było to zadanie łatwe. Ale chyba mimo wszystko prostsze niż praca posługaczy, nieustannie dźwigających wodę ze studni, albo kuchcików, szorujących tysiące naczyń używanych na Wawelu. O tych ostatnich historia jednak milczy, podobnie jak o przytłaczającej większości ludzi, bez których pałac nie mógłby funkcjonować.
Łożny i pokojowcy królów
Ponieważ Wawel był w pierwszej kolejności domem monarchy, szczególnie dużo wiadomo o szeroko rozumianej służbie pokojowej.
We wnętrzach prywatnych Zygmuntowi asystowało kilku, maksymalnie kilkunastu, pokojowców, nazywanych też komornikami. Nie należy, przez podobieństwo do dzisiejszego słowa „pokojówka”, wyobrażać ich sobie jako ludzi o podrzędnym statusie.
Pokojowcami byli wyłącznie szlachcice, często świetnie urodzeni i dysponujący własnym orszakiem. Pomagali królowi się ubierać, usługiwali mu przy stole, wspierali go w codziennych czynnościach, ale w żadnym razie nie byli sprzątaczami.
Szczególną pozycją cieszył się zwłaszcza łożny czy też łożniczy, dbający o komfort nocnego odpoczynku jego wysokości.
Reklama
Paziowie polskich królów
Prostsze polecenia i sprawunki spadały na barki paziów. Byli to młodzi potomkowie rodów herbowych, często wręcz dzieci, stąd określano ich również mianem pacholąt.
Na Wawelu mieli nabierać ogłady i manier, a poza tym uczęszczać do szkoły. Wielu dopiero w pałacu uczyło się czytać i pisać. Zygmunt mógł mieć jednocześnie kilkunastu czy może dwudziestu paziów. Ci po paru latach albo opuszczali służbę, albo awansowali do rangi pokojowców.
Odźwierni na Wawelu
Kolejną kategorię stanowili odźwierni. To byli już wyłącznie plebeje, czemu trudno się dziwić, biorąc pod uwagę monotonię powierzanej im pracy. Odźwierny stale dyżurował przy jednym z portali wiodących do pokojów królewskich.
Ubrany w ozdobny kaftan, dodawał wnętrzom klasy. Na widok króla, ważnych dworzan oraz zapowiedzianych gości miał z gracją otworzyć wrota, potem zaś delikatnie je zamknąć po przejściu szacownych person.
Reklama
Łącznie na Wawelu było przynajmniej około dziesięciu królewskich odźwiernych. Najbardziej zaufany z tego grona obstawiał wejście do komnaty sypialnej.
Garderobiani i lokaje
Ludziom nisko urodzonym powierzano również funkcję garderobianych. Ci dyskretnie czyścili monarsze ubiory, wykonywali drobne poprawki krawieckie i zabezpieczali futra, aby w miesiącach letnich nie zjadły ich mole lub nie uszkodziła wilgoć.
Od czasów Zygmunta Augusta zaczęto poza tym zatrudniać lokajów – „etatowych” służących, którzy w przeciwieństwie do szlacheckich pokojowców nie mieli prawa kręcić nosem, gdy kazano im wykonywać brudne i nieprzyjemne zadania.
****
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją książkę pt. Wawel. Biografia. To pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski: o życiu władców, ich apartamentach, zwyczajach, o setkach innych lokatorów Wawelu i o fascynujących zdarzeniach, które rozgrywały się na smoczej skale przez ponad tysiąc minionych lat.