Czy Jan Sobieski powinien był ruszać pod Wiedeń w 1683 roku? Jak postrzegano wówczas Rzeczpospolitą i czego właściwie spodziewano się po Polakach? Raymond Ibrahim – amerykański historyk pochodzący z rodziny egipskich Koptów – zwraca uwagę na aspekty przygotowań do sławnej bitwy pod Wiedniem, o których w naszej literaturze raczej się nie wspomina. Poza tym spogląda na temat z zewnątrz i komentuje go bez ogródek.
W polskiej literaturze już na tysięczne sposoby omawiano kwestię tego czy Jan Sobieski powinien był ruszać pod Wiedeń i wspierać Habsburgów. Nierzadka jest opinia, iż jego decyzja na dłuższą metę pogrążyła Polskę – bo z sukcesu bardzo niewiele wynieśliśmy, a za to umocniona Austria stała się jednym z mocarstw rozbiorowych.
Reklama
Raymond Ibrahim, autor wydanej niedawno książki Miecz i bułat. Czternaście wieków wojny pomiędzy islamem a zachodem nie wybiega tak daleko w przyszłość w stosunku do bitwy wiedeńskiej. Też jednak zwraca uwagę, że polski udział w obronie austriackiej stolicy nie był wcale przesądzony.
„Dzika i nieprzewidywalna zbieranina”
Po pierwsze daje charakterystykę Polaków, która dla nas musi brzmieć cokolwiek dziwnie, nawet obraźliwie, ale która całkiem trafnie odzwierciedla opinie, jakie trzy i pół wieku temu musiały być standardem na wiedeńskich salonach. I jakie w efekcie wciąż pokutują w zachodniej literaturze.
Od momentu utworzenia tej ostatniej Ligi Świętej przeciwko islamowi Polacy wydawali się dziką i nieprzewidywalną zbieraniną. W przeciwieństwie do Niemców – którzy pod względem etnicznym, językowym i kulturowym podobni byli do Austriaków – Polacy przypominali raczej Rusinów.
Wydawali się pospolici i prymitywni, przynajmniej dla wyrafinowanego, noszącego pudrowane peruki wiedeńskiego dworu Leopolda. Byli jednak tęgimi wojownikami, a Rzeczpospolita Obojga Narodów należała wówczas do największych mocarstw Europy.
Reklama
„Uparty, raczej niefrasobliwy i zdecydowanie otyły”
Co oczywiste ani Polacy nie byli w rzeczywistości dzicy, ani mocarstwowość Rzeczpospolitej, po potopie szwedzkim i wszystkich innych katastrofach XVII stulecia, nie była już w pełni aktualna. Obie opinie nadal jednak wówczas żyły. Co zaś do samego władcy Polski i Litwy Raymond Ibrahim daje następujący jego obraz:
Powszechnie znana była wojskowa sława Jana Sobieskiego (…) zdobyta po zwycięstwach w starciach z Turkami i Tatarami. W 1683 roku Sobieski miał jednak pięćdziesiąt cztery lata, był uparty, raczej niefrasobliwy i zdecydowanie otyły.
„Zrobił, co należało”
Jak podkreśla autor książki Miecz i bułat południowi sojusznicy Sobieskiego wcale nie byli pewni czego można się po nim spodziewać. Zaś interesy polityczne niekoniecznie przemawiały za polskim udziałem w wojnie. Choć cytowany historyk komentuje je kładąc akcenty jednak inaczej niż jest to przyjęte u nas. Finalnie podkreśla zaś, że Sobieski mimo wszystko zrobił „to, co należało”.
Wszyscy zastanawiali się, czy polski król dotrzyma przysięgi i przybędzie. Miał wszakże wiele do stracenia – pod jego nieobecność zagrażał Polsce atak protestanckich Węgrów – a niewiele mógł zyskać, maszerując, walcząc i umierając za Austriaków i Niemców w czasach, gdy chrześcijanie brali się za łby między sobą.
Reklama
Zrobił jednak to, co należało – ku ekstatycznej radości Leopolda, który schlebiał mu w liście: „Samo twoje imię, tak straszne dla wroga, zapewni zwycięstwo”.
Zauważywszy, że „furia osmańska panoszy się już wszędzie, atakując niestety chrześcijańskich książąt ogniem i mieczem”, Sobieski uporządkował swoje sprawy. Napisał do Thökölyego, węgierskiego wichrzyciela, „że jeśli ten spali choć słomkę na ziemiach jego sojuszników lub jego własnych, on pójdzie i spali go wraz z całą jego rodziną w jego własnym domu”. 17 lipca Sobieski opuścił Warszawę i udał się długim traktem na południe do Wiednia.
Bibliografia
Powyższy artykuł powstał na podstawie książki Raymonda Ibrahima pt. Miecz i bułat (Rebis 2025).