Według skandynawskich sag sport stanowił bardzo ważny element życia wikingów. W świecie, gdzie tężyzna fizyczna odgrywała ogromną rolę rywalizację traktowano niezwykle poważnie. Często wystarczyła chwila i zabawa zamieniała się w starcie, którego stawką było nierzadko życie. O roli sportu w codzienności wczesnośredniowiecznych ludzi Północy pisze profesor Eleanor Barraclough na kartach książki Nieznane oblicze wikingów. Zapomniane opowieści nordyckiego świata.
Również w epoce wikingów ludzie uprawiali różne sporty, z których część jest nam lepiej znana, część nie. Trudniej nam cokolwiek więcej powiedzieć o innych sportach poza łyżwami, a to z racji niewielkich ilości materiału archeologicznego.
Reklama
Sporty uprawiane przez wikingów
Informacje na ten temat czerpiemy przede wszystkim ze staronordyckich sag, które zaczęto spisywać w XIII wieku na Islandii. Zawarte w nich zostały opowieści przekazywane ustnie przez wieki, być może nawet od czasów pierwszych osadników. Nie dysponujemy żadnymi dodatkowymi materiałami, trudno więc oceniać historyczną wartość tych relacji, jeśli jednak wierzyć sagom, to sport stanowił ważną część życia ówczesnych ludzi.
Dla sportu organizowano walki koni, grę w piłkę i przeciąganie liny, a także zapasy i zawody pływackie. Uprawiano też dyscypliny dziś nieznane, na przykład rzucanie zwierzęcą skórą (coś podobnego do głupiego Jasia) czy zabawę z wykorzystaniem łyżek do mieszania (podczas tej tajemniczej i niezbyt miłej zabawy korzystano z łyżek wykonanych z rogów; jak wynika z historii zawartej w Harðar saga, czyli „Sadze o hordzie”, co najmniej raz zakończyło się to śmiercią sześciu uczestników zabawy). W tych opowieściach w rozgrywkach biorą udział wyłącznie mężczyźni, co mogło stanowić wierne odzwierciedlenie rzeczywistości.
Tego typu rozrywki mogły pełnić funkcję podobną do wieczornego kopanie piłki na podwórku (staronordyckie słowo leikar oznacza po prostu „gry” albo „zabawy”). Niekiedy jednak organizowano wydarzenia na większą skalę, które ściągały uczestników i widzów z całej okolicy (leikmót, czyli „spotkanie przy grze”).
Takie imprezy mogły trwać nawet kilka tygodni i zbiegać się w czasie z ważnymi datami w kalendarzu, jak przesilenie zimowe lub letnie, mogły się też odbywać w długie jesienne wieczory albo towarzyszyć wydarzeniom religijnym bądź związanym z uchwalaniem prawa.
Wystarczył chwila
Wzmianki o sporcie pojawiają się zwykle w kontekście dramatycznej narracji sagi, w związku z rozpoczęciem lub eskalacją jakiegoś konfliktu. Jak łatwo się domyślić, rzadko się zdarza, żeby wszystko poszło jak z płatka.
Napięcie dotąd tlące się pod powierzchnią nagle się kumuluje, a rozgrywka z niewinnej zabawy szybko przeradza się w śmiertelne starcie. Najgorzej rzecz się ma z walkami koni, w trakcie których mężczyźni ustawiali się za zwierzętami i poganiali je kijem. Zgodnie z opisem Grettis saga („Saga o Grettirze”) przedstawiało się to tak:
Reklama
Wtedy wyprowadzono ogiery, które wcześniej trzymano związane nad brzegiem rzeki, tuż nad wodą. Konie walczyły dobrze, widowisko było przednie. Odd żywiołowo poganiał konia, a Grettir swojego cofał: jedną ręką trzymał go za ogon, w drugiej zaś miał kij, którym go uderzał .
Nieciekawy finał
Wkrótce jednak uczestnicy walki rzucili się z kijami na siebie i ostatecznie jeden z nich wylądował w wodzie z trzema złamanymi żebrami. Niewiele lepiej kończą się w sagach rozgrywki z wykorzystaniem piłki.
Gísla saga opisuje waśń między powinowatymi, która wymknęła się spod kontroli. Dwukrotnie w tej historii mecz z wykorzystaniem piłki znajduje nieciekawy finał.
Jednego dnia wielki tłum przyszedł na mecz, ponieważ chciał się dowiedzieć, kto jest najsilniejszym i najlepszym graczem. Tak samo było tu, jak i wszędzie indziej. Im więcej osób przybywało popatrzeć, tym większa była wola rywalizacji.
Reklama
Podobno Bork przez cały dzień nie zrobił żadnych postępów przeciwko Thornsteinowi, ale w końcu tak się zezłościł, że złamał jego kij na dwie części. W odpowiedzi na to Thornstein się na niego rzucił i powalił go na lód.
Możemy tylko domniemywać, że nie zawsze rozgrywki sportowe przebiegały w atmosferze aż takiego napięcia i znajdowały aż tak tragiczny finał.
Historia Finnbogiego Silnego
Opisy zawarte w sagach wyjaśniają jednak, dlaczego nie dysponujemy żadnymi śladami po takich wydarzeniach – one mianowicie nie zapisują się w żaden sposób w materiale archeologicznym. Po pokazach siły coś nam jednak zostało, nawet jeśli sprowadza się to do splotu elementów topograficznych i tradycji.
Również i te ślady znajdujemy na Islandii, ponieważ to właśnie tamtejsi mieszkańcy słyną z wielkiej siły fizycznej, sama zaś wyspa znana jest jako kraina lodu i ognia. Głównym bohaterem Finnboga saga ramma („Sagi o Finnbogim Silnym”) jest Finnbogi Silny, który ma ademonstrować swoje możliwości przed przyjaciółmi i znajomymi.
Reklama
Finnbogi podszedł do wielkiego kamienia, który stał mocno na ziemi. Poderwał go w górę, choć większości ludzi się wydawało, że z powodu jego rozmiarów nie będzie mógł go podnieść. Uniósł dwa kamienie i położył je na tym wielkim, a potem wszystkie je dźwignął do piersi i przeszedł z nimi spory kawałek.
Następnie zaś rzucił je tak, że ten wielki zapadł się w grunt na co najmniej dwa łokcie. Podobno nie ma już teraz śladu po tym kamieniu, ale można zobaczyć tamte dwa, które były na górze. Thorgeir tak mu dziękował: „Najpewniej ten pokaz siły, twoim zdaniem niewielkiej, zostanie zapamiętany tak długo, jak długo ludzie będą zamieszkiwać Islandię, i wszyscy będą znali twoje imię.
Finnbogi pewnie by się ucieszył, gdyby wiedział, że saga zawierająca w tytule jego imię przetrwała tysiąc lat i nadal jest czytana. Tak się jednak niefortunnie składa, że jeśli chodzi o siłę i pamięć pośród mieszkańców Islandii, wyrosła mu bardzo poważna konkurencja. Na wyspie można natknąć się w różnych miejscach na wielkie głazy, które pojawiły się jakby znikąd.
Kolejny islandzki siłacz
Są to głazy narzutowe, przyniesione przez lodowce z różnych dalekich miejsc. Dziś noszą one imię innego siłacza upamiętnionego przez sagi, a mianowicie Grettira, który kilka akapitów wcześniej połamał żebra swojemu rywalowi podczas walki koni. Historia Grettira to opowieść o gigantycznej sile i niezwykłej wrażliwości.
Reklama
Jej bohater, człowiek wyjęty spod prawa, przez dwadzieścia lat włóczył się po dzikich ostępach Islandii i dzielnie walczył z potworami, choć bał się ciemności. Trzykrotnie w treści sagi napotykamy informację, że jakiś głaz nazwano na jego cześć, ponieważ tylko on był go w stanie podnieść. Pierwsza taka historia pojawia się krótko po wzmiance o tym, jak został skazany na wygnanie.
Gdy wracali ze Zgromadzenia, wodzowie zatrzymali konie przy Sledaas, zanim się rozjechali każdy w swoją stronę. Grettir podniósł głaz, który tam leżał na trawie, a który się teraz nazywa Grettishaf (Udźwig Grettira). Wielu ludzi przybywało, żeby go obejrzeć, i zdumiewało się na myśl, że młody człowiek podniósł tak wielki głaz.
Wiele islandzkich głazów do dziś nosi imię Grettira. Mamy między innymi Grettishaf („Udźwig Grettira”) i Grettistak („Chwyt Grettira”). Te nazwy nie muszą pochodzić z czasów, kiedy sagi się ukształtowały albo zostały spisane, z całą pewnością jednak świadczą o tym, że różne historie i opowieści trwają również w przestrzeni wokół nas.
Dziedzictwo wikingów
Nazwy niektórych kamieni, choć już nie nawiązują do Grettira, w jakiś inny sposób odzwierciedlają upodobanie Islandczyków do wszelkiego rodzaj demonstracji siły fizycznej. Na całej wyspie można znaleźć różnego rodzaju „dźwigane kamienie”, z którymi wiążą się jakieś opowieści czy tradycje.
Islandia do dziś wydaje na świat umięśnionych olbrzymów, którzy święcą triumfy podczas międzynarodowych zawodów siłaczy i siłaczek. Ich wielka liczba, zgoła nieproporcjonalna do ludności wyspy, stanowi dziedzictwo sięgające korzeniami jeszcze czasu pierwszych osadników. Wielu z ich nadal podnosi wielkie głazy.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Eleanor Barraclough pt. Nieznane oblicze wikingów. Zapomniane opowieści nordyckiego świata (Prószyński i S-ka 2025). Przekład: Magdalena Witkowska.