W latach 1245-1247 odbyła się pierwsza dobrze znana wyprawa europejskich wysłanników na dwór chana Mongołów w Karakorum. Do stolicy koczowniczego imperium, odległej od Rzymu o 9000 kilometrów, wyruszyli trzej franciszkanie: Jan di Piano Carpini, a poza tym Stefan z Czech oraz Benedykt Polak, który dołączył do pozostałych podczas przystanku we Wrocławiu. Oto co spotkało średniowiecznych eksploratorów, gdy wreszcie stanęli przed obliczem chana.
[Jan i jego towarzysze] chcieli dotrzeć do Karakorum w porę, by obejrzeć planowaną od dawna intronizację chana Güyüka. Karakorum było jego główną siedzibą, a przygotowania do wstąpienia na tron przykuwały wzrok.Reklama
Jan pisze, że wzniesiono ogromny wojłokowy pawilon, który mógł pomieścić „ponad dwa tysiące osób”. (…) Otaczała go drewniana palisada ozdobiona malowanymi wzorami.
Jana dziwiło, że pierwszego dnia wszyscy członkowie dworu byli w szatach z białego, drugiego (kiedy pokazał się Güyük we własnej osobie) z czerwonego, trzeciego z niebieskiego wojłoku, a czwartego z najdelikatniejszego brokatu. W palisadzie były dwie bramy, jedna dla samego chana, druga dla tych, których wpuściły straże. Wszyscy musieli stać w dużej odległości od władcy.
Wielki chan oczami średniowiecznych podróżników
A jakiego człowieka ujrzeli papiescy wysłannicy, gdy w końcu dopuszczono ich przed oblicze wielkiego chana? Odpowiedź rozczarowuje. Żaden z nich nie przedstawił jego indywidualnych rysów, tylko zobaczył w nim metonimię panującego na mongolskim dworze porządku politycznego i społecznego.
Według Jana Güyük „miał od czterdziestu do czterdziestu pięciu lat” (w rzeczywistości trzydzieści pięć) i był „średniego wzrostu”. Reszta opisu skupia się na jego surowej osobowości: „bardzo roztropny i niezwykle przebiegły”, „dostojny i poważny w zachowaniu”, „nigdy nie widziano, by się śmiał z jakiegokolwiek powodu czy marnował czas na błahostki”.
Reklama
Jednak w odróżnieniu od większości Europejczyków, którym często się to zdarzało przy zetknięciu z obcymi ludami, Jan nie doszukuje się w fizjonomii czy kolorze skóry Güyüka żadnych oznak świadczących o jego moralności. Widzi w nim raczej uosobienie cech charakterystycznych dla jego pozycji i obowiązującego na jego dworze rygoru i porządku. (…)
Jan di Piano Carpini obejrzał wspaniałą intronizację Güyüka, która odbyła się w namiocie wspartym na obitych złotą blachą kolumnach i drewnianych, przytwierdzonych do nich złotymi gwoździami krokwiach (dzięki obfitości lśniącego złota obóz ten zyskał miano Szira Orda, „Żółty Obóz”).
Zebrała się tam masa ludzi; po południu wszyscy znowu zaczęli pić i oddawali się temu nieprzerwanie do wieczora. Potem jedli pieczone niesolone mięso, czasami polewając je jak sosem słonym rosołem. Nad władcą, gdziekolwiek się ruszył, trzymano chroniący go przed kaprysami pogody, ozdobiony szlachetnymi kamieniami parasol.
Nieserdeczna gościna
Po ceremonii Jan i jego towarzysze zostali praktycznie uwięzieni w domu matki wielkiego chana. Powiedziano im, że chan „zamierza wznieść swój sztandar przeciwko całemu zachodniemu światu” i nie chce, by ludzie stamtąd dowiedzieli się o jego planach.
Reklama
Janowi (który przywiązywał dużą wagę do ilości pokarmu) i jego towarzyszom dawano tak mało do jedzenia i picia, że „cierpieli tak wielki głód i pragnienie, że ledwie trzymali się przy życiu”.
Ulitował się nad nimi i dostarczył im trochę żywności rosyjski złotnik imieniem Kuźma, jeden z wielu europejskich rzemieślników pracujących na dworze chana.
W końcu ich wypuszczono i pozwolono odjechać, dając na drogę list z pieczęcią chana. Jego matka podarowała im płaszcz z lisich skór i belę welwetu.
Jej dworzanie ukradli kilka kawałków tkaniny, co, jak pisze Jan, „nie uszło naszej uwagi, ale woleliśmy nie wszczynać o to awantury”. W obcym kraju podróżnicy często puszczają płazem sprawy, które w innej sytuacji mogłyby być powodem do poważnej skargi.
List wielkiego chana w relacji Benedykta Polaka
Benedykt Polak przepisał w swojej relacji list chana, z datą 2 jumada 644 roku (pod koniec listopada 1246 roku).
Chan wykazywał w nim papieżowi, że Bóg jest wyraźnie po stronie Mongołów, bo to oni „zniszczyli całą ziemię od wschodu do zachodu na Jego chwałę”. Czy mogło to, pytał, być sprzeczne z Bożą wolą?
Reklama
Wytykał, że chrześcijańscy książęta nie ulegli jego poprzednikom, i butnie wzywał papieża do poddania się, co wspaniałomyślnie przyjmie. Groził, że jeśli papież tego nie zrobi, uzna go za wroga, „a wtedy jeden Bóg wie, co się stanie”.
Długa podróż zakonników zakończyła się sukcesem w tym sensie, że utworzyli kanał komunikacji z mongolskim dworem, ale nie osiągnęli głównego celu, w którym w nią wyruszyli, nie zdołali bowiem nakłonić chana do zaprzestania najazdów. Ba, zagroził kolejnymi.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Anthony’ego Bale’a pt. Przewodnik średniowiecznego obieżyświata. Ukazała się ona nakładem Domu Wydawniczego Rebis w 2024 roku.