Żaden zakład medyczny w przedwojennej Polsce nie był wspominany przez prasę brukową równie często, co Szpital dla Umysłowo Chorych w Tworkach – dzielnicy Pruszkowa. Właśnie tam wysyłano warszawskich przestępców, w celu ustalenia ich poczytalności. Warunki „obserwacji” niekoniecznie były tak surowe, jak można by sądzić. Wiele mówi przykład zbiedniałej arystokratki, Zyty Woronieckiej, która w 1931 roku zastrzeliła swojego partnera. Oto co na temat jej pobytu w Tworkach pisze Sławomir Koper na kartach książki Zbrodnie z namiętności.
Morderczyni została osadzona na Pawiaku, a podczas pierwszych przesłuchań bez oporów składała wyjaśnienia. Podkreślała, że nie zamierzała zabić niewiernego kochanka, a „rewolwer chwyciła, aby popełnić samobójstwo”, natomiast „w momencie strzałów” zupełnie „nie wiedziała, co czyni”.
Reklama
„Zaczęła zdradzać silne zaniepokojenie”
„Była to chwila straszliwej i wyjątkowej tragedii” – notowała w pamiętniku, który zaczęła prowadzić w celi.
Wszelkie hamulce w jednej chwili w szalonej, bezgranicznej rozpaczy zerwały się. Cierpienie paraliżowało duszę moją i rozegrało się to, czego nigdy nie mogłam przewidzieć, bo zamiast mej osoby padł ten, który był mi wszystkim.
W areszcie chwile histerii przeplatała długimi okresami milczenia. W obawie o życie osadzonej zarządzono więc ciągłą obserwację, tym bardziej że Zyta deklarowała, iż „nie ma po co żyć”.
„Wczoraj po południu” – informował »Głos Poranny« pięć dni po tragedii – „po widzeniu się z rodziną i obrońcą – zaczęła zdradzać silne zaniepokojenie, które zamieniło się w rozstrój nerwowy. Wezwany lekarz więzienny udzielił księżniczce Woronieckiej pomocy; stan silnego zdenerwowania jednak nie minął”.
Reklama
Trzy miesiące w Tworkach
Rodzina nie zostawiła jej w potrzebie: Zyta dostała znakomitego obrońcę, podjęto też starania o zwolnienie jej za kaucją.
Chociaż prokurator nie wyrażał sprzeciwu, sąd jednak się na to nie zgodził, a w zamian zarządził obserwację psychiatryczną. W efekcie Woroniecka trafiła na trzy miesiące podwarszawskiego szpitala w Tworkach.
Najwyraźniej nie czuła się tam źle, a na pewno znacznie lepiej niż w areszcie. Dyrekcja zakładu okazywała jej bowiem dużo wyrozumiałości, księżniczka miała tam znakomite (jak na zakład psychiatryczny) warunki.
„Po krótkotrwałej depresji” – informowała prasa – „obecnie Woroniecka czuje się zupełnie dobrze i zachowaniem swym nie zdradza zupełnie objawów jakiejś stałej choroby umysłowej. Naczelny lekarz szpitala, dr Łuniewski, pozwolił, by w pokoju, w którym umieszczono badaną, znajdował się fortepian. (…) Zabójczyni, siedząc w tym pokoju, przez cały dzień korzysta z instrumentu”.
Fortepian to nie wszystko, bo już niebawem Woroniecka w pełni zaczęła brać udział w innych rozrywkach organizowanych dla pacjentów placówki.
Chciała tam już zostać
Wzbudzało to mieszane uczucia obserwatorów, a już szczególnie mocno poruszało znanego sprawozdawcę sądowego Leona Okręta:
Zabiła człowieka, pokutuje boleśnie za swój grzech, a w Tworkach na balu dla pacjentów tańczy ochoczo, bawi się doskonale i z prawdziwą przyjemnością i dumą chwali się wierszowaną epistołą, w której jakiś biedny szaleniec wyraża jej swój miłosny entuzjazm! Taka jest jej psyche.
Reklama
Nic zatem dziwnego, że gdy czas obserwacji dobiegł końca, zabójczyni zwróciła się z prośbą, by „do czasu rozprawy sądowej pozostawiono ją w zakładzie”.
Prokurator – oczywiście – odrzucił prośbę i Woroniecka ponownie trafiła na Pawiak. Osadzono ją w celi z pewną akuszerką oskarżoną o zamordowanie brata swojego konkubenta.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Sławomira Kopra pt. Zbrodnie z namiętności (Wydawnictwo Fronda 2023).