Lwowska chemiczka Anna Seeman trafiła wraz z rodziną do Auschwitz-Birkenau na początku 1943 roku. Aby przetrwać zgłosiła się do pracy w obozowym szpitalu. O tym, jak później wspominała metody „leczenia” więźniarek obozu piszą Anna Wacławik i Maria Ciesielska w książce Fleck. Ocalony przez naukę.
Obozowym szpitalem w Birkenau rządzili lekarze SS. Jednym z nich był Josef Mengele. Przedłużeniem władzy nazistowskich szefów był zhierarchizowany samorząd więźniarski: „starsza” obozu szpitalnego, lekarka naczelna oraz blokowe, odpowiedzialne za pracę personelu.
Reklama
„Śmiertelność była bardzo duża”
Choć lęk przed rewirem był w obozie powszechny, a zgłoszenie się do szpitala uznawano za ostateczność, były tu setki chorych. Rewir pełen był ofiar choroby głodowej z biegunką i charakterystycznymi obrzękami – u chodzących na stopach i podudziach, u leżących na twarzy i pośladkach.
Wyniszczone ciała były narażone na wszelkie infekcje. Leżały tu kobiety pobite i z odmrożeniami, nękane ropowicą. Rany się nie goiły z powodu awitaminozy i niedoborów białkowych. Do tego powszechna była pęcherzyca, nazywana „oświęcimską dżumą”.
Niemal wszystkie więźniarki nękał świerzb, ale największe żniwo zbierały kolejne epidemie tyfusu. Anna Seeman wspominała warunki, w jakich przebiegało „leczenie” na rewirze w Birkenau:
W wąskich 3 piętrowych szpitalnych łóżkach leżało po 2-3 osoby. Bielizny pościelowej nie było, koce zawszone. Wysoko gorączkującym pacjentkom strasznie dokuczało pragnienie. Rano i wieczorem dawano trochę ziółek zwanych herbatą, a w południe dawano zupę z brukwi, duże płaty brukwi, której pacjentki nie jadły.
Reklama
Śmiertelność była bardzo duża. Codziennie rano przychodzące na rewir zastawały kilka lub nawet kilkanaście zwłok nagich leżących na ziemi. Zwłoki wynosiły ze szpitala Żydówki Leichenkommando.
Nazistowscy lekarze mieli natomiast obsesję na punkcie czystości i porządku w obozowym szpitalu. Wizytowali rewir w lśniących butach, nienagannie wyprasowanych koszulach, dopasowanych mundurach, z białymi fartuchami narzuconymi na ramiona. Na koniec porannego obchodu zawsze rzucali pytanie: czy są jakieś życzenia?
Chroniczny brak jedzenia i leków
Leki i żywność – to było jedyne życzenie personelu pomocniczego złożonego tak jak w rewirze męskim z wysłanych do Birkenau więźniarek politycznych. „Wszelkie monity dotyczące braku leków lub poprawy żywienia chorych były zbywane jedną odpowiedzią »nie mówić głupstw«” – relacjonowała jedna z nich, doktor Irena Białówna.
Przydziały leków z apteki SS były szczątkowe. Szef apteki, Niemiec, skreślał zamawiane na rewir medykamenty, uzupełniając zamówienie pisemnymi uwagami skierowanymi do lagerarzta o „rozpieszczaniu więźniów w czasie, kiedy żołnierz niemiecki marznie, broniąc swej ojczyzny aż w Rosji”. W rezultacie do szpitali trafiały minimalne ilości środków opatrunkowych, leków przeciwbiegunkowych i przeciwbólowych.
Reklama
Kobietom z rewiru pomagali mężczyźni z komanda rzemieślników zatrudnionych w kobiecym obozie. Przemycali lekarstwa i narzędzia medyczne z „Kanady”, czyli obozowych magazynów, gdzie składowano rzeczy pomordowanych Żydów. Trudna do oszacowania ilość leków i szczepionek trafiała czasem do rewiru dzięki ruchowi oporu, również spoza obozu.
„Długie szeregi kobiet stały przed drzwiami”
Anna Seeman jako chemiczka została przydzielona do pracy w laboratorium w bloku 28. Nie wiadomo, gdzie pracowały Ernestyna Fleck i Natalia Umschweif[, które przywieziono do obozu tym samym transportem]. Kobiety zapewne próbowały trzymać się razem.
Wszystkie miały kwalifikacje zdobyte jeszcze we Lwowie przy produkcji szczepionki [na tyfus], ta rekomendacja może w jakiś sposób pomogła w przydziale do tej pracy. Praca chroniła, ale równocześnie była źródłem traumy. Laboratorium mieściło się tuż obok ambulatorium, gdzie przyjmowano chore więźniarki na rewir.
Badanie ograniczało się do powierzchownych oględzin. „Tłum szkieletów brudnych i wychudzonych z wypisanymi ołówkiem chemicznym numerami na piersiach defilował przed biurkiem” – opisywał ten rytuał jeden z więźniów, doktor Bolesław Zbozień. Anna Seeman:
Reklama
Codziennie rano długie szeregi kobiet stały przed drzwiami na dworze i czekały na opatrunki i badanie. Do szpitala przyjmowano tylko z wysoką gorączką (…). O godz. 9tej rano bez względu na to ile chorych jeszcze czekało, kończono ordynację (początek o 7-mej). Trzeba było sprzątać, tak aby na przybycie lekarza niemieckiego wszystko lśniło i błyszczało.
Noworodki przynoszono do ambulatorium zaraz po urodzeniu, kładziono na metalowym stole na kawałku ligniny, nakrywano drugim kawałkiem ligniny i leżały tam aż umierały. Jeżeli dziecko b. krzyczało esesman wyrzucał więźniarki pracujące w ambulatorium i robił zastrzyk.
„Związano jej rzemieniem ręce i nogi”
Zastrzykami z fenolu Niemcy mordowali nie tylko niemowlęta. Ciężarne Żydówki również. Anna Seeman:
Pewnego razu blokowa przyprowadziła do ambulatorium kobietę, która ją pobiła, twierdząc, że jest wariatką. Esesman nie rozumiał jej głośnego tłumaczenia się, kazał ją skrępować. Związano jej rzemieniem ręce i nogi i położono na podłodze. Ponieważ nieszczęsna teraz jeszcze bardziej krzyczała, po usunięciu obecnych zrobiono jej zastrzyk karbolowy. Była to matka 4 dzieci.
Reklama
„Lekarze SS byli przeważnie obecni przy wypisywaniu chorych, a zawsze interesowali się długością pobytu w rewirze” – opisywała Irena Białówna. Im dłużej na rewirze, tym krótsza droga do komory gazowej. Wizyty lekarzy SS zapowiadały szpitalną selekcję. Ta rozpoczynała się od zakazu opuszczania baraku szpitalnego.
Bloki zamykano, a uciec nie było jak, bo rewir był otoczony drutem kolczastym i oddzielony od reszty obozu. Selekcji dokonywał lekarz w towarzystwie sanitariusza i naczelnej lekarki. Przyglądał się przechodzącym przed nim, nagim kobietom. Ruchem ręki wskazywał te, które kierował na śmierć.
Tragiczny bilans
Ile kobiet tu umarło? Ile zamordowano? Brakuje dokumentów – oficjalne statystyki były fałszowane, a przed ewakuacją obozu esesmani zniszczyli archiwum. Jedna z byłych więźniarek zeznała podczas procesu komendanta obozu Rudolfa Hössa, że tylko w grudniu 1943 roku umierało dziennie przeciętnie 300 więźniarek obozowego rewiru.
Jednym z niewielu zachowanych dokumentów jest wykaz zmarłych więźniarek (wyłącznie Polek) sporządzany w ukryciu przez więźniarkę Monikę Galicę. Dziewczyna pracowała jako szrajberka w szpitalnym ambulatorium. Przez prawie trzy lata, od sierpnia 1942 do stycznia 1945 roku, zapisywała potajemnie nazwiska, numery i daty śmierci pacjentek szpitala. Lista liczy około siedmiu tysięcy ofiar.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Anny Wacławik i Marii Ciesielskiej pt. Fleck. Ocalony przez naukę (Wydawnictwo Agora 2025).