Eleonora Plutyńska w otoczeniu wiejskich tkaczek. Zdjęcie wykonane już po II wojnie światowej

Tak sto lat temu ratowano dziedzictwo polskiej wsi. „To była najważniejsza praca mojego życia”

Strona główna » Międzywojnie » Tak sto lat temu ratowano dziedzictwo polskiej wsi. „To była najważniejsza praca mojego życia”

W 1924 roku w Sejmie Rzeczpospolitej Polskiej uchwalono ustawę o ochronie i popieraniu sztuki ludowej. Państwo objęło opieką ludowe rękodzieło, traktując wspieranie go zarówno jako inicjatywę ekonomiczną mającą poprawić warunki materialne wsi, zwłaszcza na Kresach Wschodnich, jak i jako działanie kulturalne, którego celem jest ochrona i pielęgnowanie tradycji. W jednym z podjętych następnie projektów kluczową rolę odegrała Eleonora Plutyńska – młoda artystka z Pracowni Tkaniny Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie.

Na terenie Polski funkcjonowało wówczas ponad sto różnych rodzajów przemysłu ludowego, który w sezonie zimowym angażował przeszło milion rzemieślników. Józef Stokłosa w broszurze wydanej przez Ministerstwo Przemysłu i Handlu przekonywał, że odpowiednia struktura mogłaby wielokrotnie zwiększyć tę liczbę i pomóc znaleźć odbiorców wyrobów, a wytwórców ochronić przed spekulantami.


Reklama


Stokłosa podkreślał również konieczność organizowania wystaw towarzystw wspierających przemysł ludowy, tworzenia spółdzielni wytwórczych oraz stałych i muzeów, aby chronić tę gałąź gospodarki. Panowało wówczas przekonanie, że odpowiednim rynkiem zbytu dla sztuki ludowej może okazać się miasto – jeśliby tylko przystosować rękodzieło do miejskich potrzeb.

„Polska sztuka ludowa wtedy już chyliła się do degeneracji”

Eleonora Plutyńska z pasją włączyła się w tę pracę. „Kiedy ukończyłam Akademię, los szczęśliwy sprawił, że powierzono mi opiekę nad tkactwem ludowym wschodnich województw Polski. Dążyłam do wsi, bo dusiłam się w atmosferze papierowego projektowania na kratkowanym papierze” – tłumaczyła swoją motywację w krótkim życiorysie, przechowywanym w zbiorach Instytutu Sztuki pan w Warszawie.

Ludziki. Tkanina wykonana przez Eleonorę Plutyńską w 1934 roku.
Ludziki. Tkanina wykonana przez Eleonorę Plutyńską w 1934 roku.

Tu zaczyna się najważniejsza praca mojego życia. Polska sztuka ludowa wtedy już chyliła się do degeneracji. Dlatego mnie wezwano. Inicjatywa wyszła z kół katedry etnografii Uniwersytetu Stefana Batorego. Zadaniem moim było rozsądzać i czuwać, rozdzielać złe i dobre, wygrzebywać z zapomnienia ginące stare umiejętności.

Miałam pod swoją opieką sześć wschodnich województw. Najważniejszym był Stradecz koło Brześcia nad Bugiem. Tam znalazłam nienaruszone, pradawne tkactwo, sztukę wysokiej klasy: peretyki i perebory Polesia.

Za ogólnikowym określeniem „koła katedry etnografii Uniwersytetu Stefana Batorego” kryła się przede wszystkim kierowniczka tej katedry – Cezaria Baudouin de Courtenay-Ehrenkreutz Jędrzejewiczowa, wybitna etnolożka, a jednocześnie siostra najbliższej przyjaciółki Eleonory, Zofii Baudouin de Courtenay. To za jej sugestią Eleonora podjęła się niełatwej pracy we wschodnich województwach.


Reklama


Stradecz to mała wieś nad Bugiem, położona na jego wschodnim brzegu, obecnie w granicach Białorusi, kilka kilometrów od Kodnia i kilkanaście od Brześcia. Do dziś otaczają ją malownicze, przyrodniczo cenne lasy, podmokłe tereny, jeziora i stawy, chronione przez rezerwat biosfery Polesie Nadbużańskie. Żyją tu rzadkie ptaki – czaple białe, orły bieliki i łabędzie krzykliwe. Kwitną storczyki.

Bez prądu, wody i kanalizacji. Ale z krosnami

Gdy Eleonora przyjechała do Stradecza po raz pierwszy, w 1934 roku, wysiadła na stacji Stradecz/Kodeń. Pociągi osobowe jeździły tu dwa razy dziennie, wahadłowo po jednym torze. Działała dwuklasowa szkoła powszechna, w której uczyli się Ukraińcy, Białorusini, Polacy oraz Żydzi. Były to tereny ubogie, o małych gospodarstwach i słabych glebach, na których uprawiano głównie żyto, owies i ziemniaki. Drogi były gruntowe. Nieliczni mieszkańcy pracowali w okolicznych cegielniach czy młynach, wielu emigrowało do usa i Kanady.

Tekst stanowi fragment książki Magdaleny Stopy pt. Eleonora Plutyńska. Wielka dama polskiej tkaniny (Wydawnictwo Marginesy 2025)

O skali oddalenia od ówczesnych osiągnięć technicznych niech świadczy fakt, że w całym okresie ii Rzeczpospolitej w Kodniu nie zarejestrowano żadnego pojazdu mechanicznego. Panowała bieda – „niektórzy nie mogą chodzić na msze św. z powodu braku ubrania, szczególnie w zimie; nawet do spowiedzi wielkanocnej pożyczają sobie ubrania” – zapisano w kwestionariuszu wizytacyjnym Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej w 1937 roku.

Na wsiach nie było oczywiście prądu ani bieżącej wody czy kanalizacji, ale krosna znajdowały się w każdym domu. W takich okolicznościach Eleonora podjęła pracę z blisko setką kobiet.


Reklama


„Była to sztuka ginąca”

Perebory i peretyki, o których wspominała, to dwie zbliżone do siebie techniki, zwane inaczej haftem tkackim. Powstają na krośnie czteronicielnicowym i polegają na tworzeniu wzorzystych, lekko wypukłych pasów na gładkim płótnie, przypominających haft wykonany igłą i nitką.

Za pomocą deseczek i długich drewnianych prętów ręcznie wybiera się poszczególne nici osnowy, zamocowane w czterech szeregach nicielnic. W ten mozolny i skomplikowany sposób tworzy się geometryczne wzory, przeważnie czerwono-czarne. Ozdabiano nimi koszule, ręczniki, obrusy.

„Stare kobiety posiadały tę umiejętność, ale z powodu braku odpowiednich barwników i materiałów była to sztuka ginąca” – wyjaśniała Eleonora w swoim życiorysie.

Przywróciłam ją do życia z powrotem. Na miejsce kupnej bawełny wprowadziłam ich własny, piękny len poleski, który znowu Wanda Szczepanowska ubarwiła indantrenami wedle odcieni starych tkanin i haftów (malinowe, jarzębinowe, kasztanowe i czarne). W pracy tej miałam do pomocy uczniów Heleny Bukowskiej z ASP w Warszawie: Zofia Zelichówna (Stradecz) i Zygmunt Turkiewicz (Wyszogródek). Wyroby nasze gromadził i rozprowadzał «Len Wileński» w Warszawie.

„Ludowość stała się modna”

Koniec 1935 roku przyniósł Warszawie nowe sklepy z wyrobami sztuki ludowej. Pierwszym był wspomniany przez Eleonorę Len Wileński (Aleje Jerozolimskie 29), którego piękne wnętrza zaprojektował Jan Kurzątkowski. Drugim – równie wytworny salon Artystyczne Rękodzieło Wsi przy ulicy Królewskiej, zaprojektowany przez architekta Czesława Knothego.

Wnętrze sklepu Len Wileński. Rok 1936.
Wnętrze sklepu Len Wileński. Rok 1936.

Od kilku lat działał również sklep przy Tamce, w trzypiętrowym gmachu Towarzystwa Popierania Przemysłu Ludowego, które wspierało twórczość artystów ludowych, wysyłając instruktorów do lokalnych społeczności, zapewniając surowce oraz pomagając w sprzedaży gotowych dzieł. Obok ludowości promowano surowce wytwarzane w kraju: len, wełnę, drewno sosnowe, bukowe, dębowe¹.

Ludowość stała się na tyle modna, że we wspomnianym sklepie na Tamce żona ówczesnego ministra spraw zagranicznych Józefa Becka urządziła cocktail party dla elity i dyplomatów. Zrelacjonował je Władysław Wincze, który pod koniec studiów został zaangażowany jako kierownik artystyczny w Towarzystwie Popierania Przemysłu Ludowego:


Reklama


Ludowość stała się modna. Coś jakby bania z ludowością rozbiła się nad Warszawą i całym krajem. Na odległą ulicę Tamkę nr 1 zaczęły przyjeżdżać liczne grupy zwiedzających sklep, który mimo woli przekształcił się w wystawę rękodzieła wiejskiego. Pani Beckowa, żona ówczesnego ministra spraw zagranicznych, urządziła w sklepie na Tamce cocktail-party dla dyplomacji i wybranej elity finansowej i artystycznej.

Niektóre panie przybyły w sukniach z samodziału, piękne hafty ozdabiały ich stroje. Byłem na tym przyjęciu. Coś z surrealizmu unosiło się w tej atmosferze. Wytworne stroje, akselbanty, brzęk ostróg, lokaje roznoszący napoje, panie strojne w hafty ludowe, wykwint i zwykła polska wieś. […] Przyjęcie pani ministrowej było wydarzeniem przełomowym. Odtąd Tamka stała się modna. Nie narzekano już na zastój handlowy, na brak zbytu, na deficyty budżetowe, na trudności w uzyskaniu subwencji.

Eleonora Plutyńska w otoczeniu wiejskich tkaczek. Zdjęcie wykonane już po II wojnie światowej

 W jego relacji wyczuwalna jest ironia, która pojawia się później także u innych krytyków, prowadząc ostatecznie do odrzucenia tak zwanej ludowości jako sztucznie wykreowanej, pozbawionej autentyczności. Uznano ją za taką, ponieważ nie była przeznaczona do użytku własnego twórców, lecz tworzona z myślą o miejskiej klienteli.

Jednak w tamtym momencie popularność wiejskiego rękodzieła stale rosła, a sztuka ludowa fascynowała. Uważano, że wyroby ludowe dzięki swojej surowej urodzie i logicznej kompozycji doskonale odnajdują się we współczesnych wnętrzach.

Źródło

Powyższy tekst pochodzi z książki Magdaleny Stopy pt. Eleonora Plutyńska. Wielka dama polskiej tkaniny (Wydawnictwo Marginesy 2025).

Autor
Magdalena Stopa

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Kamil Janicki

Historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa, Wawel. Biografia, Warcholstwo czy Cywilizacja Słowian. Jego najnowsza książka to Życie w chłopskiej chacie (2024). Strona autora: KamilJanicki.pl.

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.