Kiedy dziewięcioletni William przechodził operację po urazie czaszki, Diana w napięciu oczekiwała na jej rezultaty. Potem czuwała przy łóżku dochodzącego do siebie syna. Tymczasem jej mąż, książę Karol zamiast towarzyszyć rodzinie, przyjmował delegację urzędników Unii Europejskiej. Gdy informacje na ten temat dotarły do prasy opinia publiczna była oburzona. Następca brytyjskiego tronu nie poczuwał się jednak do winy. Zamiast tego miał pretensje do żony.
W czerwcu 1991 roku księżna Walii jadła lunch z przyjaciółką w San Lorenzo, kiedy przerwał im ochroniarz. Powiedział jej, że jej starszy, książę William, uległ wypadkowi w prywatnej szkole z internatem.
Reklama
Złamanie czaszki z wgnieceniem
Nie znano jeszcze szczegółów, było już jednak wiadomo, że doznał poważnego urazu głowy podczas zabawy kijem do golfa na terenie Ludgrove School w Berkshire. Gdy księżna wybiegała z restauracji, Karol jechał już z Highgrove do Reading, do Royal Berkshire Hospital, dokąd zabrano Williama na badania.
W trakcie mającej na celu ustalenie rozmiaru obrażeń tomografii komputerowej lekarze doradzili rodzicom, żeby przewieźli chłopca do Great Ormond Street Hospital for Sick Children w centrum Londynu. Konwój pędził autostradą M4. Diana jechała z synem karetką – William był wesoły i gadatliwy – a książę Karol podążał za nimi sportowym astonem martinem.
Na miejscu zaczęto szykować Williama do operacji. Neurochirurg Richard Hayward z Queens, doktor Anthony Dawson i inni lekarze wyjaśnili Dianie i Karolowi, co czeka ich syna. Powiedzieli im, że doznał złamania czaszki z wgnieceniem i potrzebuje natychmiastowej operacji, w znieczuleniu ogólnym. Wyjaśnili, że istnieje – stosunkowo niewielkie – ryzyko związane zarówno z samą operacją, jak i z tym, że podczas wypadku książę mógł doznać uszkodzenia mózgu.
Karol wybiera spotkanie z urzędnikami Unii Europejskiej
Karol, spokojny, że jego syn jest w dobrych rękach, opuścił szpital i pojechał na Toscę Pucciniego do Covent Garden. Był gospodarzem przyjęcia, w którym udział wzięło dwunastu urzędników Unii Europejskiej, w tym przybyły z Brukseli komisarz do spraw środowiska.
Reklama
Tymczasem książę William, cały czas trzymany przez mamę za rękę, został przewieziony na operację. Trwała siedemdziesiąt pięć minut. Zaniepokojona Diana czekała w sąsiedniej sali. Wreszcie przyszedł do niej Richard Hayward i powiedział, że operacja zakończyła się sukcesem. Była to, jak później przyznała, jedna z najdłuższych godzin w jej życiu.
Podczas gdy ona siedziała z Williamem w osobnej sali, jego ojciec wsiadł do królewskiego pociągu i wyruszył w nocną podróż do North Yorkshire, gdzie następnego dnia miał wziąć udział w badaniach nad środowiskiem.
Krytyka pod adresem księcia Karola
Diana trzymała syna za rękę i patrzyła, jak pielęgniarki – przychodziły co dwadzieścia minut – mierzą mu ciśnienie, sprawdzają odruchy i świecą latarką w oczy. Wyjaśniono jej, że najgroźniejszym skutkiem ubocznym operacji po urazie głowy może być gwałtowny wzrost ciśnienia krwi, że może się to stać śmiertelnym zagrożeniem. Dlatego regularnie je mierzono. Przestano około trzeciej nad ranem, gdy nocną ciszę przerwał alarm przeciwpożarowy.
Następnego ranka wykończoną Dianę zaniepokoiły doniesienia prasowe mówiące o tym, że William może cierpieć na epilepsję. To było tylko jedno z wielu zmartwień. Podczas rozmowy z przyjaciółką zauważyła: „Trzeba wspierać swoje dzieci zarówno w złych, jak i w dobrych chwilach”.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Nie tylko ona tak myślała. Gdy książę Karol wędrował po Yorkshire Dales w ramach swej ekologicznej misji, skrytykował go tłum psychologów, królewskich obserwatorów i oburzonych matek. „Co z pana za ojciec?”, głosił nagłówek w „The Sun”.
„Nie dostała żadnego wsparcia”
Decyzja księcia o przedłożeniu obowiązków nad rodzinę może i była szokiem dla opinii publicznej, ale wcale nie zaskoczyła jego żony, która jego decyzję o pójściu do opery uznała za coś zwyczajnego. Dla niej był to kolejny przykład tego samego podejścia, nie wyjątek. Jeden z przyjaciół, który rozmawiał z nią kilka minut po operacji, powiedział:
Reklama
Gdyby to był odosobniony przypadek, to rzeczywiście byłoby to niewiarygodne. Ale jego zachowanie wcale jej nie zaskoczyło. Po prostu potwierdziło się wszystko, co o nim sądziła. Potwierdziło to jej przekonanie, że książę ma słaby kontakt z dziećmi. Nie dostała żadnego wsparcia, nie przytulił jej, nie okazał czułości, nic.
James Gilbey poparł ten pogląd:
Wypadek Williama ją przeraził, nie wierzyła, że to się stało. O mały włos nie doszło do prawdziwej tragedii. Nie potrafi zrozumieć zachowania męża, więc o nim nie myśli. Powtarza sobie: W tej chwili powinnam się skupić wyłącznie na synu”.
Kiedy książę dowiedział się, że opinia publiczna jest oburzona, zareagował zgodnie z przewidywaniami żony: zaczął ją obwiniać. Oskarżył ją o opowiadanie „bzdur” na temat tego, jak poważne były obrażenia, udawanie głupiej i rozpowiadanie, że przyszły następca tronu mógł doznać uszkodzenia mózgu. Królowa, o wszystkim przez niego poinformowana, była zaskoczona i zszokowana, kiedy Diana powiedziała jej, że choć jej wnuk wraca do zdrowia, nie była to łatwa i nieskomplikowana operacja.
„A cóż tu jest do świętowania?”
Kilka dni po wypadku William dochodził do siebie na tyle szybko, że księżna mogła wypełnić swe zobowiązanie i odwiedzić Marlow Community Hospital. Kiedy stamtąd wychodziła, pewien starszy mężczyzna zasłabł w tłumie z powodu anginy. Diana nie czekała na reakcję innych, pośpieszyła z pomocą.
Reklama
Gdy w mediach zaczęto mówić o jej empatii i gotowości do niesienia pomocy, książę zarzucił jej udawanie męczennicy. Jego reakcja tylko pogłębiła ziejącą między nimi przepaść. Przed wypadającą miesiąc później dziesiątą rocznicą ślubu znów znalazła się pod ostrzałem mediów. Spytała w typowy dla siebie rzeczowy sposób: „A cóż tu jest do świętowania?”.
Ich kompletnie różne reakcje na wypadek Williama ujawniły opinii publicznej to, o czym najbliższe otoczenie wiedziało już od jakiegoś czasu: bajkowe małżeństwo księcia Walii i lady Diany Spencer było skończone pod każdym względem. Rozpad ich związku i ich relacji zawodowych smucił wielu przyjaciół.
Ta omawiana przez wszystkich relacja, która wzbudziła tak wielkie nadzieje, znalazła się w klinczu wzajemnych oskarżeń i mrożącej krew w żyłach obojętności. Księżna powiedziała przyjaciołom, że pod względem emocjonalnym ich małżeństwo zakończyło się w dniu narodzin księcia Harry’ego, w 1984 roku.
Przez lata mieli w swoich domach osobne sypialnie. Przestali dzielić część sypialnianą podczas oficjalnej wizyty w Portugalii w 1987 roku. Nic więc dziwnego, że gdy w magazynie „Tatler” Diana znalazła artykuł, w którym zadano pytanie: „Czy książę Karol jest zbyt seksowny?”, uznała tę niezamierzoną ironię za niesamowicie zabawną.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Andrew Mortona pt. Diana. Jej historia. Jej nowe wydanie ukazało się nakładem wydawnictwa Marginesy.