Polskie dzieci wywiezione na Syberię. Fotografie z okresu II wojny światowej

Tragiczne doświadczenia polskich dzieci z transportu na Syberię. „Nikt już nie czuł wstydu”

Strona główna » II wojna światowa » Tragiczne doświadczenia polskich dzieci z transportu na Syberię. „Nikt już nie czuł wstydu”

W chwili wybuchu wojny Ada Mucha była gimnazjalistką. Już wcześniej straciła oboje rodziców, żyła więc na plebanii w Lipowcu pod Drohobyczem ze swoim wujkiem księdzem. Zaraz po wkroczeniu Sowietów była zmuszana uciekać z domu. Zamieszała ze starszą siostrą w Jarosławicach, ale nie na długo. 10 lutego 1940 roku obudził ją łomot do drzwi. Po drugiej stronie stali krasnoarmiejcy.

Kilkanaście minut na spakowanie, dawaj na sanie i jazda na stację. Pociąg już czeka. Wagony towarowe ciągną się jeden za drugim.


Reklama


Ktoś daje żołnierzowi papierosa, ten w zamian pokazuje na mapie, gdzie ich zawiozą. Terytorium wielkiej II Rzeczpospolitej, której Ada jest dumną obywatelką, to przy obszarze należącym do ZSRR drobny skrawek ziemi. Jak przydomowy ogródek wobec pańskiego folwarku.

Ada, która trochę się już w życiu napodróżowała (w końcu z Kąkolówki, gdzie się urodziła, do Zborowa, gdzie czeka teraz na pociąg, jest aż dwieście pięćdziesiąt kilometrów) nie umie sobie wyobrazić podróży do oddalonego o trzy tysiące sto trzydzieści sześć kilometrów Krasnouralska.

Zdjęcie wykonane w trakcie deportacji Polaków na Sybir w latach 1940-1941 (domena publiczna).
Zdjęcie wykonane w trakcie deportacji Polaków na Sybir w latach 1940-1941 (domena publiczna).

A co dopiero [17-letnia] Gienia [Augustyn, której najdalsza dotychczasowa podróż to dwanaście kilometrów z [rodzinnej] Płoski [pod Tarnopolem] do Kozowej. A teraz przed nią pięć tysięcy osiemset dziewięć kilometrów do posiołka Pit-Gorodot.

Posiołek, czyli osiedle dla zesłańców, to jedno z wielu nowych słów, których się wkrótce nauczą. Tak jak specosiedlenie, operacja, której są właśnie poddawane.


Reklama


Czternastoletnia Hanka [Pawłowicz z Józefina pod Białymstokiem] w ramach tej operacji przejedzie pięć tysięcy sześćset osiemdziesiąt trzy kilometry. Bez rodziców, za to z rodzeństwem, m.in. niespełna czteroletnią Elżunią i prawie dwuletnią Tereską. I babcią z Warszawy, na którą w rodzinie mówi się „arystokratka”, bo taka niezaradna, nic w domu sama zrobić nie potrafi.

Pięćdziesiąt dziewięć osób w jednym wagonie

Na razie czekają. Bo to, że pociągi już stoją na stacji, nie znaczy, że zaraz ruszą. Upchnięci noga przy nodze ludzie czekają w zamkniętych wagonach nawet i po kilka dni.

Tekst stanowi fragment książki Olgi Wiechnik pt. Platerówki? Boże broń! Kobiety, wojna i powojnie.
Tekst stanowi fragment książki Olgi Wiechnik pt. Platerówki? Boże broń! Kobiety, wojna i powojnie (Wydawnictwo Poznańskie 2023).

Z Adą jedzie cała rodzina. Są młodsze siostry: Funia i Leosia, jest kuzynka Stefcia Jacheć, jest starsza siostra Antka z mężem i dziećmi: Staszkiem, Poldzią i Lusią, druga siostra Aniela, w ciąży, z mężem Jankiem, teściami Franciszkiem i Teklą, z ich drugim synem Józefem z żoną Hanią i córeczką Izą. Jest też wujenka Wanda z czwórką dzieci, jest brat wujenki. Uzbierało się pięćdziesiąt dziewięć osób w jednym wagonie.

W niektórych wagonach są też zwierzęta, jeśli ktoś miał na tyle szczęścia, że udało mu się zabrać krowę czy kurę. Ale największym szczęściem okaże się koza – taka opalana drewnem albo czymkolwiek.


Reklama


W końcu to środek zimy, okien w wagonach przeważnie nie ma, ale gdy już pociąg rusza, przez dziurę wyciętą w podłodze, służącą za toaletę, porządnie wieje mrozem (ale już chyba lepsza ta dziura, w niektórych wagonach jest tylko miska, która szybko się przepełnia i podczas jazdy wywraca). A gdy już pociąg ruszy, nieprędko się zatrzyma.

Ci dojadą żywi, ci zostaną na jednym z peronów

Kiedy na postoju strażnik ze zgrzytem otwiera zaryglowane drzwi, ludzie wysypują mu się na głowę na peron jak piłeczki z rozprutego worka. Wszyscy załatwiają się naraz, nikt już nie czuje wstydu. Hanka po ilości zamarzniętych na peronie odchodów próbuje się zorientować, jak wielu ludzi przejechało tą trasą przed nimi.

Polskie dzieci wywiezione na Syberię. Fotografie z okresu II wojny światowej
Polskie dzieci wywiezione na Syberię. Fotografie z okresu II wojny światowej.

Na postojach dostają kipiatok – kolejne nowe ważne słowo w ich słowniku – czyli wrzątek. Jeśli mają co w nim ugotować, robią to na paleniskach z cegieł ustawionych na peronach albo – jeśli mają wagon pierwszej klasy – na kozie. Czasem pociąg rusza, zanim garść kaszy zdąży się dogotować.

Czasem dostają wiadro zupy, najczęściej z podgniłej kapusty. Podróż trwa tygodniami. Ci, którzy zdążyli spakować więcej jedzenia, dojadą żywi. Ci, którym kończą się zapasy i szczęście do sąsiadów, zostaną na jednym z peronów.


Reklama


Na każdym niemal postoju z wagonów wynosi się zmarłych – z głodu, z zimna, z wycieńczenia, z chorób takich jak czerwonka, które roznoszą się po podróżnych, podobnie jak wszy. W wagonach dzieci rodzą się i umierają. Martwe niemowlęta owinięte w kocyki zostają na śniegu, ich matki wsiadają do wagonów, pociąg odjeżdża, muszą żyć dalej.

Innej straży nie trzeba

Tam, gdzie kończą się tory, zaczyna się las. A raczej tajga. Ale koniec torów to nie zawsze kres podróży.

Można przecież jechać dalej – zamarzniętą rzeką, na saniach, choćby i dwa tygodnie. Jak Gienia Augustyn z Płoski (gdzie stało już siedemdziesiąt polskich gospodarstw i ani jednego piorunochronu), która z wagonu wysiadła po trzech tygodniach.

W wagonach panował potworny tłok (domena publiczna).
Deportacje Polaków na Syberię. Fotografia z lat 1940-1941 (domena publiczna).

Był 4 marca 1940 roku, pamięta, bo to Kazimierza, a jechał z nimi jeden Kazimierz, akurat miał imieniny. Wyładowali ich z wagonów, przewieźli do portu, kazali czekać w stoczniowym hangarze. Mróz taki, że w nosie zamarza, lód tak gruby, że ledwo ręki wystarcza, żeby przez przerębel zaczerpnąć wody z rzeki.

Każdego ranka podjeżdżają sanie, wsiadają kolejne rodziny. Augustynowie na swoją kolej czekają dziesięć dni, kolejne dwa tygodnie jadą na saniach po zamarzniętej rzece. Wreszcie i ta podróż się kończy, zaczyna się nowe życie – w barakach.


Reklama


– Od teraz to będą wasze domy, teraz tu będziecie pracować, rodzić dzieci i umierać – słyszą od pilnujących niektórych posiołków enkawudzistów.

Ale ci trafiają się rzadko, bo też niewiele mają tu roboty. Większości zesłańców pilnować będzie tajga, innej straży nie trzeba.

Źródło

Powyższy tekst stanowi fragment książki Olgi Wiechnik pt. Platerówki? Boże broń! Kobiety, wojna i powojnie. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Poznańskiego w 2023 roku.

Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.

Rozdział wojennej historii, który wymazano z polskiej pamięci

Tekst stanowi fragment książki Olgi Wiechnik pt. Platerówki? Boże broń! Kobiety, wojna i powojnie.
Autor
Olga Wiechnik

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.