Tylko wtedy synowie galicyjskich chłopów nie bali się głodu. Cesarz dawał mięso, więc byli lojalni wobec obcej władzy

Strona główna » XIX wiek » Tylko wtedy synowie galicyjskich chłopów nie bali się głodu. Cesarz dawał mięso, więc byli lojalni wobec obcej władzy

Głód był codziennością dla większości mieszkańców XIX-wiecznej Galicji. Właściwie jedynie w okresie służby wojskowej chłopscy synowie nie musieli martwić się czym napełnią swoje żołądki. O tym jak żywiono żołnierzy stacjonujących pod Wawelem pisze profesor Andrzej Chwalba w książce Festung Krakau. Kraków w cieniu twierdzy.

Wojskowi rekrutujący się z Galicji nie mogli źle wspominać kuchni żołnierskiej, czyli tzw. menażu. Podczas pobytu w koszarach podawano dwa lub trzy posiłki dziennie. Obiad mógł się składać z zupy oraz mięsnego dania wraz z porcją jarzyn i kaszą.


Reklama


Koszty wyżywienia żołnierzy

Miesięczne koszty wyżywienia żołnierzy były znacznie wyższe niż koszty, jakie ponosili statystyczni cywile w Galicji, zwłaszcza synowie włościańscy. Podczas służby wojskowej nie musieli się martwić, czy na przednówku będzie co do garnka włożyć. Żołnierze widzieli też, że żołnierskie konie miały lepsze warunki w stajniach niż konie chłopskie i były dobrze karmione.

Szacunkowa cena pożywienia żołnierzy garnizonu krakowskiego na przestrzeni lat ulegała istotnym zmianom. Jak ustalił Michał Baczkowski, w 1870 roku wyniosła 350 765 koron, w 1890 roku — 954 840, a w 1910 roku — 1 357 088 koron. W ciągu czterdziestu lat załoga wzrosła mniej więcej dwukrotnie, a stawki wyżywienia — prawie czterokrotnie.

Żołnierze stacjonujący w Twierdzy Kraków. Zdjęcie z książki Festung Krakau (materiały prasowe).
Żołnierze stacjonujący w Twierdzy Kraków. Zdjęcie z książki Festung Krakau (materiały prasowe).

Z pewnością miały na to wpływ wzrost cen oraz podniesienie subwencji rządowych. Spróbujemy to wyjaśnić, odwołując się do kolejnych danych. Stawki żywieniowe były wspólne dla całej monarchii, jednak ceny produktów składających się na żołnierskie menu różniły się — co zrozumiałe — w poszczególnych garnizonach.

Szybko rosnące ceny jedzenia pod Wawelem

Różnice uwidoczniły się zwłaszcza w pierwszych dwóch–trzech dziesięcioleciach po Wiośnie Ludów. Mianowicie w latach 1863–1865 średnia wartość dziennych racji żywnościowych w halerzach wynosiła: w Wiedniu — 24,75, w Pradze — 24,00, w Krakowie — 14,47. Jednak w kolejnych dziesięcioleciach rozwój cywilizacyjny Galicji przyspieszył bardziej niż w zamożnych krajach koronnych Austrii.

Ceny produktów spożywczych wytwarzanych w Galicji rosły szybciej niż w Pradze czy Wiedniu. W latach 1886–1890 wartość dziennych racji żywnościowych wyrażona w halerzach w garnizonach Wiednia, Pragi i Krakowa wynosiła odpowiednio: 32,97, 30,03 i 25,59. Różnice, które wcześniej były duże, świadczące o ubóstwie Galicji, znacząco zmalały i dalej się zmniejszały.

W latach 1906–1910 wskaźniki te kształtowały się na-stępująco: 38,61, 38,14 i 35,41. Od 1863 do 1910 roku cena wyżywienia jednego żołnierza podniosła się w Wiedniu o mniej więcej pięćdziesiąt procent, a w Krakowie — o blisko dwieście pięćdziesiąt procent.


Reklama


Niemniej na koszty utrzymania żołnierza składały się nie tylko żywność, ale również obuwie, bielizna, mundur oraz media, które zostały zakupione na potrzeby koszar, takie jak świece, drewno opałowe, gaz oświetleniowy i woda bieżąca z wodociągów. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych opłaty te w Krakowie i we Lwowie należały do najniższych w monarchii. Natomiast w kolejnych latach różnice między miastami droższymi i biedniejszymi znacznie się zmniejszyły.

Dowodzi to, że przodujące miasta Galicji, czyli Kraków i Lwów, w znacznym stopniu odrobiły olbrzymi dystans, jaki istniał między nimi a Wiedniem i Pragą w zakresie poziomu życia. Jest to pośredni wskaźnik postępu cywilizacyjnego, jaki się dokonał w Galicji w ciągu ponad półwiecza, a zwłaszcza w ostatnim dwudziestoleciu przed wybuchem Wielkiej Wojny. Z kolei ceny produktów spożywczych, przemysłowych i mediów w mniejszych miastach garnizonowych Galicji były niższe niż w Krakowie i we Lwowie.

Artykuł stanowi fragment książki Andrzeja Chwalby pt. Festung Krakau. Kraków w cieniu twierdzy (Wydawnictwo Literackie 2022).
Artykuł stanowi fragment książki Andrzeja Chwalby pt. Festung Krakau. Kraków w cieniu twierdzy (Wydawnictwo Literackie 2022). Z kodem WH35 kupicie ją 35% taniej.

Żywieniowa teoria i praktyka

Ale powróćmy do tematu pożywienia żołnierzy. Na początku lat osiemdziesiątych dzienna stawka żywieniowa dla żołnierza składała się z około dwudziestu dekagramów mięsa, przede wszystkim wołowiny i wieprzowiny, czternastu dekagramów warzyw, pół litra zupy, porcji — tj. około osiemdziesięciu dekagramów — chleba oraz z kaszy.

Były to przyzwoite stawki żywieniowe, aczkolwiek w praktyce nie zawsze je realizowano, na co zwracali uwagę opozycyjni wobec rządu politycy i dziennikarze. Jednak na temat wyżywienia żołnierzy trudno sobie wyrobić jednoznaczną opinię, gdyż w niektórych koszarach sytuacja wyglądała zadowalająco, w innych natomiast problematycznie.


Reklama


Na temat ilości i jakości posiłków żołnierskich nie brakowało opinii negatywnych. W przypadku zbyt skromnego pożywienia żołnierze mogli nabyć produkty żywnościowe w kantynach. Karol Omyła, jeden z polskich żołnierzy 16. kompanii 56. Pułku tak pisał: „jeść się nieraz chciało, aż człowiek gwiazdy na niebie widział, a pieniądze przepił”.

Najczęściej narzekano na posiłki serwowane podczas manewrów i ćwiczeń organizowanych poza miastem, gdyż w przekonaniu żołnierzy odbiegały one, i to nieraz znacząco, od regulaminowych norm.

Największe powody do narzekania na wyżywienie żołnierze mieli w trakcie manewrów (domena publiczna).
Największe powody do narzekania na wyżywienie żołnierze mieli w trakcie manewrów (domena publiczna).

Żołnierskie menu

Śniadania żołnierskie były skromne: chleb, kawa zbożowa, sery, masło, marmolada, kasza. Poczynając od 1899 roku, żołnierskie menu się poprawiło. Wzbogacano obiady i śniadania, a dwa razy w tygodniu serwowano gorącą kolację. Pomimo że praktyka odbiegała od norm żywieniowych, to i tak menaż pod każdym względem stale przewyższał menu przeciętnego galicyjskiego rolnika.

Przede wszystkim posiłki w wojsku podawano systematycznie, do tego były one stosunkowo zróżnicowane, natomiast rolnik jadał nieregularnie i miał bardzo ubogą dietę. Wielkość i jakość jego pożywienia zależały od zasobów pieniężnych i umiejętności gospodarowania oraz pory roku. Jesienią, po zbiorach, żywności z reguły nie brakowało, była też bogatsza niż wiosną, gdy pola były jeszcze niezazielenione, a na wzejście zboża czy choćby pojawienie się pierwszych owoców leśnych trzeba było poczekać.


Reklama


Jeszcze pod koniec XIX wieku w biednych gminach występowały problemy z zapewnieniem ciągłości pożywienia przez cały rok. Żołnierze szczególnie sobie cenili to, co w ich chałupach było deficytowe, czyli mięso i wyroby mięsne. Nawet zamożni chłopi spożywali je wyjątkowo, od święta, natomiast w wojsku otrzymywali potrawy mięsne znacznie częściej, a i zupy niejednokrotnie były gotowane na mięsie lub na kościach.

Woleli koszarowe niż domowe jedzenie

Wincenty Witos wspominał, że powodem do dumy żołnierzy było m.in. to, iż „zjedzą uczciwą porcję mięsa”, a gdy przyjeżdżali na urlop do domów, ludzie powiadali, że „znać na nich mięso, którego w domu nie widzieli ani na Wielkanoc”. Niektórzy urlopnicy bawiący w rodzinnych domach szybko wracali do koszar, „nie wyczerpawszy urlopu, nie mogąc się przyzwyczaić do jałowej kapusty i ziemniaków, jakimi raczyli ich w domu” — zauważał przyszły premier.

Natomiast dla żołnierzy pochodzących z zamożniejszych rodzin Śląska i Moraw kuchnia wojskowa była nazbyt jednostajna i mało urozmaicona. Ale także oni nie mieli szczególnych powodów do narzekania, tym bardziej że na czas świąt religijnych i państwowych, urodzin lub imienin cesarza, rocznicy wstąpienia na tron czy świąt pułkowych i dywizyjnych stoły żołnierskie były znacznie bogatsze niż w zwykłym czasie.

W urozmaiceniu żołnierskiego menu pewien udział miały organizacje społeczne, głównie kobiece. Stało się regułą, że na czas świąt Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy polskie i austriackie organizacje społeczne wysyłały żołnierzom paczki, które miały podkreślać, iż służba wojskowa jest przez społeczeństwo ceniona i ludność pamięta o swoich obrońcach, nie zostawiając ich samych ze swoimi problemami.

Ci zaś, którzy nie otrzymali wsparcia, musieli sobie radzić na własną rękę. Trudno też było sobie wyobrazić „żołnierskie święta” bez trunków. Karol Omyła pisał, że:

(…) we wieczór wigilijny dał nam nasz feldfebel pięć koron na wódkę, a my do tego dołożyli dwie i kupiliśmy ćwiartówkę [tj. około dwudziestu pięciu litrów w beczce] i liter spirytusu […]; tośmy pili a śpiewali całą noc, i to samo się robiło u innych kompanii, tak śpiewali, weselili się, że cały lagier jęczał.

Przeczytaj również co jedli i ile zarabiali obrońcy polskiej rubieży? Żołd i wyżywienie w Korpusie Ochrony Pograniczna


Reklama


Źródło

Artykuł stanowi fragment książki Andrzeja Chwalby pt. Festung Krakau. Kraków w cieniu twierdzy Ukazała się ona w 2022 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego.

Kraków w twierdzy czy twierdza w Krakowie?

Ilustracja tytułowa: Austriacka kuchnia polowa. Zdjęcie z okresu I wojny światowej (domena publiczna).

Autor
Andrzej Chwalba

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.