Reinhard Bundt urodzony w Prusach Wschodnich w 1936 roku

Tysiące „wilczych dzieci” tułały się po lasach, błagały o ratunek. Za udzielenie im pomocy groziła zsyłka na Sybir

Strona główna » II wojna światowa » Tysiące „wilczych dzieci” tułały się po lasach, błagały o ratunek. Za udzielenie im pomocy groziła zsyłka na Sybir

Prusy Wschodnie były pierwszym obszarem państwa niemieckiego, na jaki dotarły oddziały Armii Czerwonej, prące w kierunku Berlina. Krasnoarmiejcy nie mieli tam litości ani dla wrogich żołnierzy, ani dla ludności cywilnej, ani nawet dla kilkuletnich dzieci, które w najmniejszym stopniu nie odpowiadały za hitlerowski horror. A mimo to poniosły druzgoczącą karę za winy dorosłych.

Szacuje się, że około 150 000 mieszkańców Prus Wschodnich nie przeżyło panicznej ucieczki przed Armią Czerwoną, podjętej w pierwszych miesiącach 1945 roku. Ludzie zamarzali żywcem, tonęli na pokładzie bombardowanych statków, umierali z głodu, byli mordowani przez wroga, jeśli uchodzili zbyt wolno.

Zdarzało się, że rodzice nie przeżywali tej rejterady, pozostawiając bez opieki małe, często zaledwie kilkuletnie dzieci. Nie były to przypadki rzadkie, ewenementy. W całym regionie bezpośrednio po wojnie przebywały przynajmniej dziesiątki tysięcy niemieckich sierot.

Na ziemiach włączonych do Polski te dzieci były z reguły kierowane do sierocińców, wychowywane na Polaków. Niewiele się dzisiaj pisze i mówi o ich losie. Ale jak słusznie podkreśla Wioletta Sawicka, autorka wydanej niedawno książki pt. Wilcze dzieci, nawet większe milczenie panuje w temacie małych Niemców i Niemek, którzy mieli nieszczęście pozostać po drugiej stronie granicy.

Luise Quitsch z litewską mamą. Fot. archimum prywatne Alfredy Luise Quitsch-Kazukauskiene
Luise Quitsch z litewską mamą. O jej losach przeczytacie TUTAJ. Fot. archiwum prywatne Alfredy Luise Quitsch-Kazukauskiene.

Bezwzględna kara za grzechy ojców i rodaków

Na obszarze Związku Sowieckiego – w anektowanym obwodzie kaliningradzkim oraz na pobliskiej Litwie – władze postępowały inaczej niż nad Wisłą. W sposób absolutnie nieludzki i bezwzględny.

Przez wiele powojennych lat niemieckie dzieci były tam traktowane jak wrogowie i intruzi. Nawet jeśli zupełnie nie pamiętały rodziców i były zbyt młode, by wiedzieć cokolwiek o wojnie, stale karano je za grzechy rodaków.


Reklama


Nie miały obywatelstwa, prawa do opieki, jakiejkolwiek ochrony prawnej. Gdy trafiały w ręce milicji lub bezpieki, wysyłano je do obozów, dziecięcych łagrów. Robiły więc co mogły, aby pozostać na wolności. Tułały się po lasach i wioskach, żebrały, kradły, błagały o jakąkolwiek pracę. Z czasem zaczęto je nazywać „wilczymi dziećmi”.

Vokietukai czyli wilczęta

Jak podaje Wioletta Sawicka, tych małych desperatów mogło żył w drugiej połowie lat 40. XX wieku od dziesięciu do nawet dwudziestu pięciu tysięcy.

Artykuł powstał w oparciu o książkę Wioletty Sawickiej pt. Wilcze dzieci (Wydawnictwo Prószyński i S-ka 2022).

„Dokładnej liczby nie da się ustalić” – podkreśla autorka książki Wilcze dzieci. – „Nikt przecież skrupulatnie nie liczył wałęsających się małych bezdomnych istot. Ani tych, które zamarzły, umarły z głodu, padły z wycieńczenia, ginęły przy torach pociągu czy utonęły w Niemnie, kiedy przeprawiały się przez rzekę na litewską stronę, żeby zdobyć żywność lub nająć się tam do pracy, czy też wreszcie pochodziły z gwałtów i zostawały po urodzeniu porzucane przez matki”.

Niektóre z „wilcząt” trafiły aż do Ukrainy, albo na Białoruś. Największa część z tych, które konsekwentnie ukrywały się przed władzą, utknęła jednak na Litwie, gdzie nazywano je „vokietukai”. Było ich nawet siedem tysięcy.


Reklama


Zsyłka za pomoc dziecku

Nad Wilią ich sytuacja była lepsza niż w rejonie Kaliningradu, gdzie Niemiec zdolny do pracy był co do zasady traktowany jako niewolnik. Nie znaczy to jednak wcale, że było im dobrze.

Za jakąkolwiek pomoc udzieloną małym Niemcom groziły najsurowsze kary, łącznie z wywózką na Sybir. Faktycznie je stosowano.

„Wraz ze wzrostem deportacji Litwini niechętnie przyjmowali pod swój dach szukających ratunku dzieci” – pisze autorka książki Wilcze dzieci.

Reinhard Bundt urodzony w Prusach Wschodnich w 1936 roku
Reinhard Bundt urodzony w Prusach Wschodnich w 1936 roku. Po wojnie trafił na Litwę jako jedno z „wilczych dzieci”.

„Ci, którzy mimo ryzyka jednak się na to zdecydowali, nadawali im litewskie imiona. W zamian za dach nad głową vokietukai lub Prusacy, jak również o nich mówiono, musieli pomagać w polu, gospodarstwie oraz prędko nauczyć się litewskiego języka”, aby nie zwracać na siebie uwagi.

Niektóre wilczęta miały szczęście trafić do rodzin, gotowych traktować je jak każde dziecko, z troską i miłością. Znacznie większa liczba całą młodość spędziła jako pogardzani parobkowie. O swojej prawdziwej tożsamości i pochodzeniu mogli zacząć mówić dopiero na starość – gdy upadł Związek Sowiecki.

Bibliografia

Artykuł powstał w oparciu o książkę Wioletty Sawickiej pt. Wilcze dzieci (Wydawnictwo Prószyński i S-ka 2022).

Przemilczana historia najmłodszych ofiar wojny

Autor
Grzegorz Kantecki

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.