W komunistycznej Polsce mieliśmy Nową Hutę, która, z woli komunistycznych decydentów, odmieniła oblicze Krakowa. W Niemieckiej Republice Demokratycznej powstał podobny projekt, choć o mniejszym rozmachu i nie tak spektakularnej architekturze.
15 lipca 1964 roku, gdy Nowa Huta była już dzielnicą Krakowa i liczyła sporo ponad 100 000 mieszkańców, w Saksonii-Anhalt, na peryferiach miasta Halle, pierwszy sekretarz okręgowej organizacji partyjnej położył kamień węgielny pod budowę nowego miasta.
Reklama
Halle to drugie największe miasto Saksonii, w połowie lat 60. XX wieku liczyło ponad 270 000 mieszkańców. Wprawdzie nie ucierpiało podczas II wojny światowej, ale władze NRD, zamiast rozbudowywać ten ważny ośrodek Niemiec Wschodnich, postanowiły zaraz na jego przedpolu stworzyć całkiem nową miejscowość, stawianą od zera i wydzieloną administracyjnie.
Plan zakładał budowę nowoczesnych mieszkań dla 70 000 robotników, głównie z zakładów chemicznych Schkopau i Leuna.
„Halle-Neustadt, prześmiewczo nazywane przez Wschodnich Niemców Ha-Neu (wymawiane „Hanoi”) było utopijnym projektem, zapowiadającym powstawanie zupełnie nowej koncepcji wspólnego mieszkania i życia społeczeństw” – opowiada Katja Hoyer na kartach książki Kraj za murem. Życie codzienne w NRD.
Wymarzona wielka płyta
Aby w szybkim tempie i ograniczonym kosztem wznieść tak wielką liczbę mieszkań, sięgnięto po takie samo rozwiązane co w PRL-u, a więc „wielką płytę”. Właściwie cała zabudowa Halle-Neustadt składała się z bloków, liczących na ogół od 6 do 11 pięter.
Reklama
Jak podkreśla Katja Hoyer, lokale były „ciepłe, dobrze izolowane i obszerne, wyposażone w elektryczność i ciepłą wodę”. Dzisiaj nie jest to może oczywiste, ale w realiach lat 60. XX wieku stanowiły upragniony luksus. Na kartach Kraju za murem można wyczytać:
To, co obserwatorowi z zewnątrz wydawało się niekończącymi rzędami monotonnych bloków, dla obywali NRD było wysoce pożądanym miejscem do życia. Jeden z architektów Ha-Neu, Peter Morgner, wspominał:
„Tak, wszyscy chcieli się tam przeprowadzić. W ten sposób powstała wielka różnorodność. W Neustadt profesorowie mieszkali obok taksówkarzy. [Chwilę milczy]. Już tak nie jest”.
W chwili upadku muru berlińskiego w Halle-Neustadt mieszkało ponad 90 tysięcy osób, cieszących się z tamtejszej infrastruktury, żłobków i przedszkoli, parków i przestrzeni publicznych ozdobionych fontannami, rzeźbami i mozaikami.
Reklama
Wrażenie „jak na fermie drobiu”
Chyba największy problem sprawiała na co dzień dziwna decyzja władz, by w pogoni za nowoczesnością zrezygnować z… nazw ulic.
Całe miasto, które w 1983 roku liczyło już 91 000 mieszkańców, otrzymało tylko skomplikowany system numeracji budynków. Jak komentuje Katja Hoyer:
Był on tak niejasny, że mieszkańcy musieli wypracować sobie własne sposoby na zapamiętanie miejsca zamieszkania; ponadto w wielu budził on poczucie anonimowości i klaustrofobii.
Sam Morgner, architekt, skarżył się na monotonię projektów. „Jeśli mieszkało się w bloku oznaczonym numerem, nabierało się wrażenia, że nie mieszka się w prawdziwym mieście, ale w fermie drobiu czy obozie koncentracyjnym”.
Bibliografia
Powyższy artykuł powstał głównie na podstawie książki Katji Hoyer pt. Kraj za murem. Życie codzienne w NRD (Wydawnictwo Poznańskie 2025).