Wielu więźniów obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau nazywało go miejscem zapomnianym przez Boga. Inni twierdzili, że właśnie po przybyciu do „fabryki śmierci” ich wiara stała się szczególnie żarliwa. Tak mówiły na przykład kobiety z bloku 17, przydzielonego matkom. Przeczytaj niezwykłą relację więźniarki, która chrzciła wszystkie dzieci.
Tam, gdziekolwiek przebywałam, w Gestapo czy też w obozach, modliłyśmy się zawsze, pojedynczo czy też zbiorowo. Jeszcze nigdy wiara w nas nie była tak gorąca, pełna nadziei, jak w lagrze. Dlatego to modliłyśmy się, bo modlitwa była nam potrzebna, żeby przetrwać. […]
Reklama
W Birkenau, przebywając na bloku 17, gdzie były przeważnie Polki, mogłam zaobserwować, jak wielką potęgę ma modlitwa. Modliły się WSZYSTKIE. Kiedy był maj, urządzałyśmy „nabożeństwa majowe”, jedna czytała słowa litanii z książeczki, inne powtarzały za nią lub odpowiadały. Modliły się Jugosłowianki, Żydówki, najwięcej Polki.
Chrzest bez księdza
Stanisława Leszczyńska, położna na bloku 17, modliła się zawsze, siedząc przy położnicy, często i rodząca powtarzała za nią słowa modlitwy. A kiedy urodziło się już dziecko, nakazała każde, bez względu na to, jaka matka je urodziła, OCHRZCIĆ. Wyjaśniając mi, że tylko my jesteśmy za to odpowiedzialne, ażeby dziecko nie umarło czy też nie zostało zamordowane bez chrztu!
Mnie poleciła tę ważną funkcję, a ja wierzyłam w to bardzo, że jeżeli z mojej nieuwagi czy też opieszałości umrze dziecko, będę kiedyś za to odpowiedzialna. Nauczyła mnie, jak chrzcić, „trzymając niemowlę na lewym przedramieniu, w prawej ręce unosiła kubek z wodą lub ziółkami, co było w danej chwili (czas zawsze naglił), nakreślając znak krzyża, lała powoli kropelkami płyn, wymawiając słowa: Ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, amen, dodając imię, jakie nadałyśmy dziecku”.
Pierwsze dziecko, które urodziło się w dniu 6 grudnia 1943 roku na bloku rewirowym 17, nazwałam Adamem, tego ochrzciła pani Leszczyńska, drugie dziecko, urodzone 8 grudnia 1943 roku, chrzciłam ja sama, nazwałam ją MARIA, umarła po kilku godzinach, urodziła się w ósmym miesiącu ciąży.
A potem rodziły się dzieci, najwięcej żydowskie i ruskie, wszystkie chrzciłam już sama, najwięcej nadając imion Józef i Maria, a na ruskie Wala. Było ich około 40-tu. Piszę o tym szczegółowo, bo sama te praktyki wykonywałam. […]
Jak trwoga…
Zofia Kossak-Szczucka (Śliwińska), ta, leżąc na naszym 17 bloku, modliła się przez cały dzień. Bez przerwy, aż nas to bardzo denerwowało. Modliła się półgłosem. Najwięcej na różańcu (jeszcze dziś widzę ten niebieski różaniec).
Byłam świadkiem, jak przebywająca na 17 bloku Rosjanka, skoczek spadochronowy czy też pilot, „nawróciła” się, prosiła nas, Polki, żebyśmy ją nauczyły pacierza, włączała się z nami we wspólne modlitwy.
Reklama
Jedno zostało stwierdzone: „Jak trwoga, to do Boga”, modliłyśmy się wszystkie, bez względu na narodowość, religię. Każda chciała się zwrócić do kogoś, kto może jej pomóc. Każda z nas miała tak wiele próśb, tak gorącą wiarę, jak już nigdy potem.
Tak samo i w obozie Auschwitz-Birkenau wszelkie praktyki religijne były surowo zabronione, ale i tu nikt się tym nie przejmował. A kiedy w styczniu 1945 roku musiałyśmy uczestniczyć w egzekucji przez powieszenie więźniarek w macierzystym obozie Auschwitz, płacząc, modliłyśmy się wszystkie na placu apelowym.
Źródło
Powyższa, autentyczna relacja z II wojny światowej została zamieszczona we właśnie wydanej książce Anioł życia z Auschwitz, zainspirowanej życiem Stanisławy Leszczyńskiej – akuszerki z Auschwitz. Publikacja autorstwa Niny Majewskiej-Brown ukazała się nakładem wydawnictwa Bellona.
Niezwykła opowieść na kanwie losów położnej z Auschwitz
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
Ilustracja tytułowa: fot. John Capistrano, pexels.com