Muzeum Historii Żydów Polskich Polin podaje, że przed wojną w Polsce mieszkało około trzech milionów Żydów. W 1946 roku – 220 tysięcy, ta liczba malała potem z roku na rok. Większość z nich przetrwała na terenie ZSRR, tylko kilkadziesiąt tysięcy na terenach okupowanej Polski.
Miejsca, w których się ukrywali, istnieją często do dziś. Mogła to być na przykład buda dla psa. Albo kosz na siano. Skrzynia z trocinami. Piwnica, może strych. Czasem zamurowany pokój. Kanał. Komin. Szafa. Wózek od motocykla. Zagajnik. Szklarnia. Pianino. Kredens. Ziemianka. Szałas. Pień. Grób. (…)
Reklama
Nie da się dziś powiedzieć, jak można było przetrwać wojnę w ukryciu, to znaczy: co trzeba było zrobić, żeby mieć pewność, że dotrwa się do końca, bo tej pewności nigdy nie można było mieć. Dlatego wtedy też nie można było po prostu przyjąć jakiejś strategii na przetrwanie.
Zbyt wiele zależało od indywidualnej sytuacji (jeśli ktoś miał kontakty po stronie aryjskiej mógł szukać kryjówki poza gettem, jeśli ktoś mógł za ukrycie płacić, a było to wówczas normą, jego pozycja od razu stawała się o wiele lepsza) – oraz po prostu od szczęścia. Słyszałem to słowo często, często też widziałem je w relacjach Ocalałych.
Szafa była na nóżkach
Edward Reicher, lekarz, opisał na przykład sytuację z lipca 1942 roku, kiedy cudem nie został znaleziony przez Niemców podczas akcji wysiedleńczej. Schował się za szafą z przyrządami medycznymi. Szafa stała jednak na wysokich nogach, było widać jego buty. Niemcy ich nie zauważyli.
Reicher podsumował w swoim dzienniku: „[…] szafy odgrywały w mym dalszym życiu dużą rolę. Mogły ratować, jeżeli przy tym miało się jeszcze trochę szczęścia”.
Opowieść Felicji Weiss
Mój ojciec znalazł nam jakąś kryjówkę. Ale było w niej kilkadziesiąt osób, płakały dzieci, było głośno. Okazało się więc, że to żadna kryjówka. Trzeba było znaleźć inne miejsce.
Reklama
Tym miejscem był bunkier zbudowany w piwnicy. Nie wiem, kto tę kryjówkę zbudował, opłacił. Ludzie się przygotowywali do wywózek. Wiedzieli, że będą wyciągać ich z domów – i wyciągali. Tak jak stali, bez niczego, poszli na likwidację. Co z nimi było? Nie wiem dokładnie.
Ta nasza kryjówka była dość dobrze pomyślana: skrócili korytarz, pomalowali go na czarno, żeby było jak najmniej światła. Za tą częścią, o którą pomniejszony został korytarz, znajdowało się pomieszczenie, w którym siedzieliśmy.
Wchodziło się do niego przez pomieszczenie, w którym siedział stróż, a dokładnie przez kredens, który stał przy jednej ze ścian. W tym kredensie był fragment dykty, ścianki tego mebla, którą się demontowało. Żeby przejść na drugą stronę, trzeba się było przeczołgać przez dziurę, która w ten sposób powstała, a potem starannie poprawić dyktę.
Kredens wyglądał zupełnie niepozornie. Stały w nim garnuszki, nie budził podejrzeń. To bardzo ważne, bo Niemcy szukali, ciągle. Węszyli.
Reklama
Pamiętam, jak pewnego razu przyszli i szurali tymi garnczkami. Wszystko było słychać tam po drugiej stronie, w kryjówce. Ale byli niestaranni, nie zauważyli, że kawałek dykty jest ruchomy i że za nim jesteśmy my.
Ja w tej kryjówce ciągle czułam strach. Tak silny, że on nigdy nie przeszedł. Ten strach po prostu ciągle mnie dusi. Ale wiem też, że nic gorszego mnie już w życiu nie spotka. I przez to jestem już spokojna.
Strategie przetrwania
Kryjówka za kredensem lub etażerką, jak w przypadku Felicji czy Krystyny, nie mogła być rozwiązaniem na długo. Podobnie jak inne schronienia w ukrytych, zamurowanych pomieszczeniach miała jedną wadę: na podstawie rozkładu pokoi na innych kondygnacjach tego samego budynku łatwo można się było zorientować, że coś jest nie tak, że ściana stoi nie tam, gdzie powinna, i za nią z pewnością znajduje się przestrzeń, którą należy zbadać.
Ale i na to Żydzi znaleźli rozwiązanie: należało porozumieć się z sąsiadami i przesunąć w identyczny sposób ściany na wszystkich kondygnacjach.
Reklama
Zdarzało się, że pomiędzy takimi ukrytymi pomieszczeniami można się było przemieszczać przez wykute w podłodze dziury. Wystarczyło więc ukryć tylko jedno wejście – to ważne, bo im mniej wejść do kryjówki, tym mniejsza szansa, że ktoś się zorientuje.
Czasem będzie nim dziura w ścianie zamaskowana kredensem, a czasem – deską klozetową. Albo psią budą. Albo zwykłym śmietnikiem.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Arkadiusza Lorenca pt. Ukryci. Głosy z kryjówek przed Zagładą (Prószyński i S-ka 2025).
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.