Stanisław Witkiewicz, lepiej znany jako Witkacy, chętnie malował znajomych, bliskie sobie osoby. Zdarzało się też jednak, że zobaczył kogoś zupełnie obcego i postanawiał, że koniecznie musi przenieść jego sylwetkę na płótno. Tak właśnie było z Elżbietą Szemplińską-Sobolewską, do której po latach dotarła Joanna Siedlecka – autorka wznowionej niedawno książki Mahatma Witkac. I której biografię zdecydowanie trudno pogodzić z życiorysem Witkacego.
Elżbieta Szemplińska-Sobolewska (rocznik 1910), powieściopisarka, poetka, wpisała się do historii literatury gorliwą działalnością w prosowieckiej grupie pisarzy komunistycznych, którzy znaleźli się we Lwowie po 17 września 1939.
Reklama
„Zasłynęła” wierszami w „Czerwonym Sztandarze” gloryfikującymi „wrzesień wyzwolenia”, „ojczyznę sierpa i młota”, atakującymi natomiast „Polskę jaśniepanów” (…).
Już przed wojną publikowała w pismach KPP i PPS, związana była z Broniewskim, Stawarem, Wasilewską.
Zaskoczona komunistka
– Zdziwiłam się więc oczywiście – wspomina – gdy zdaje się w 1935, ni z tego, ni z owego zadzwonił do mnie Witkacy, którego osobiście nie znałam, bo był z „innego świata”. Powiedział, że chciałby namalować mój portret, ponieważ bardzo go intryguję.
Komunistki są na ogół stare i szkaradne, ja natomiast – jak twierdził – jestem delikatną, przepiękną blondynką w jego typie. Widział mnie w „IPS-ie” czy „Ziemiańskiej”, gdzie czasem wpadałam.
Choć w moim świecie uważano go za wariata i dziwaka, zgodziłam się – propozycja dość mi pochlebiała. Umówiliśmy się w jego pracowni na Brackiej, gdzie przywiozłam ze sobą – jak sobie zażyczył – laskę i to trochę już przeze mnie poużywaną. Miało to niby wydobyć jakieś fluidy, ale zdaje się, po prostu laski kolekcjonował.
Reklama
„Zrobił mi szybko dwa portrety”
Podczas seansu narzekał, że musi „żreć” narkotyki, bo jak inaczej mógłby w ogóle malować? Ale oczywiście niczego nie „żarł”, prowokował tylko.
Zrobił mi szybko dwa portrety. Pierwszy z nich – jak sam powiedział – miał przedstawiać mnie jako polską Dolores Ibárruri prowadzącą lud na barykady. Nad głową miałam czerwoną aureolę z ognia i płomieni, cała byłam zresztą w tonacji czerwonej, z energicznym wyrazem twarzy.
Powiedział mi również, że widzi mnie niejako w dwóch osobach – nie tylko jako Dolores, ale po prostu piękną kobietę. Muszę więc mieć portret drugi. I zrobił rzeczywiście, ale już „wylizany” – słodki i łagodny.
Choć Broniewski, Stawar i Wasilewska uważali go właściwie za wariata, bardzo mi jednak zazdrościli. Witkacy portretował bowiem ówczesny liczący się parnas, tak że też by pewnie chcieli, ale wybrał tylko mnie. Mówił mi zresztą, że wkrótce na pewno zdystansuję Wasilewską, bo w odróżnieniu od niej mam jeszcze i urodę.
Reklama
Spłonęła razem z domem
Po wybuchu wojny, z własnej woli, razem z mężem, dziennikarzem Zygmuntem Sobolewskim, uciekłam przez zieloną granicę do „ojczyzny światowego proletariatu”. Przed wyjazdem Dolores oddałam na przechowanie rodzinie mieszkającej niedaleko późniejszego getta, gdzie spaliła się razem z całym domem wysadzonym w 1943 przez Niemców.
Łagodną natomiast zawiozłam do matki na Mokotów. Schowałam za szafą, gdzie przetrwała szczęśliwie okupację, Powstanie i jest obecnie w Muzeum Literatury.
Musiała odcierpieć swoje
A dziś w losach swoich portretów widzi nie tylko przypadek. Pierwszy z nich musiał spłonąć, bo nie ma już Dolores. Dawno bowiem przestała być komunistką, straciła wiarę, która drogo ją kosztowała. Ale stało się to oczywiście nie od razu, musiała przedtem odcierpieć swoje.
Ze Lwowa ewakuowano ją z mężem w głąb Rosji, do Samarkandy, Kujbyszewa, Taszkientu. Przeszła wszystko, co można tam było przejść – głód, nędzę, ciężką chorobę, śmierć pierworodnego syna.
Reklama
W 1944 wróciła z mężem do Polski z I Armią i szybko wysłano ich – jako „wypróbowanych towarzyszy” na placówkę do Luksemburga.
Tak jak wielu przecież, odmówili powrotu, próbowali urządzić się na Zachodzie – we Francji, a potem w Afryce Północnej, w Maroku, w Casablance. „Oni” jednak nie zapomnieli o zemście. W 1951 mąż wypłynął statkiem do Włoch i już nie wrócił, zginął w „niewyjaśnionych okolicznościach”.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Joanny Siedleckiej Mahatma Witkac. Jej nowe, rozszerzone wydanie ukazało się w 2024 roku nakładem Wydawnictwa Fronda.