Po II wojnie światowej amerykańskie służby pozyskiwały zbrodniarzy wojennych masowo, nie oglądając się na ich ofiary. Zmienił się wróg – dotychczasowi sojusznicy zwrócili się przeciwko sobie, rozpoczęła się zimna wojna. Wiedza stała się towarem na wagę złota, a infiltracja wroga środkiem do jego zdobycia. Waszyngton postanowił zwerbować do współpracy kilka tysięcy bestii w ludzkiej skórze, nadając im nowe nazwiska, oferując domy na terenie USA lub dobrze płatną pracę w Europie.
Pod koniec II wojny światowej kontrwywiad Stanów Zjednoczonych uznał, że należy rozpocząć pertraktacje z tymi, którzy mają krew na rękach.
Reklama
„Wiem wiele, ale to ma swoją cenę”
W marcu 1945 roku w ramach operacji „Sunrise” w oparach dymu najlepszych cygar toczyła się rozmowa pomiędzy esesmanem, SS-Obergruppenführerem generałem Karlem Wolffem a szefem służb amerykańskich Allenem Dullesem.
Panowie spotkali się na terenie rzekomo neutralnej Szwajcarii, by ustalić zakres powojennej współpracy.
– Wiem wiele, ale to ma swoją cenę. Chcę dom i pensję – oznajmił Niemiec.
Dulles pokiwał głową.
W podobny sposób zaraz po zakończeniu wojny wywiad wojskowy CIC, a następnie CIA oraz FBI zatrudniły kilka tysięcy nazistowskich zbrodniarzy – jako szpiegów lub ekspertów od zbrojeń, dając im nowe nazwiska i nowe życie w Stanach Zjednoczonych – wiedząc o ich zbrodniach. I chroniły morderców, gdy zachodziła taka potrzeba, gdy groziło im zdemaskowanie.
Reklama
W czeluściach tajnych rezydentur służb kartkę z wojennym życiorysem esesmana spinano z nowym, wymyślonym – stąd też wzięło się określenie jednej z podobnych operacji: „Paperclip”, czyli spinacz.
Papiery zwerbowanych esesmanów wybielano, stąd kolejny kryptonim: „Persilschein”. Pochodził od nazwy niemieckiego proszku, który pomagał uzyskiwać bielszy odcień bieli.
Jak Amerykanie skorzystali na programie?
Po 1945 roku zapanował ogólnoświatowy pogląd, że największym wrogiem jest w tej chwili sowiecka Rosja, a to, co się stało do 1945 roku, jest już nie do cofnięcia.
Z bestialskich eksperymentów przeprowadzonych przez prof. Hubertusa Strugholda na więźniach niemieckiego obozu koncentracyjnego Gross-Rosen skorzystało NASA; dzięki niemieckiemu naukowcowi Wernherowi von Braunowi Stany wylądowały w 1969 roku na Księżycu i tym samym pokonały Rosjan w wyścigu o podbój kosmosu.
Twórca śmiertelnego gazu o nazwie sarin, Otto Ambros, po wojnie najpierw doradzał amerykańskim wojskom chemicznym, następnie rządowi Konrada Adenauera.
Allen Dulles został pierwszym szefem CIA. Do końca życia mawiał o zwerbowanych zbrodniarzach: „umiarkowani naziści”. Jego pogląd podzielał szef FBI John Edgar Hoover – gdy w 1968 roku agenci donieśli mu o dziennikarce, która wpadła na trop niemieckich zbrodniarzy w USA, kazał ją śledzić i uznał za „zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa”.
W wielu wypadkach, gdy zatrudniano oficera SS jako szpiega, w raportach CIA pojawiało się sformułowanie, że jest on winien „niewielkich zbrodni wojennych”.
Nie odtajniono tysięcy stron dokumentów
W latach 80. XX wieku zaczęły sączyć się pogłoski, że amerykańskie rodziny mają za sąsiadów niemieckich zbrodniarzy wojennych. Wybuchła afera. Powołano szereg komisji – w ten sposób cały świat dowiedział się o tym, że Ameryka paktowała ze złem.
Mimo wielkiej chęci rozliczeń oraz olbrzymiej presji społecznej na przełomie lat 80. i 90. FBI odmówiło współpracy przy śledztwach Departamentu Sprawiedliwości USA – Stany mogły wówczas wydalić nazistów, jednak FBI przekazało, że musi chronić „zasłużonych informatorów”. Do dziś kilka tysięcy stron dokumentów dotyczących werbunku najgorszych zbrodniarzy pozostaje tajnych.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Magdaleny Ogórek pt. Król Olch. Ukazała się ona w 2024 roku nakładem wydawnictwa Zona Zero.
Nowa książka Magdaleny Ogórek
Ilustracja tytułowa: Niemieccy naukowcy zwerbowani przez Amerykanów w ramach operacji Paperclip na zdjęciu z 1946 roku (domena publiczna).