Irena Gut pracowała jako służąca u niemieckiego oficera, wykorzystując to, by potajemnie ratować Żydów. Gdy jednak okupanci zaczęli cofać się przed czerwoną nawałą, uciekła do lasu i dołączyła do partyzantów działających pod Kielcami. Niewiele wiedziała o organizacji, której służyła. Liczyło się to, że mogła walczyć z wrogami Polski. I że był z nią Janek.
Każda dziewczyna marzy o miłości od pierwszego wejrzenia. W marcu 1944 roku miałam prawie dwadzieścia dwa lata. Dawno przestałam myśleć o sobie jak o zdolnej do pokochania kogoś dziewczynie, nawet w snach. I nagle każda pieśń o miłości, jaką kiedykolwiek poznałam, nabrała sensu.
Reklama
Pokochałam Janka miłością absolutną. Poszłam za nim do lasu w okolicach Kielc, gdzie przebywali jego partyzanci. Poszłam za nim bez chwili wahania i wstąpiłam do partyzantki bez chwili namysłu. Zrobiłam to dla Polski, na pewno. Ale także dla siebie, bo złożyłam przysięgę, że będę walczyć z wrogiem. Nade wszystko jednak zrobiłam to dla Janka.
Musieli mnie sprawdzić
Na początek otrzymałam łatwe zadania, aby mogli sprawdzić moją psychiczną wytrzymałość i oddanie sprawie. Przenosiłam kartki z informacjami wetknięte we włosy, które upinałam na karku. Czasami przenosiłam paczki z pieniędzmi przemyconymi z Anglii, żeby wspomóc nasz oddział lub przeznaczonymi do przekazania dalej. Nigdy nie mówiono mi, skąd pochodziły rozkazy.
Wiedziałam tylko to, co niezbędne, i nie nalegałam, aby Janek cokolwiek mi wyjaśniał. Wydawało mi się, że nasza komórka samodzielnie podejmuje decyzje, choć niektóre z nich były koordynowane z innymi grupami z terenu. Jednak zazwyczaj atak był przeprowadzany, gdy następowały sprzyjające okoliczności. Jeśli otrzymywaliśmy uzasadnione, realne polecenie, wykonywaliśmy je.
Naszymi wrogami byli wrogowie Polski – Niemcy i Sowieci. Wszystko, co robiliśmy, miało na celu skłócenie ich i wyprowadzenie z kraju. W miarę wycofywania się Niemców opuszczone tereny zajmowane były przez Rosjan, ich napaści na wsie budziły postrach.
Reklama
Opowiadano okropne historie, snuto domysły. Krążyły plotki, że niemieccy oficerowie, szczególnie esesmani, rozpoczęli dezercję, zrzucając mundury jak węże, które zmieniają skórę. Wielu posuwało się do tego, żeby podawać się za żydów, lecz szybko ich demaskowano z przyczyn religijnych – nie potrafili recytować Tory. W polskich lasach niosło się ponure echo przeprowadzanych egzekucji.
Wiedziałam, że członkowie naszego oddziału zabijali hitlerowskich oficerów, wykradali broń, produkowali bomby, wykonywali wyroki na kolaborantach. Wiedziałam o tym. Miałam świadomość, że przyczyniam się do czyjejś śmierci. Nie wiem, jak potrafiłam to pogodzić ze wszystkim, co robiłam do tej pory, z całym poświęceniem, na jakie było mnie stać, aby chronić życie. Lecz godziłam.
Staliśmy się innymi ludźmi
Czasem patrzyłam przez ogień, na którym przygotowywaliśmy w lesie nędzny posiłek, i widziałam, jak Jerzy spluwa na kamień i ostrzy na nim nóż, żeby pokroić kiełbasę. Nikt nie musiał mi mówić, że ten sam nóż był używany przeciw człowiekowi. Patrzyłam na Piotra studiującego mapę miasteczka i wiedziałam, że coś się stanie na jednej z uliczek.
Pamięć o dziecku zastrzelonym w powietrzu tkwiła we mnie mocno, staczała mnie w ciemną otchłań i byłam w stanie myśleć tylko o jednym – trzeba ostrzyć nóż, trzeba to robić, trzeba urządzać zasadzki na ulicach.
Atmosfera stałego zagrożenia, w jakiej żyliśmy, zrobiła z nas innych ludzi. żyliśmy w lesie, zmysły nam się wyostrzyły jak zwierzętom. Gryzący dym ognisk, widok błękitnego dzwonka kwitnącego na polanie, nagły trzepot skrzydeł ptaka przelatującego nad ścieżką, słowa patriotycznych pieśni na ustach przyjaciół – tak mocne były to dla nas przeżycia, że potrafiliśmy nagle rozpłakać się z emocji. Byliśmy bardzo młodzi. Walczyliśmy za ojczyznę. Byliśmy zakochani.
Na początku kwietnia podczas uroczystości w lesie zostałam oficjalnie zaprzysiężona jako żołnierz partyzanckiego oddziału. Ceremonię przeprowadził ksiądz Tadeusz, nasz kapelan, w kościele pod koronami drzew. Złożyłam uroczystą przysięgę, że oddam życie za wolność ojczyzny, ksiądz pobłogosławił mnie i otrzymałam nowe imię – Mała.
Reklama
Wiem, że nie powinnam być szczęśliwa
Zwolniono mnie z obowiązku noszenia broni, bo często byłam wysyłana do miasta. Otrzymałam ampułkę z trucizną i przysięgłam, że jeśli wpadnę w ręce Niemców lub Sowietów, pozbawię się życia. Po wszystkim poszliśmy z Jankiem na spacer wzdłuż strumienia, nad którym kwitły kaczeńce. Słońce odbite w strumyku padało na jego twarz.
– Wiem, że nie powinnam być szczęśliwa – powiedziałam, splatając moją dłoń z jego. – Ojczyzna nie jest wolna od wrogów. Moja rodzina jest gdzieś daleko. Jednak czuję w sobie szczęście.
– Szczęście, że jesteś ze mną. – Janek stanął naprzeciwko mnie i ujął mnie za podbródek. – Mała, mój ptaszku, wiem, o czym mówisz, bo to samo dzieje się w moim sercu. Kocham cię. Pragnę cię poślubić.
Przywarłam czołem do jego serca. – Ja też chcę cię poślubić. Tego samego wieczora pojechaliśmy do Kielc, aby zawiadomić rodziców [Janka]. Ridlowie na tę wieść niezmiernie się ucieszyli i koniecznie chcieli, abyśmy ustalili datę ślubu.
Wybraliśmy 5 maja, moje urodziny, niespełna miesiąc później. Bałam się spojrzeć na Janka, aby powstrzymać wybuch emocji, który by nastąpił, gdyby nasze oczy się spotkały. Od dłuższego czasu musiałam bardzo panować nad uczuciami i byłam do tego przyzwyczajona. Nie mogłam uwierzyć, że jestem szczęśliwa.
Reklama
Zaatakujemy ich. Potrzebujemy amunicji
Wiosna była już w pełni, nasz oddział dalej prowadził walkę, ja jednak jako przyszła panna młoda więcej czasu spędzałam w mieście na przygotowaniach. Drugiego maja byłam w domu u Ridlów. Stałam na krześle, a mama Janka podpinała moją suknię ślubną na odpowiednią długość.
– Będziesz wyglądała jak anioł, Irenko – mówiła pani Ridlowa ze szpilkami w ustach. – Po prostu anioł. Poprzez przezroczyste firanki zobaczyłam Janka wchodzącego po schodach do domu. Chwilę później drzwi wejściowe otworzyły się na oścież i Janek wpadł do środka. Chwycił mnie wpół i zniósł z krzesła.
– Janek! – piszczałam, usiłując mu się wyrwać. – Mam pełno szpilek!
– Nie powinno się oglądać panny młodej w sukni ślubnej przed uroczystością, to zły znak – ganiła go matka. Postawił mnie na podłodze i odgarnął mi włosy z twarzy.
– Nie przejmujemy się przesądami, prawda, kochana? Musiałem cię zobaczyć!
– Dlaczego? – spytałam zaczerwieniona i uśmiechając się, zaczęłam poprawiać sukienkę.
– Właśnie dostaliśmy wiadomość, że tej nocy niemiecki transport będzie przejeżdżał przez las. Zaatakujemy ich. Potrzebujemy amunicji. Takie nasze małe wyzwolenie.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Nie idź, Janku. Niech ktoś cię zastąpi
Serce we mnie zamarło. – Nie idź, Janku. Niech ktoś cię zastąpi.
– Ależ kochana! Jestem nieustraszonym dowódcą – dokuczał mi. – Wrócę jeszcze przed świtem. Podam ci śniadanie do łóżka – wyszeptał mi do ucha.
Uśmiechnęłam się, ale chciałam być poważna.
– Janku, proszę cię! Nie chcę, żebyś tam szedł.
– Przepraszam, kochana. Wszystko już ustalone. – Janek był przy drzwiach. Zatrzymał się i posłał mi pocałunek. I zaraz potem wyszedł. Janek zginął w czasie tej akcji. Pochowaliśmy go w lesie.
Reklama
Nie musiałam się o to starać
Pragnęłam umrzeć. Kilka razy wyjmowałam ampułkę z trucizną, którą przechowywałam w portmonetce. Leżąc w łóżku w domu Ridlów, kładłam ją na poduszce przy twarzy i patrzyłam na nią. Trzeba było tylko połknąć jej zawartość, żeby połączyć się z moim ukochanym. Tylko dzięki tej myśli wciąż jeszcze trwałam po tym, co się stało.
Wróciłam do lasu, ksiądz Tadeusz co dzień ze mną rozmawiał, wyprowadzając mnie krok po kroku z otaczającej mnie ciemności.
Pojęcie woli Boga nic dla mnie nie znaczyło – podczas wojennych lat byłam świadkiem śmierci tak wielu ludzi. Ten zacny ksiądz nieustannie przypominał mi, że potrafiłam odnosić zwycięstwo nad śmiercią, cudem jej unikając.
Podkreślał, że choć zginęło tak wielu ludzi, ktoś jednak został przy życiu dzięki mnie. To właśnie, według księdza Tadeusza, była wola Boga. Ma ona swoje uzasadnienie, a my nie wiemy, jakie ono jest. W głębokiej rozpaczy myślałam o tym, dlaczego Bóg pozwolił na śmierć Janka. Jaki Boży plan był w tym, że najpierw doświadczyłam szczęścia, a potem nagle mi je odebrano.
Nie potrafiłam tego przyjąć. Jednak nie popełniłam samobójstwa. Należałam przecież do partyzantki i byłam szpiegiem. Mogłam w każdej chwili stracić życie, nie musiałam się o to specjalnie starać.
Reklama
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment wspomnień Irene Gut Opdyke pt. Ratowałam od Zagłady. Ukazała się ona nakładem Poradni K w 2021 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.