Władze austriackie doskonale rozumiały symboliczną rolę zamku na Wawelu. Bezpośrednio po rozbiorach, gdy Kraków, wraz ze sławną rezydencją królów, dostał się w ich ręce, zaczęto usuwać ślady jego dawnej roli i adaptować wzgórze do celów wojskowych. Rzecz została ostatecznie przypieczętowana w połowie XIX stulecia, po likwidacji efemerycznej Rzeczpospolitej Krakowskiej. Wawel stał się wówczas na kolejne sześć dekad koszarami.
Wojska austriackie tymczasowo stacjonowały na Wawelu w latach 1836–1840, na dobre jednak powróciły tam pół dekady później. W 1846 roku oficjalnie zlikwidowano Wolne Miasto Kraków, a wzgórze znów zostało przeznaczone na koszary zaborcy.
Reklama
Tym razem władze w Wiedniu nie ociągały się z decyzjami i nie skąpiły koniecznych środków. Ambroży Grabowski opowiadał, że „zaraz po obsadzeniu Krakowa zrobiono z drzewa palisady i takowymi obwarowano przystęp do zamku”. Z kolei Kazimierz Girtler notował, że „od czasu zajęcia Krakowa nie wolno było nikomu zajrzeć na zamek”, a wszystkich mieszkańców tegoż „wyrzucono”.
Wawel w ramach twierdzy Kraków
Zamek na Wawelu został włączony w ramy tak zwanej twierdzy Kraków: złożonego systemu obronnego, mającego stanowić zaporę przed ewentualnym natarciem wojsk rosyjskich.
Wypada podkreślić, że Wawel nie był kluczowym elementem twierdzy. Podstawowe punkty obrony znajdowały się na wysuniętych pozycjach, a nie w centrum aglomeracji. Smocza skała stanowiła tak zwany śródszaniec. Mimo to podjęto na niej szeroko zakrojone prace fortyfikacyjne.
Roboty trwały od 1849 roku. Austriacy nadbudowali i ukończyli fortyfikacje kleszczowe, zaplanowane u schyłku istnienia niepodległej Rzeczpospolitej. Poza tym, jak wyjaśnia doktor Andrzej Kukliński, „w latach 1850–1852 wzniesiono nowy kurtynowy obwód umocnień od południowego wschodu, północy i północnego wschodu”.
Reklama
Po raz pierwszy od XV stulecia całe wzgórze zostało otoczone spójnym systemem fortyfikacji. Prace doprowadzono do końca bardzo szybko. W 1853 roku mury były gotowe.
Przy okazji doszło do daleko posuniętej rozbiórki umocnień średniowiecznych. Zniknęła większość zabytkowych murów od południa i zachodu, łącznie z basztami Tęczyńską i Panieńską.
Panorama Wawelu została przekształcona już na stałe. Jak komentuje profesor Zbigniew Pianowski, „obwód obronny zrealizowany przez Austriaków zachował się prawie w całości do naszych czasów”.
Szpital wojskowy na wzgórzu wawelskim
Od roku 1854 akcję budowlaną przeniesiono na szczyt wzgórza. Teren dawnego zamku dolnego został wyrównany, a pośrodku utworzono wielki plac apelowy. Tam ćwiczyli żołnierze, poza tym przy placu została umieszczona szubienica, którą widać na niektórych zdjęciach z epoki.
Największych przekształceń dokonano jednak w zachodniej i południowej części Wawelu. Po usunięciu średniowiecznych fortyfikacji Austriacy wznieśli cały kompleks gmachów szpitalnych.
Reklama
Jego najważniejszy element stanowiły dwa długie, wysokie (w sekcjach bocznych aż trzypiętrowe) skrzydła, według projektu początkującego krakowskiego architekta Feliksa Księżarskiego. Budowle nie były zupełnie pozbawione stylu.
Jak przypomina Jadwiga Gwizdałówna, w części zwieńczono je na przykład blankami, nawiązującymi do gotyku. Ogółem jednak potężne, kanciaste gmaszyska pasowały do tradycji wawelskiej jak pięść do nosa.
Łaźnia, pralnia, prosektorium
Pomiędzy szpitalem, wystawionym przy linii dawnych murów, a placem apelowym umieszczono mniejsze, parterowe budynki zaplecza. Były to między innymi kostnica, łaźnia, pralnia i prosektorium.
W miejscu wyburzonego Grodu czy też Domu Królewien stanęła z kolei kantyna, a stajnie, położone bezpośrednio przy dawnej rezydencji królewskiej, zostały powiększone o dodatkowe piętro.
Jako ostatni – w latach sześćdziesiątych XIX wieku – zbudowano szpital rekonwalescentów w miejscu dawnych domków wikaryjskich przy baszcie Złodziejskiej. Doszło też do przeróbki zarówno tej wieży, jak i Sandomierskiej, gdzie umieszczono skład prochowy. Szczęśliwie zabytkowych gmachów nie zniszczono jednak zupełnie.
Zapomniana sylweta zamku na Wawelu
Na fotografiach kompleksu szpitalno-koszarowego, w większości wykonanych już na początku XX stulecia, widać zapuszczone, zarośnięte chaszczami konstrukcje, nędzne drewniane przybudówki, iście fabryczny komin łaźni i proste sztachety płotów.
Całość przywodzi na myśl raczej porzucone więzienie albo scenografię taniego horroru niż najsłynniejszy zamek w kraju. Gdyby nie widoczne w tle baszty, trudno byłoby uwierzyć, że to naprawdę Wawel.
Reklama
„Próżne szukanie śladów dawnych wspaniałości”
Dysonans był więcej niż oczywisty także dla nielicznych Polaków, którzy mieli nieprzyjemność oglądać wojskową część wzgórza wawelskiego w okresie drugiej okupacji austriackiej.
Józef Ignacy Kraszewski wspominał w swoich Kartkach z podróży o „próżnym szukaniu śladów dawnych wspaniałości”, o „dziedzińcach pełnych wojska” i „smutnych, zimno-białych ścianach”, które w jego opinii robiły wrażenie znacznie gorsze, niż gdyby zamek obrócono w omszałą ruinę.
Sławny literat pisał poza tym o samym pałacu, który na powrót mieścił oddziały wojska, a po dalszych „przeróbkach i odświeżeniach” został zepsuty „już nie do poznania” i „odarty z całego majestatu”.
Nie zaszkodzi przytoczyć również komentarzy Stanisława Tomkowicza, który podjął się badań nad dziejami Wawelu, gdy ten znajdował się jeszcze w rękach austriackich. Jak pisał, w rezydencji królów nadal burzono i wstawiano mury, „zacierając ślady różnych dawnych sionek, korytarzyków i krętych schodów”.
Były też, jak za pierwszej okupacji, usuwane dekoracje wewnętrzne i zewnętrzne, tak że dzieło Zygmunta Starego stało się „przeważnie bezstylową i pozbawioną ozdoby budowlą, imponującą jedynie jeszcze swoją masą i ogólną sylwetą”.
Reklama
Niewyburzony ślad
Najbardziej szpetne, parterowe budynki kompleksu szpitalnego zburzono w latach 1919–1920, bezpośrednio po tym, jak Polska odzyskała niepodległość. Główne gmachy przetrwały znacznie dłużej. Wschodnie skrzydło das Garnison Spital am Castell oraz szpital rekonwalescentów zostały rozebrane już po II wojnie światowej.
Co do południowego gmachu szpitala garnizonowego, wznosi się nadal. Dzisiaj jest to budynek numer 9, który mijają wszyscy turyści zmierzający na Wawel główną drogą od strony ulicy Bernardyńskiej.
Mieszczą się w nim między innymi sale konferencyjne, kasy oraz kawiarnia. Winorośl pnąca się po murach, szpalery drzew i krzewy ozdobne dodają konstrukcji nieco uroku. Gmach niezmiennie jednak przytłacza, teraz w większości pustą, przestrzeń zamku dolnego. Nawet nie wiedząc nic o Wawelu, łatwo poznać, że to nie miejsce dla niego.
****
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją książkę pt. Wawel. Biografia. To pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski: o życiu władców, ich apartamentach, zwyczajach, o setkach innych lokatorów Wawelu i o fascynujących zdarzeniach, które rozgrywały się na smoczej skale przez ponad tysiąc minionych lat.