Stanisław Witkiewicz miał 38 lat kiedy ożenił się z wnuczką Juliusza Kossaka, Jadwigą Unrug. Niewiele jednak zabrakło, a Witkacy stanąłby na ślubnym kobiercu już 10 lat wcześniej. Ostatecznie do małżeństwa z Anną Oderfeld nie doszło. O tym kim była, obecnie już niemal całkowicie zapomniana, narzeczona słynnego artysty pisze Joanna Siedlecka w książce pt. Mahatma Witkac.
Pierwszą poważniejszą miłością Witkacego była szesnastoletnia panna żydowskiego pochodzenia, Anka Oderfeld, córka bogatego warszawskiego adwokata, Adama Oderfelda, z którą chciał się żenić. Mimo przestróg ojca straszącego go w listach „pozycją biednego zięcia między bogatymi Żydami”, (…), a także – „młodym wiekiem i tym samym nicością intelektualną wybranki”, która „zamknie mu drogę do rozwoju i twórczości”.
Reklama
W końcu przyniosło to widać skutki, do małżeństwa bowiem nie doszło, znajomość została zerwana. (…) O Annie Oderfeld wiedzą niewiele nawet witkacolodzy. W przypisach do Listów do syna są o niej zaledwie trzy zdania, mylna, choć ze znakiem zapytania data śmierci. Znak zapytania widnieje także przy jej (?) zdjęciu w albumie fotografii Witkacego Przeciw nicości Ewy Franczak i Stefana Okołowicza.
„Była osobą niepospolitą i wybitną”
A jednak byłaby może nie najgorszą żoną dla Witkacego. Stanisław Witkiewicz bardzo się omylił, strasząc go jej „intelektualną nicością”.
Annę Oderfeld, swoją ciotkę (urodzoną 12.05.1895, zmarłą 28.09.1958), pamięta bowiem dobrze jej kuzyn, profesor JAN ODERFELD, rocznik 1908 [zmarł w 2010].
– Widywałem ją przed wojną i po wojnie, mogę więc śmiało powiedzieć, że była osobą niepospolitą i wybitną, wielką altruistką – wspomina. – Różniła się szalenie od pustych lub zajętych najwyżej własną rodziną kobiet z bogatego, mieszczańskiego świata, z którego pochodziła.
Reklama
Choć właściwie jej dom był także „artystyczny”. Ojciec – Adam Oderfeld, adwokat, król życia i sybaryta, prowadził znany salon, gdzie bywali ludzie pióra, sztuki, „cyganeria”; między innymi Świętochowski, Dygasiński, Podkowiński, Witkacy, Pankiewicz. Ten ostatni namalował jedną z córek – Józię, siostrę Anki – jako słynną Dziewczynkę w czerwonej sukni, która, razem z Panią Oderfeld z córkami również jego pędzla, prezentowana była na wystawie „Żydzi polscy”.
Obdarzyłaby Witkacego gromadką dzieci
Anka Oderfeld, w przeciwieństwie do swoich sióstr, nie wyszła za mąż, nie miała dzieci, pozostała kobietą samotną. Profesor Oderfeld nie miał pojęcia o jej znajomości z Witkacym, bo nikt nigdy nie kojarzył jej z żadnym mężczyzną. Mimo że, jak pamięta, nawet w wieku dość późnym była bardzo przystojna – ciemna, szczupła, wysoka. Zawsze skromnie ubrana, gładko uczesana – nie przywiązywała do tego wagi.
Żyła wyłącznie swoją pracą pedagogiczną i społeczną, dziećmi, które rzeczywiście ubóstwiała. Nieustannie nimi otoczona, ciągle coś dla nich robiła – pisała, organizowała. W gruncie rzeczy była surowa i zasadnicza, ale wobec nich – pełna troski i ciepła.
Pod tym względem więc Stanisław Witkiewicz miał jednak przeczucie, przestrzegając syna przed „gromadką dzieci o semickich rysach”, którą niewątpliwie by go obdarzyła. Profesor Oderfeld pamięta, jak szeptano w rodzinie, że to wszystko przez staropanieństwo i brak własnych dzieci, o których rzeczywiście marzyła, ale los zadecydował widać inaczej.
Reklama
Międzynarodowa edukacja
Po studiach pedagogicznych, zafundowanych jej przez ojca w Paryżu, Brukseli i Londynie, wróciła do kraju. Współpracowała z Marianem Falskim, była współautorką wielu podręczników, między innymi do arytmetyki Patrzę, liczę i mierzę, do ortografii Patrzę i opisuję, napisany ze Stefanią Baczyńską, matką Krzysztofa Kamila.
Pracowała również w świetlicach robotniczych, rezultatem czego stała się książka Młodzież przedmieścia. Razem z Adamem Chmielowskim, bratem Albertem, zakładała i prowadziła schroniska dla ubogich oraz bezdomnych.
Całkowicie poświęciła się pracy
Od dawna zasymilowani Oderfeldowie czuli się i uważali oczywiście za Polaków, ale to nie wystarczyło, tak że w czasie okupacji ukrywała się, właściwie półukrywała, miała kenkartę na nazwisko Kowalczewska. I po wojnie podpisywała się już jako Oderfeld-Kowalczewska. Nie miała na szczęście zdecydowanie semickiej urody, a dzięki swojej rodzinie nie brakowało jej pieniędzy oraz możliwości.
Tak że nie tylko sama przeżyła okupację, ale pomagała ukrywać się wielu swoim rodakom. Organizowała kryjówki, dokumenty, miejsca pracy. Wspomina o niej Władysław Bartoszewski w swojej książce Ten jest z ojczyzny mojej.
Reklama
Oprócz niej nie przeżył nikt z jej rodziny – jedna z sióstr zginęła w obozie, o pozostałych profesor Oderfeld nie wie nic bliższego. Starzy Oderfeldowie, to znaczy jej rodzice, zmarli na szczęście przed Holocaustem.
Po wojnie, już jako starsza pani, pracowała w warszawskim kuratorium, działała w Związku Nauczycielstwa Polskiego, pisała. I nadal nie miała życia osobistego, tylko – do końca swoich dni – pracę, pracę i jeszcze raz pracę.
Zmarła w roku 1958, pochowano ją na cmentarzu ewangelickim w Warszawie, obok jej ojca Adama, w pięknym, marmurowym grobowcu, w kwaterze M, rzędzie 1, numer 5.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Joanny Siedleckiej Mahatma Witkac. Jej nowe, rozszerzone wydanie ukazało się w 2024 roku nakładem Wydawnictwa Fronda.