Codzienne zasiadanie całą rodziną do wspólnego posiłku odeszło już właściwie do przeszłości. Przez setki lat był to jednak standard. Pod koniec XIX wieku polscy chłopi nawet podczas najcięższych prac nie wyobrażali sobie samotnego spożywania śniadania, obiadu czy kolacji. Na wsi obowiązywał jednak wówczas zwyczaj, który sprawiał, że dzisiaj trudno byłoby nam przełknąć włościańską strawę.
Od czasu upowszechnienia się nad Wisłą uprawy ziemniaków aż do pierwszej połowy XX wieku jadłospis polskich chłopów właściwie nie ulegał większym zmianom.
Reklama
Ziemniaki i kapusta
Poza najzamożniejszymi mieszkańcami wsi podstawę wyżywienia włościan stanowiły produkty roślinne oraz nabiał. Jak pisał w 1903 roku późniejszy profesor Franciszek Bujak w książce pt. Żmiąca, wieś powiatu limanowskiego. Stosunki gospodarcze i społeczne jedzono głównie „kapustę i kartofle, które pojawiały się trzy razy dziennie”.
Na śniadanie jedzą [chłopi] od Wielkanocy do Adwentu kartofle, omaszczone słoniną, a we środę i sobotę masłem. W zimie, tudzież w każdy piątek w lecie zastępuje je żur kiszony. Od wiosennych robót do końca żniw jedzą Żmiącanie na drugie śniadanie chleb z masłem lub słoniną.
W skład obiadu wchodzą co dzień kapusta, następnie ziemniaki z mlekiem na „przechlipkę”, albo kasza zwana tu mieszanką, groch lub krupy. W czasie większych robót lub w niedzielę podaje się obok ziemniaków na trzecie danie jedną z wymienionych potraw.
Podwieczorek stanowi spora kromka chleba ze słoniną, masłem lub twarogiem. Na wieczerzę podaje się zawsze ziemniaki z kwaśnym mlekiem, maślanką lub wodzianką. W niedzielę podczas większych robót dodaje się na danie drugie kasze lub krupy.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Właśnie tak żywili się na przełomie XIX i XX wieku beskidzcy chłopi. Kilkadziesiąt lat wcześniej ich jadłospis wyglądał zresztą jeszcze skromniej.
W okresie opisywanym przez Franciszka Bujaka popularna stała się już hodowla królików, więc mięso nie było „potrawą od wielkich świąt wyłącznie”. Zanim to nastąpiło miliony chłopów nad Wisłą jadały mięso zaledwie kilka razy do roku (więcej na ten temat przeczytacie w innym naszym artykule).
Reklama
Zapomniany obyczaj
Zasiadając do wspólnych posiłków polscy chłopi aż do końca I wojny światowej, a w wielu rejonach nawet dłużej, hołdowali obyczajowi, który dzisiaj mógłby skutecznie zniechęcić do jedzenia.
Jak czytamy w tekście etnografa Seweryna Udzieli z 1892 roku pt. Lud polski w powiecie Ropczyckim w Galicji:
Przy jedzeniu zachowują pewne zwyczaje. Wszyscy jedzą z jednej miski, którą stawiają na ławce lub na małym, niskim, umyślnie do tego celu sporządzonym stoliku; zasiadają naokoło, jedzą bardzo powoli, przy czym każdy uważa, aby nie sięgnął łyżką do miski częściej, niż drugi.
Obyczaj jedzenia ze wspólnej miski panował nie tylko w Galicji, ale również na terenie pozostałych zaborów. Jak podkreślał profesor Bohdan Baranowski w pracy Życie codzienne wsi między Wartą a Pilicą w XIX wieku podczas posiłku:
Gospodyni stawiała na ławie lub na stole misę z jedzeniem, a wszyscy zebrani łyżkami drewnianymi czy też w drugiej połowie XIX w. również i blaszanymi jedli ze wspólnej misy. Dla niektórych tylko osób podawano osobne misy a więc dla gościa wymagającego pewnego szacunku, dla osób chorych i niekiedy dla starców.
Reklama
Przy jedzeniu należało utrzymać tempo nadawane przez gospodarza. Niekiedy jednak dzieci zaczynały jeść coraz prędzej, aby nie dać się wyprzedzić pozostałemu rodzeństwu. Wówczas matka lub ojciec strofowali dziecko ostrymi słowami.
Z zachowanych relacji wynika, że podawanie strawy osobom starszym na oddzielnej misie – wbrew temu co mogłoby się wydawać – wcale nie musiało być oznaką szacunku. Wręcz przeciwnie. Młodsi domownicy często brzydzili się spożywania pokarmów z tego samego naczynia co seniorowie.
„Żeby z brody do jadła nie kapało”
Ze wspólnej misy jedli nie tylko członkowie chłopskiej rodziny, ale również parobkowie zatrudnieni w gospodarstwie. Jak podawał Jan Ligęza w książce Ujanowice, wieś powiatu limanowskiego. Zapiski z r. 1905:
Ze wspólnej miski jedzą wszyscy domownicy i najemnicy w ten sposób, że miskę stawia się na stole lub wyższej ławce, koło których siadają na stołkach lub ławkach i jedzą, uważając, aby się nad miską nie nachylać, „żeby z brody do jadła nie kapało”.
Reklama
Czasami wspólne posiłki prowadziły do nieporozumień, o czym świadczy na przykład anegdota z Kujaw przywołana przez Oskara Kolberga. Nestor polskiej etnografii w jednym z tomów swego monumentalnego dzieła Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce pisał:
Gospodarz i parobek jadali z jednej miski. Gospodyni, dla oszczędności, okraszała jadło w jednej połowie lepiej i tłuściej w drugiej zaś gorzej, i stawiała miskę tak, aby się gospodarzowi lepiej okraszona dostała strona.
Zmiarkowawszy to parobek, obrócił razu jednego nieznacznie miskę z okrasą ku swojej stronie mówiąc, gdy mu z tego powodu czyniono zarzut: A bo widzicie, miska sprawiedliwa (za sześć czeskich), to się sama obraca.
„Jedynie gospodyni nie mogła jeść razem”
Bardzo interesujący opis tego jak wyglądały wspólne chłopskie posiłki pozostawił Jan Słomka. Wieloletni wójt Dzikowa na kartach wydanego po raz pierwszy w 1912 roku Pamiętnika włościanina od pańszczyzny do czasów dzisiejszych podkreślał:
Reklama
Był też zwyczaj, że do śniadania, obiadu i wieczerzy zasiadali wszyscy razem, ile było osób w domu: gospodarz, dzieci i sługi i jedli z jednej miski w ten sposób, że miska stała na ławie, stołku lub pniaku na środku izby, a wszyscy otaczali ją dokoła, przy czym starsi zwyczajnie siedzieli, a młodsi stali.
Jeżeli zaś rodzina była liczniejsza, to jedni przez drugich z daleka do miski sięgali. Przed jedzeniem uwijano się, żeby złapać jak największą łyżkę.
Jedynie gospodyni nie mogła jeść razem, bo ciągle dodawała do miski strawy, a jak jedli barszcz, to gospodarz lub starszy parobek był w kłopocie, bo musiał wszystkim chleb do barszczu drobić, a sam miał tyle czasu na jedzenie, jak przestał drobić. To też drobił zwykle wielkie kawałki, aby mniejsi dłużej się nad nimi zabawiali, a on tymczasem mógł więcej zjeść.
Dla chłopów jedzenie ze wspólnej miski bardzo długo było czymś normalnym, ale już pod koniec XIX wieku zaczęły się pojawiać głosy zachęcające włościan do rezygnacji z tego obyczaju. Coraz częściej podnoszono kwestie higieniczne. Lekarze podkreślali, że tradycyjne zachowanie sprzyja szerzeniu się różnego rodzaju chorób.
Reklama
Mimo wszystko jeszcze w okresie międzywojennym w wielu wsiach nadal stołowano się w myśl starej reguły. Tak było na przykład pod koniec lat 30. XX wieku we wsi Dobra niedaleko Limanowej, gdzie:
(…) domownicy siedząc dokoła [szerokiej ławy] na niskich stołeczkach podobnych do tych, jakich używają kobiety do dojenia krów, sięgali do wspólnej miski drewnianymi łyżkami.
Bibliografia
- Bohdan Baranowski, Życie codzienne wsi między Wartą a Pilicą w XIX wieku, Państwowy Instytut Wydawniczy 1969.
- Franciszek Bujak, Żmiąca, wieś powiatu limanowskiego. Stosunki gospodarcze i społeczne, Gebethner i Spółka 1903.
- Oskar Kolberg, Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka, Ser. 3, Kujawy, Cz. 1, Warszawa 1867.
- Jan Ligęza, Ujanowice, wieś powiatu limanowskiego. Zapiski z r. 1905, Polska Akademia Umiejętności 1928.
- Jan Słomka, Pamiętniki włościanina od pańszczyzny do czasów dzisiejszych, Nakładem Towarzystwa Szkoły Ludowej w Krakowie 1929.
- Seweryn Udziela, Lud polski w powiecie Ropczyckim w Galicji, Kraków 1892.
- Wieś Dobra w powiecie limanowskim. Wybór materiałów zebranych przez uczestniczki V. Instruktorskiego Żeńskiego Obozu Krajoznawczego w Dobrej, Nakładem Komisji Kół Krajoznawczych Młodzieży PTK 1938.