Druga połowa XIX wieku przyniosła szybki wzrost ludności Galicji. Na wsi wiązało się to z coraz większym rozdrobnieniem gospodarstw, które nie były w stanie wyżywić wielodzietnych rodzin. Dzieci biednych chłopów musiały w tej sytuacji szukać zajęcia u bogatszych włościan, idąc na tak zwaną służbę. Oto jak 150 lat temu płacono parobkom i dziewkom służebnym.
W 1850 roku Galicję zamieszkiwało nieco ponad 4,5 miliona ludzi. Pół wieku później było to już 7,3 miliona. Przez 50 lat populacja zwiększyła się więc o 62,2%.
Reklama
Relacje chłopów z parobkami
Przy tym z pracy na roli utrzymywało się niemal 75% mieszkańców zaboru austriackiego. Dynamiczny przyrost naturalny powodował ogromny głód ziemi i coraz większe rozdrobnienie gospodarstw.
U schyłku XIX wieku ponad 44% gospodarstw posiadało poniżej dwóch hektarów ziemi uprawnej, kolejne 36,5% od dwóch do pięciu hektarów. Taki areał nijak nie dawał szans na wyżywienie zwykle bardzo licznej rodziny.
W związku z tym dzieci biedniejszych chłopów trafiały na służbę do bogatszych włościan. Te najmłodsze w roli pastuszków, starsze zaś jako parobkowie i dziewki służebne. Zgodnie z tym, co pisał znany wiejski pamiętnikarz Jan Słomka z podkarpackiego Dzikowa, w latach 60. XIX wieku:
(…) sługi godziło się zawsze w mieście [Tarnobrzegu] w św. Szczepan lub w Nowy Rok, na przeciąg całego roku, nigdy zaś na miesiące. O służącego lub służącą było wówczas bardzo łatwo, — obecnie zaś za dobre pieniądze dostać ich nie można, a zmiana ta nastąpiła koło roku 1895, gdy się rozwinęła emigracja zarobkowa do Prus i Ameryki.
Jeżeli parobek czy dziewka byli pilni i trafili na dobrych gospodarzy, to pozostawali w jednym miejscu przez szereg lat. Stosunek między sługami a gospodarzami był familijny. Razem robili i jedli z jednej miski, i obyczaj wprost nie pozwalał, ażeby gospodarz czy gospodyni jedli coś lepszego, niż jadły sługi.
Pozostawali po kilka lat w służbie
O „przyjacielskich” relacjach między bogatym gospodarzem, a parobkami i dziewkami służebnymi pisał i chłopski syn Jan Świętek na kartach opublikowanej w 1893 roku książki Lud nadrabski, od Gdowa po Bochnię. Podkreślał także, że:
Reklama
Sługi ugadzają się na rok, ale zdarza się nierzadko, że tak parobek jak i dziewka zostają po kilka lat w służbie u jednego gospodarza, dopóki się nie ożeni a ona nie wyjdzie za chłopa. Gospodarze wtedy często sprawiają im wesele i pamiętają też o nich i później.
Wiejscy pamiętnikarze wspominają nawet o przypadkach, gdy zaradny i pracowity parobek wychodził za córkę swego chlebodawcy lub innego zamożnego gospodarza. Właśnie tak potoczył się los działacza ludowego Franciszka Magrysia z Handzlówki koło Łańcuta.
Wypłata w naturze
Był on synem wiejskiego tkacza, ale gdy oboje jego rodzice zmarli musiał w wieku 22 lat pójść na służbę do bogatego kmiecia. Stało się to w połowie lat 60. XIX wieku i jak sam podkreślał, na owe czasy całkiem dobrze zarabiał. Otrzymywał bowiem rocznie:
20 łokci płótna zgrzebnego, tj. najgrubszego, 6 łokci pacześnego i 10 konopnego na koszule, 1 parę butów nowych i 2-gą parę bez cholew, o które sam musiałem się postarać, zagon jęczmienia i zagon grochu, nadto na polu gospodarza mogłem posiać półtora korca owsa. Z czego ja 1/2 korca a korzec dawał gospodarz, zaś po zbiorze brałem owies, a słomę gospodarz.
Reklama
Zarobki parobków i dziewek służebnych
Z kolei Jan Słomka pisał w Pamiętniku włościanina od pańszczyzny do czasów dzisiejszych, że gdy on przejmował rodzinne gospodarstwo również w latach 60. XIX wieku to:
Parobkowi płacili wtedy zwyczajnie 15 złr. [złotych reńskich – RK] na rok, nadto zaś dostawał przyodziew czyli „smaty” z domowego płótna, mianowicie: trzy koszule, troje portek, kamizielę, nadto jeszcze buty nowe i jedno podszycie do starych oraz czapkę; kożuch czy sukmanę, jeżeli chciał mieć, kupował sobie z zasługi pieniężnej.
Dziewce płacili 5 do 10 złr. na rok i troje wdziewków czyli „smat” z domowego płótna. Starsi parobcy na kmiecych gruntach dostawali zamiast zapłaty w pieniądzach, o które wówczas było trudno, parę zagonów obsianych zbożem, które parobek sobie zbierał, omłócił i osobno zsypywał.
Ten rodzaj wynagrodzenia nazywał się „obsiewkiem” albo „osiewkiem”. Czasem otrzymywał parobek taki „osiewek” w snopkach. Jeżeli parobek był porządny, to zboże przechowywał do czasu, aż było droższe i wtedy je sprzedawał, ale gdy lubiał wódkę, to zaraz je przepił. (…)
Reklama
Pastuch dostawał w zasłudze jedynie wikt i okrycie, składające się z dwóch do trzech koszul i portek, kamizieli, — z czapki i butów na zimę. Czapka była zazwyczaj z kogoś starszego i często przepuszczała dziurami włosy, czyli, jak się mówiło, wróble się w niej gnieździły. Zasługa wyrostka była zwyczajnie o tyle tylko większa, niż pastucha, że dostawał na zimę stary kożuch wartości 3—5 złr. Prócz tego parobek i dziewka dostawali na kolędę po 1 złr. (…).
1800 złotych rocznie
Stosując metodę zaproponowaną swego czasu przez historyka gospodarki profesora Zbigniewa Żabińskiego można pokusić się o próbę przeliczenia podanych przez Słomkę sum na współczesne złote. Za roczną służbę parobek otrzymywał w gotówce zaledwie nieco ponad 1800 PLN. Dziewka służebna zaś od 600 do 1200.
Oczywiście są to jedynie kwoty przybliżone. Dlatego warto porównać zarobki parobków z kwotami, jakie chłopi inkasowali za sprzedawany przez siebie inwentarz żywy. Dobry koń pociągowy kosztował wówczas 30 złotych reńskich, ale lichy już jedynie 5-10 reńskich. Z kolei krowa kosztowała do 25 reńskich.
Jeżeli zaś chodzi o ceny, to za buty kupowane parobkowi trzeba było zapłacić od trzech do czterech reńskich, dla dziewki 2-3 złote reńskie, a za obuwie pastucha 1-1,5 reńskiego. Z kolei na nowy, duży kożuch należało wysupłać aż 15 złotych reńskich.
Poznaj reali życia dawnych polskich chłopów
Bibliografia
- Franciszek Magryś, Żywot chłopa działacza, Skład Główny Drukarni Naukowej we Lwowie 1932.
- Jan Słomka, Pamiętniki włościanina od pańszczyzny do czasów dzisiejszych, Nakładem Towarzystwa Szkoły Ludowej w Krakowie 1929.
- Jan Świętek, Lud nadrabski, od Gdowa po Bochnię, Akademia Umiejętności 1893.