Zarobki były dobre, towarzystwo – nie zawsze. Ale Edward Stachura wcale nie wybrał tego zajęcia dla pieniędzy. Powód był inny. Opowiada o nim znajomy poety, Wieńczysław Nowacki.
Moja przygoda ze Stachurą zaczęła się na początku lat 70. w Poznaniu. Spotkaliśmy się w mieszkaniu nieżyjącego już poety Marka Obarskiego przy ulicy Inżynierskiej, na parterze. Marek mieszkał z rodzicami i z siostrą. On miał swój pokój, a ona swój. Po drugiej stronie ulicy był Dom Drukarza.
Reklama
Myśmy byli grupą ludzi, których identyfikowano wówczas jako hipisów. Spotkanie u Marka to był 1973 lub 1974 rok. Jeździłem już w Bieszczady, ale nie mieszkałem tam jeszcze na stałe, tylko przyjeżdżałem z powrotem do Poznania i na przykład brałem udział w konwojach, o czym za chwilę.
„Żył swoim światem”
Podczas tych spotkań w domu Marka rozmawiało się często o milicji, o represjach. Marek miał takie okresy, że albo przyjmował gości, albo nie przyjmował. Wyglądało to tak, że gdy miał okres nietwórczy, to przyjmował – i odwrotnie.
Tam też, u Marka, poznałem [poznańskiego poetę Andrzeja] Babińskiego, który jakoś bardziej utkwił mi we wspomnieniach niż Stachura. Stachurę wspominam dość bezbarwnie. Żył swoim światem, był obecny, gdy ktoś się nim interesował. Tak było ze Stachurą w Poznaniu i potem – w Bieszczadach.
Obarski i inni mieli takie nastawienie, że są twórcami i władza nie będzie ich ruszać. Myśmy z kolei wiedzieli, że mamy kartoteki i w razie czego mogą nas ściągnąć.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Dzieciństwo Edwarda Stachury. Nic dziwnego, że nie chciał o nim opowiadaćU Obarskiego rozmawialiśmy zwyczajnie, tak jak się rozmawia przy stole, ale czasem miało to wyższy poziom. Stachura bardziej słuchał, nie chciał wchodzić w tematy polityczne czy dyskusje na temat represjonowania i tak dalej.
Wyższość sztuki?
Pamiętam, że w pewnym momencie Stachura z Babińskim dali się wciągnąć w konwoje bydła. Zaczęło się od tego, że pewnego razu odprowadzali mnie na dworzec. Po drodze tłumaczyli mi wyższość sztuki nad konwojowaniem byków.
Reklama
Odpowiadałem, że poetą nie jestem, ale proponuję, żeby choć raz pojechali w konwoju i zobaczyli, jak wygląda rzeczywistość. Zgodzili się, a w ramach porozumienia Babiński wyciągnął flaszkę.
Obaj byli w konwoju raz. Tam jeździli ludzie, którzy lubili wypić, ale czasem można też było spotkać osoby wartościowe. Ogólnie jednak królowały tematy przyziemne.
Załatwiliśmy im ten konwój w Przedsiębiorstwie Obrotu Zwierzętami Hodowlanymi. Przychodziło się w poniedziałek rano. Inspektor musiał każdego potencjalnego uczestnika zobaczyć.
Nie było jednak istotne, czy ten przyszły uczestnik miał okulary, czy był zezowaty, czy kulawy. Po prostu myśmy go wprowadzali – był wpisywany i jechał w grupie. Mieliśmy tam całą organizację.
Reklama
Łatwy zarobek
W sytuacji, gdy wprowadzaliśmy ludzi nowych, a zwłaszcza takich ludzi nietypowych, to nigdy nie zostawialiśmy ich samych, bo wiedzieliśmy, że nie dadzą sobie rady. Konwój odbywał się na terenie Wielkopolski, tak więc w poniedziałek każdy był już wpisywany na konkretny konwój, na przykład ze Środy Wielkopolskiej.
Obecność Stachury wynikła z naszych wcześniejszych spotkań, ale był to też bardzo łatwy zarobek – co ważne – bez rejestracji pracy. W tamtym systemie to była jedyna, poza sztuką, wolna praca. Nie trzeba było być pracownikiem, tylko wystarczyło mieć układ z inspektorami. Jak na tamte czasy dostawało się bardzo duże pieniądze.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
„Mieliśmy własne sposoby”
Jechało się w miejsce załadunku, dwie, trzy osoby były zapisane, tam też podstawiano wagony towarowe. Potem podjeżdżały samochody, na których znajdowało się bydło, a konkretnie byki, najczęściej z PGR-u. Samochody podjeżdżały tyłem do wagonu i byki przeprowadzano.
Tu jednak zaczynał się problem, ponieważ pracownicy PGR-u nie potrafili sobie poradzić ze śliską podłogą. Proza życia… byki jechały kawał drogi, fizjologia robiła swoje, a ludzie z PGR-u, choć byli potężni, nie wiedzieli, czy mają te byki wprowadzać przodem, czy tyłem. My mieliśmy własne sposoby.
Byk, który ważył pięćset kilo, wychodził z samochodu i należało jakoś go uwiązać. Buhaje miały w nosie tak zwane kolicho, ale nie można było byka za nie chwytać, pozostawało więc chwytanie za rogi. Musieliśmy wiedzieć, jak tego byka unieszkodliwić, żeby nie przygwoździł nas rogiem do ściany wagonu.
Obrońcy byków…
Tak więc pojechali z nami w konwoju. Pamiętam, że Babiński przyszedł na zbiórkę w płaszczu. To był konwój do Kłodzka. Stachura był wyważony i wstrzemięźliwy, co jakiś czas się uśmiechał.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Tajne przemówienia, których nigdy nie wygłoszono. Miały towarzyszyć największym katastrofom ludzkościObaj raczej stali z boku i się przyglądali. W pewnym momencie Babiński wszedł na kratę i zaczął do tych byków przemawiać, stając w ich obronie. Stachura to przemówienie Babińskiego w pełni popierał.
Myśmy się zarykiwali ze śmiechu, ale gdy nagle jeden z byków się zerwał, to ani Stachura, ani Babiński nie chciał do niego podejść. Po pewnym czasie Babiński po prostu doszedł do wniosku, że nie jest to praca dla nich, ponieważ wiąże się ze zbyt dużą brutalnością. Stachura przez cały czas przytakiwał.
Reklama
…i „liczenie ogonów”
Gdy zrezygnowali, zapytaliśmy inspektorów, czy nie znalazłaby się inna fucha, taka bardziej delikatna. Okazało się, że bydło do konwojów pochodzi z PGR-u, ale częściowo jest też skupowane od rolników.
Chodziło o to, że między PGR-em i rolnikami były podpisane kontraktacje – w danej wsi trzeba było skontrolować i ustalić, które bydło nadaje się do transportu z tymi bykami z PGR-u.
Na tym właśnie polegało wspominane później przez Stachurę „liczenie ogonów”. Ja się tym nie zajmowałem, ale Stachura z Babińskim jeździli liczyć te „ogony” u rolników, którzy mieli zakontraktowane bydło z PGR-em.
Poznaj nieznane epizody z życia legendarnego pisarza. Jak inni pamiętają Edwarda Stachurę?
Polecamy
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Teraz oto jestem. Edward Stachura we wspomnieniach pod redakcją Jakuba Beczka (Bellona 2020). Książkę znajdziesz w atrakcyjnej cenie w księgarni Wydawcy.
Tytuł, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
Ilustracja tytułowa: FORTEPAN / Mészáros Zoltán/CC BY-SA 3.0.