Kultura Słowian z wczesnego średniowiecza była w bardzo dużym stopniu samowystarczalna. Osadnicy potrafili radzić sobie w codziennym życiu bez wsparcia z zewnątrz i bez dalekosiężnych kontaktów ze światem. Nie robili tego jednak wyłącznie w ramach maleńkich wiosek, zamieszkiwanych przez kilka rodzin. Nawet w stuleciu VI czy VII nie każdemu wyzwaniu dało się sprostać tak małymi siłami.
Niemal zawsze parę osad słowiańskich wyrastało blisko siebie, w odległości najwyżej kilku kilometrów. Były oddalone na tyle, by każda mogła, w miarę potrzeby, migrować z miejsca na miejsce bez naprzykrzania się sąsiadom. Ale zarazem na tyle bliskie, by zawsze w ciągu jednego czy dwóch dni dało się skrzyknąć mieszkańców całej okolicy.
Reklama
Typowe sąsiedztwo sprawowało pieczę nad lasami, łąkami i dolinami zajmującymi przestrzeń od 50 do 150 kilometrów kwadratowych. Mogło więc gospodarować na przykład na względnie wąskim pasie ziemi, ciągnącym się wzdłuż rzeki przez 20 kilometrów. Jeśli zaś terytorium miało kształt bliższy okręgowi, to od jego centrum do najdalszych obszarów, do jakich rościli sobie prawo mieszkańcy, było zwykle 5–6 kilometrów.
Dalej znajdowały się nienaruszone puszcze i bagna, stanowiące dziewiczą barierę między różnymi okolicami. Dopiero po ich przebyciu docierało się do kolejnego gniazda osadniczego, znów złożonego z kilku czy najwyżej kilkunastu wiosek.
Słowiańskie „okolice”
Takie sąsiedztwa spotykało się zapewne w całym regionie. O ich istnieniu świadczą dane archeologiczne, ale też źródła pisane, bo rozwiązania, jakie wykształciły się u zarania średniowiecza, funkcjonowały potem w zmiennych formach przez wieki, gdzieniegdzie do czasów zupełnie nam bliskich.
W języku łacińskim pobliskie osady określano zwykle mianem vicinia, okolicy. Sami Słowianie używali oczywiście innych nazw. Na wschodzie znano wierwie, a wśród Słowian południowych żupy. Na zachodzie, w tym zwłaszcza na obszarze, jaki później objęło państwo polskie, o wiejskim sąsiedztwie pisano z kolei, że to opole.
Reklama
Bezcenny dokument
Taki termin po raz pierwszy pojawił się w dokumencie papieskim z 1136 roku. W bulli wyliczającej różne dobra arcybiskupstwa gnieźnieńskiego wspomniano też pewne opole leżące w prowincji żnińskiej. Wymieniono nawet jego mieszkańców. W efekcie pismo stanowi jednocześnie bezcenne i bezprecedensowe źródło wiadomości o tym, jakich imion używali zwyczajni mieszkańcy zachodniej Słowiańszczyzny.
Wciąż były to formy lokalne, słowiańskie. Nie zdążyły ich jeszcze wyprzeć imiona świętych, promowane przez Kościół. Dokument wyliczał wśród członków opola między innymi takich gospodarzy jak Chocian, Dobrosz, Kusza, Milej, Niemierzysz, Radociech, Siostroch, Wszebąd czy Wyszyma.
Czemu służyły słowiańskie opola?
Opola, żupy czy wierwie rozwijały się początkowo samoczynnie. Ich działaniem nie rządziły żadne odgórne prawa ani formalności. Jak wyjaśnia historyk Piotr Boroń, większe grono sąsiadów przydawało się po prostu do pomocy, na przykład gdy przychodziło do mozolnego trzebienia lasu, albo gdy ścigano jakiegoś złoczyńcę grasującego po okolicy.
Zapewne po wsparcie całej okolicy sięgano także, gdy w jednej wiosce doszło do pomoru zwierząt, do większego pożaru albo do utraty zboża potrzebnego na ponowny zasiew.
Reklama
W ramach kilku osad, zamieszkanych łącznie przez dwieście czy dwieście pięćdziesiąt osób, łatwiej było poza tym o wymianę doświadczeń albo o wyrób narzędzi i przedmiotów, bo przecież nie w każdej rodzinie trafiał się wystarczająco zręczny, domorosły rzemieślnik.
Wreszcie wspólnie z sąsiadami dogadywano się także co do podziału cennych partii lasu, miejsc polowań lub pastwisk. A gdy zachodziła taka potrzeba, razem przepędzano też intruzów, próbujących korzystać z zasobów, które członkowie opola uważali za swoje.
Zapewne w ramach całego opola świętowano udane żniwa albo odprawiano rytuały, które w przekonaniu ówczesnych ludzi miały zapewniać pomyślność wspólnocie. Stopniowo, gdy pojawiało się coraz więcej potrzeb, ale też gdy rosła liczba kwestii spornych, opole mogło zyskiwać wyraźniejszy system władzy.
XIX-wieczny historyk Zygmunt Gloger domyślał się, że „rząd opola stanowili zapewne naczelnicy rodów, w skład jego wchodzących, którzy schodzili się na obrady w miejscowości zwanej czołem opola”. W takim rozumieniu słowiańskie sąsiedztwo było już więc jak gdyby, „rodzajem pierwotnej gminy”.
****
Artykuł powstał na podstawie mojej książki pt. Cywilizacja Słowian. Prawdziwa historia największego ludu Europy (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To wnikliwe spojrzenie na początki Słowiańszczyzny, wykorzystujące najnowsze ustalenia naukowe. Poznaj życie codzienne, obyczaje i zagadkowe pochodzenie naszych przodków. Dowiedz się więcej na Empik.com.