Dostęp do zakładu pogrzebowego pozwalał użyć metody „na trupa”. Znajomości na stacji otwierały furtkę do sposobu „na kolejarza”. Dla ludzi lubiących brawurę była jeszcze metoda najbardziej bezczelna i niebezpieczna. „Na chorą babcię”.
– Czy to prawda, że szmuglujecie wszystko? – zapytał Adolf Hitler polskiego przemytnika.
– Oczywiście! – odparł mężczyzna bez najmniejszego wahania.
– A czy moglibyście przemycić trochę moich żołnierzy do Anglii?
– Oczywiście, ale to drogi interes!
– Nic nie szkodzi, płacę każdą cenę – oświadczył Hitler
– Noo, dobra, ale jest jeszcze jeden problem!
– Jaki? – pyta Hitler
– My jesteśmy specjalistami od rąbanki i tylko w takiej postaci możemy przeszmuglować pańskich żołnierzy.
Reklama
Powyższy dowcip krążył po Polsce w latach niemieckiej okupacji. Jak to zwykle bywa z kawałami, kryło się w nim ziarno prawdy. Może i Hitler nie wchodził osobiście w konszachty z polskimi szmuglerami, ale robiło to wielu jego podkomendnych. Polacy natomiast dawali podczas wojny prawdziwy pokaz kreatywności.
Nasi dziadkowie rzeczywiście potrafili przemycić wszystko. Za szmugiel groziło więzienie, a nawet zsyłka do obozu koncentracyjnego… Zagrożenie tylko jednak motywowało do większej przebiegłości! Z pomocą mogła przyjść chociażby… nazistowska propaganda.
7. Metoda „na ludzie zwłoki”
Niemieccy żołnierze, którzy na co dzień mieli styczność z Polakami oraz Żydami, panicznie bali się tyfusu. Straszące chorobami plakaty, stworzone w celu zniechęcenia do kontaktów z „podludźmi”, okazały się aż nazbyt skuteczne. Okupanci w wielu przypadkach woleli w ogóle nie zbliżać się do żywych Polaków. A co dopiero do tych martwych!
Szmuglerzy zamiast się oburzać, bardzo szybko zaczęli ten fakt wykorzystywać. Żywnościową kontrabandę ukrywali na przykład w trumnach.
<strong>Przeczytaj też:</strong> „Mengele nie mógł w to uwierzyć”. Najlepsza akuszerka w AuschwitzTransport zwłok w celu pochowania w rodzinnych stronach denata nie był zakazany. Wystarczyło skądś zdobyć trumnę i odpowiednie dokumenty, a zamiast nieboszczyka w jesionce jechał… zapas wędlin, mięsa, słoniny i innych nie mniej cennych wiktuałów.
Żołnierze kontrolujący samochody zakładów pogrzebowych nie zaglądali pod wieko trumny – nie mogli być pewni, co utrupiło tego, kto w niej spoczywa i czy nie jest to zaraźliwe. Woleli nie ryzykować.
Reklama
6. Metoda „na chorą babcię”
Monika Żeromska, córka słynnego Stefana, była świadkiem brawurowej akcji szmuglerów w pociągu jadącym do Warszawy. Także i w tym przypadku sprytni Polacy wykorzystali strach Niemców przed chorobami.
Na jednym z siedzeń wśród pasażerów jechała skulona i nieruchoma staruszka. Była okutana w chusty, zapaski, spódnicę, które zupełnie zniekształcały jej sylwetkę. Do babuni podszedł niemiecki bahnschutz, zamierzający skrupulatnie ją obszukać. Wtedy do akcji wkroczyli towarzysze kobiety.
Zaczęli tłumaczyć, że wiozą ciężko chorą do lekarza i nie wiedzą, co jej dolega. Babcia jest tak osłabiona, że nawet nie ma siły się poruszyć! Na wieść o tajemniczej przypadłości Niemiec natychmiast pobladł, odsunął się i… zrezygnował z kontroli.
Na dworcu staruszkę zaniesiono do podstawionej rikszy i pospiesznie wywieziono z peronu. Nie byłoby w tym wszystkim niczego dziwnego, gdyby nie jeden szczegół.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Co trzeba było zrobić, by przetrwać w Gułagu? 10 żelaznych zasad dla kobietSchorowana kobieta była w rzeczywistości zarżniętym wieprzem, którego dla niepoznaki przebrano za człowieka. Ta wymagająca mnóstwa odwagi i zimnej krwi akcja szmuglerom zdecydowanie się opłaciła.
5. Metoda „na kolejarza” (i to prawdziwego)
Większość prężnie działających szlaków przemytniczych wiodła wzdłuż linii kolejowych, a pociągi były środkami transportu pozwalającymi przerzucać hurtowe ilości jedzenia.
Reklama
W ten sposób, naturalnie w porozumieniu z kolejarzami, jedna osoba mogła przewieźć nawet 200 kilogramów towaru, a jeden pociąg potrafił zmieścić aż do 20 ton!
Pracujący na kolei Symeon Surgiewicz wspominał, że w wagonach tworzono niezliczone schowki. Przemytnicy mieli do swojej dyspozycji ślepe ściany i skrytki pod nogami. Przede wszystkim jednak pasażerowie zwożący jedzenie do miast mogli liczyć na wsparcie maszynistów, zawiadowców i konduktorów.
Działał na przykład bardzo skuteczny system ostrzegania. Gdy tylko do załogi pociągu dotarła wieść o kontroli, maszynista dawał umówiony sygnał gwizdkiem. Skład zwalniał w bezpiecznej odległości od stacji, a szmuglerzy wyskakiwali za drzwi, zabierając swój bezcenny towar.
4. Metoda „na owijkę”
W okupowanej Polsce nie brakowało prawdziwych rekinów pokątnego handlu. Najwięcej było jednak szaraczków, przewożących symboliczne ilości towaru. Transportowali oni żywność dla siebie i swojej rodziny, biorąc tyle, ile byli w stanie unieść.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Pasażerowie-szmuglerzy w znakomitej większości byli ubrani w łachmany, nie chcąc ryzykować swoich dobrych ubrań, wszak najpopularniejszą metodą przewozu była ta „na owijkę”.
Szmugler ubierał się w długi płaszcz, a pod nim kryło się całe jego bogactwo. W sekretnych kieszonkach jechała kasza, mąka i inne sypkie skarby, a w pasie przywiązany był baleron, kiełbasa lub kawał słoniny.
Reklama
3. Metoda „na eleganta”
Zdarzały się też osoby, które dla niepoznaki, celowo ubierały się porządnie. Miały nadzieję, że w ten sposób unikną podejrzeń. Swoją porcję kontrabandy wiozły wtedy w skórzanej teczce, przewiązanej sznurkiem paczce, czy w futerale na instrument.
Takiego szmuglera zdradzić mogły psy, których okupant używał na kolei. Zgubę niekiedy przynosiły także… najzwyklejsze muchy.
Te małe i wyjątkowo uparte owady doskonale wyczuwały nawet najmniejszy kawałek mięsa i zlatywały się do niego. Kiedy w pociągu jechał elegancki pan, a wokół jego bagażu krążyło stado much, współpasażerowie w mig orientowali się, co wiezie.
Metody drobnych szmuglerów w żartobliwy, ale jednak w stu procentach trafny sposób oddaje jedna z „zakazanych piosenek”:
<strong>Przeczytaj też:</strong> „One muszą przetrwać”. Niemowlęta w powstaniu warszawskimNa dworze jest mrok,
W pociągu jest tłok,
Zaczyna się więc sielanka,
On objął ją wpół,
Ona gruba jak wół,
Bo pod paltem schowana rombanka.
Teraz jest wojna,
Kto handluje, ten żyje.
Jak sprzedam rombankę,
Słoninę, kaszankę,
To bimbru się też napiję.Spod serca kap, kap,
Rombanka i schab,
A pociąg mknie jak szalony,
Schaboszczak i kicha
To dobra zagrycha,
A pod ławką dwa salcesony.
Reklama
2. Metoda „na rowerzystę”
Znana działaczka feministyczna i pisarka, Zofia Nałkowska, w 1939 roku miała już dobrze ponad pięćdziesiąt lat. Los zmusił ją jednak do odłożenia na bok życia statecznej pani.
Trzeba było wyżywić siostrę i schorowaną matkę. W okupacyjnych warunkach literatka tylko w jeden sposób mogła zdobyć żywność potrzebną dla całej rodziny: poprzez szmugiel. Zwykli przemytnicy wykorzystywali do transportu żywności rowery i pod osłoną nocy, pedałując, pokonywali nawet kilkadziesiąt kilometrów. Pisarka poszła w ich ślady.
W swoich Dziennikach czasu wojny opisała wyprawy piesze i rowerowe do oddalonego od Warszawy o około 40 kilometrów Tłuszcza.
Przywoziła stamtąd kartofle, jedną z podstaw okupacyjnego jadłospisu. Transportowała je na różne sposoby, czasami przytroczone do roweru, innym razem w worku zwisającym po obu stronach karku.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Obowiązkowa kąpiel potrafi zabić. Ten polski Żyd wiedział o tym aż nazbyt dobrze1. Metoda „na młynek”
Fortuny Nałkowska zbić nie mogła, bo też nie miała nic naprawdę korzystnego na wymianę. Dużo bardziej pomysłowa od słynnej feministki okazała się pewna zwyczajna dziewczyna z Sędziszowa Małopolskiego, Maria Kwiatkowska. Miała kluczową przewagę: wiedziała co doskwiera mieszkańcom wsi.
Niemcy po podbiciu Polski zagarnęli całą kluczową infrastrukturę gospodarczą, w tym młyny. Jednocześnie nakazali niszczenie bądź oddanie w ich ręce wszelkich żaren. Zwykły chłop nie mógł już legalnie zemleć swojego zboża w domu. Z kolei udając się do młyna, musiał liczyć się z tym, że utraci znaczną część mąki.
Maria znalazła na to sposób. W mieście kupowała w sklepie żelaznym młynki do kawy. Instrukcja obsługi tego nie przewidywała, jednak równie dobrze dało się nimi mleć całe worki mąki.
Teraz chłopi mogli nie tylko zapewnić chleb rodzinie, ale nawet zacząć go sprzedawać. Maria Kwiatkowska tymczasem mogła w zamian za swoje młynki zażądać dowolnej ceny…
Reklama
Źródło
Szmuglerskie eskapady Polaków opisałam pierwotnie w swojej książce Okupacja od kuchni (Kraków 2015). Tam znajdziesz dodatkowe informacje oraz bibliografię.
Polecamy
Ilustracja tytułowa: Kadr z filmu Zakazane piosenki.