Niemieccy zbrodniarze byli przekonani, że składają propozycję nie do odrzucenia. Grozili, że zabiją syna byłego prezydenta Stanisława Wojciechowskiego, chyba że ojciec spełni ich polecenia. Jaka była odpowiedź dawnej głowy państwa?
Już kilka dni po wkroczeniu do Warszawy w 1939 roku, Niemcy aresztowali Edmunda Wojciechowskiego – miejscowego prawnika, a zarazem syna byłego prezydenta Rzeczypospolitej Stanisława Wojciechowskiego.
Reklama
Groziła mu egzekucja, podobnie jak innym wyłapywanym na ulicach przedstawicielom polskiej inteligencji.
Pomoc z niespodziewanej strony
Stanisław zaczął gorączkowo poszukiwać sposobu na uratowanie syna. Pomoc nadeszła, ale z zupełnie niespodziewanej strony. Za Edmundem Wojciechowskim wstawiła się mająca kontakty we władzach niemieckich rodzina hrabiów Potockich.
Co w tym dziwnego? To, że głównym wybawcą prezydenckiego syna był Jerzy Potocki – senator i dawny adiutant Józefa Piłsudskiego. Członek tego samego środowiska, które przed laty w krwawym zamachu stanu obaliło Wojciechowskiego.
Chciał dalej pracować
Edmund Wojciechowski wyszedł na wolność po kilku miesiącach, 4 kwietnia 1940 roku. Rodzina natychmiast zaczęła go namawiać, by nie kusił losu i wyprowadził się pod Warszawę, do mieszkania swojej siostry Zofii. Nie posłuchał. Chciał dalej pracować.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Próżna, mściwa i nietaktowna. Czy Maria Mościcka była najgorszą polską prezydentową?Nawet pomimo aresztowania chyba nie do końca wierzył, że okupacja okaże się tak krwawa i brutalna, jak przewidywali najwięksi pesymiści. A w rzeczywistości miało być nawet gorzej.
W obronie kolegów
Po zaledwie trzech miesiącach, 12 lipca 1940 roku, Edmund Wojciechowski został ponownie aresztowany. Tym razem sam podpadł niemieckim władzom. Żona mężczyzny, Izasława, wspominała:
Należał do grupy 70 adwokatów warszawskich, którzy nie zgodzili się na usunięcie z adwokatury kolegów pochodzenia żydowskiego.
Reklama
Parę dni przed aresztowaniem wezwano go do Rady Adwokackiej na rozmowę z jednym z dotychczasowych kolegów – Edwardem von Wendorfem, Niemcem z pochodzenia, który teraz dostał awans na komisarza do spraw reorganizacji adwokatury w Generalnym Gubernatorstwie.
Edmund nie ugiął się ani pod namowami, ani pod groźbami. Tym samym przypieczętował swój los.
Potworne ultimatum
Z dzisiejszej perspektywy jego postawa może się wydawać niezrozumiała, ale przecież w połowie 1940 roku nikt jeszcze nie przewidywał Holokaustu. Poza tym Edmund nauczył się od rodziców, że pewnych zasad trzeba się trzymać niezależnie od okoliczności.
Niemcy aresztowali także pozostałych opornych, ale szybko uświadomili sobie, że młody Wojciechowski może być dla nich szczególnie przydatnym narzędziem. Przekazali Stanisławowi Wojciechowskiemu, że są gotowi uwolnić Edmunda pod jednym warunkiem.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Profesor miał podpisać oświadczenie, że jako były prezydent uznaje polski rząd na emigracji za nielegalny.
Propozycja nie do przyjęcia
Hitlerowcy byli przekonani, że składają propozycję nie do odrzucenia. Ale dla Stanisława była to raczej propozycja nie do przyjęcia. Jednym podpisem przekreśliłby pracę całego swojego życia i zaprzeczył wszystkiemu, w co wierzył.
Reklama
Czy żona Maria próbowała go namawiać, by ustąpił Niemcom? Nie wiadomo. Z jednej strony chodziło o los jej ukochanego syna. Z drugiej – jej samej od dziecka wpajano, że są zasady, za które trzeba oddać życie.
Izasława Wojciechowska pisała o tym, jak w połowie lipca zastała teścia w salonie w willi na Langiewicza: „Cichego, milczącego, z kamienną twarzą, kiedy odmówił Niemcom podpisania żądanego przez nich oświadczenia”.
„Do końca im to ciążyło”
15 sierpnia 1940 roku Edmund Wojciechowski został przeniesiony do obozu koncentracyjnego w Auschwitz jako jedna z 1666 osób z pierwszego transportu z Warszawy. Izasława wspominała, że Stanisław przeżywał wszystkie cierpienia towarzyszące wywózce najbliższej osoby:
<strong>Przeczytaj też:</strong> Stanisław Wojciechowski po zamachu majowym. Co stało się z prezydentem i jego rodziną?Niemożność zwolnienia syna. Oczekiwanie z godziny na godzinę na jakieś wiadomości lub list. Stała niepewność, czy jeszcze żyje. Starania o możliwość wysłania paczki żywnościowej lub ubraniowej.
Po wielu miesiącach bez żadnych wieści z Oświęcimia przyszedł urzędowy telegram. Edmund Wojciechowski zmarł w obozie 21 lutego 1941 roku.
„To był straszny szok dla dziadków. Do końca im to ciążyło, przebijało się” – opowiadał mi przed laty nieżyjący już siostrzeniec Edmunda, Maciej Grabski.
Przynajmniej równie silnym ciosem śmierć aresztowanego była dla jego żony Izasławy, która została sama, bez pracy, z dwójką małych dzieci. Ale nigdy nie miała żalu do teścia o podjętą decyzję.
Wierzyła, że tak należało postąpić. W pamiętniku otwarcie pisała o Stanisławie Wojciechowskim jako o „niezwykle dobrym człowieku”.
Przeczytaj również o tym ilu Polaków trafiło do Auschwitz i jak wielu z nich straciło tam życie
Reklama
Bibliografia
Powyższą historię przedstawiłem pierwotnie w mojej książce Pierwsze damy II Rzeczpospolitej (Kraków 2012).Ponieważ zakończyłem współpracę z wydawnictwem Znak, pozycja ta niedługo zniknie ze sprzedaży. Na razie jednak powinniście jeszcze być w stanie kupić egzemplarz w Empiku lub na Allegro.
Opierałem się na rozmowach z niestety nieżyjącym już Maciejem Grabskim oraz na pamiętniku Izasławy Wojciechowskim, który znajduje się w zbiorach rodziny.
1 komentarz