Zwykłe narzędzia egzekucji działały zbyt wolno, więc mieszkańców pakowano na statki i po kilkaset osób na raz topiono w rzece. Do kościołów, w których chronili się mieszkańcy całych wiosek strzelano z armat. Wrogich przywódców „zakopywano żywcem po szyję i kamienowano głowy”.
Było takie miejsce we Francji, gdzie ideały rewolucji budziły niedowierzanie i zgrozę.
W położonej w zachodniej części kraju Wandei – niewielkim, rolniczym departamencie – ancien regime nie cieszył się przed 1789 rokiem większym poważaniem, niż gdzie indziej; tamtejsi mieszkańcy równie nieufnie spoglądali jednak na polityczną burzę, która rozszalała się w kraju.
Reklama
Nieuniknione starcie
Do nowego, rewolucyjnego porządku Wandejczycy odnosili się wrogo tym bardziej, że zachowali poważanie dla atakowanej przez rewolucję wiary katolickiej. Widząc wynaturzenia nowego reżimu i arbitralnie narzucane podziały terytorialne, w końcu zatęsknili za monarchią.
Pogłębiające się różnice sprawiły, że w 1792 roku z porewolucyjną Francją, jak podkreślał XIX-wieczny historyk François Mignet, łączył Wandeę tylko język. „Było nie do uniknięcia, że dwa fanatyzmy – monarchii i suwerenności ludu, kapłaństwa i ludzkiego rozumu, zwrócą się przeciwko sobie” – pisał w swojej historii rewolucji francuskiej.
Być może miał rację. Jednak to nie sam konflikt między zwolennikami nowych zasad a ich najbardziej upartymi przeciwnikami sprawia, że do historii wojny w Wandei wciąż się wraca, lecz terror, który rozpętali zwycięzcy. I który z pewnością nie był nieunikniony.
Powstanie w obronie króla
Powstanie, które wybuchło w Wandei w marcu 1793 roku, było właściwie z góry skazane na porażkę ze względu na olbrzymią dysproporcję sił między stronami. Zdecydowano się na nie jednak, bo był to jedyny sposób, by uniknąć kolejnego poboru – a władze centralne, szykujące się do nowej wojny, właśnie zarządziły powołanie do służby aż 300 tysięcy rekrutów.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Czy Maria Antonina naprawdę powiedziała domagającym się chleba paryżanom, żeby jedli ciastka?W departamencie wrzało od miesięcy – pierwsze wystąpienia pojawiły się już w 1792 roku. Ale wieść o poborze, w połączeniu ze świeżym jeszcze wspomnieniem królobójstwa (Ludwik XVI został zgilotynowany w styczniu 1793 roku) i prześladowaniami księży, którzy odmówili złożenia przysięgi wierności państwu, przesądziła sprawę.
Było to – jak zaznacza profesor Grzegorz Kucharczyk w książce Chrystofobia. 500 lat nienawiści do Jezusa i Kościoła – klasyczne powstanie chłopskie. „Lud stał się inspiratorem powstania przeciw «ludowej» rewolucji” – pisze nie bez ironii wykładowca UAM i kierownik jednej z pracowni Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk.
Reklama
Rebelianci uformowali trzy armie, które nazwali „katolickimi i królewskimi”, podkreślając, że występują w obronie wiary i chcą przywrócenia monarchii. Dowództwo powierzyli przedstawicielom lokalnej arystokracji.
Udało im się odnieść kilka znaczących zwycięstw. Pierwszym większym miasteczkiem, które zdobyli, było Machecoul, opanowane 11 marca. Najważniejszy sukces odnotowali 18 czerwca, zdobywając Angers.
Początki terroru
Już na początku konfliktu stało się jasne, że żadna ze stron nie będzie brała jeńców. Jak opowiadał przed laty Paweł Jasienica, powstańcy w Machecoul nie przebierali w środkach:
W prowincjonalnym Machecoul powtórzono wzory stołeczne, tyle że przy akompaniamencie innej melodii politycznej. Ksiądz zaprzysiężony oraz sędzia pokoju zginęli, krzycząc uparcie: „Niech żyje naród!, tłum zdobywców miasteczka wył upojony: „Niech żyje król! Precz z narodem!”.
Reklama
Wysokiemu urzędnikowi, do którego Souchu [przywódca powstańców – przyp. A. W.] żywił osobistą animozję, odpiłowano przed straceniem obie dłonie.
W Machecoul codziennie odbywało się trzydzieści egzekucji. Ale nie inaczej postępowano w pobliskim Pornic, które odbiły oddziały republikańskie. „Schwytanych przywódców zakopywano żywcem po szyję i kamienowano głowy” – pisał Jasienica.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Litość nie jest rewolucyjną sprawą!
Nie było jednak wątpliwości, kto ostatecznie przeważy. Co gorsza, o tym, że rozprawa ze zbuntowaną Wandeą będzie bezwzględna, zdecydowała już nowa władza. Na przełomie maja i czerwca 1793 roku u steru rządu, rozprawiwszy się z bardziej umiarkowanymi żyrondystami, stanęli jakobini, dla których terror był nieodłącznym elementem rewolucji.
Wraz z narastaniem rewolucyjnego radykalizmu w Paryżu, rosło też okrucieństwo wojsk republikańskich, wysyłanych do Wandei.
Nastawienie dowódców doskonale odzwierciedla cytowany przez Grzegorza Kucharczyka w książce Chrystofobia. 500 lat nienawiści do Jezusa i Kościoła list generała Françoisa Westermanna, przesłany do stolicy po bitwie pod Savenay 13 grudnia 1793 roku:
<strong>Przeczytaj też:</strong> Klechy są naszymi śmiertelnymi wrogami. Jak Niemcy prześladowali polski Kościół w czasie II wojny światowej?Obywatele republikanie, Wandea już nie istnieje! Dzięki naszej wolnej szabli umarła wraz ze swoimi kobietami i dziećmi. Skończyłem grzebać całe miasto w lasach i bagnach Savenay.
Wykorzystując dane mi uprawnienia, dzieci rozdeptałem końmi i wymordowałem kobiety, aby nie mogły dalej płodzić bandytów. Nie żal mi ani jednego więźnia. Zniszczyłem wszystkich. Litość nie jest rewolucyjną sprawą!
Starcie pod Savenay rzeczywiście pogrzebało wszelkie nadzieje powstańców. Ale z punktu widzenia władz centralnych prawdziwa „pacyfikacja” dopiero się zaczynała. Uchwalony w sierpniu przez Konwencję dekret, nakazujący „zniszczenie Wandei”, wszedł w życie w styczniu 1794 roku.
Reklama
Kolumny piekielne
W tym samym miesiącu swoją działalność rozpoczęło dwanaście kolumn wojska, dowodzonych przez generała Louisa Marie Turreau. Nie bez powodu nazywano je „kolumnami piekielnymi” – ich celem było unicestwienie wszystkiego, co znajdą na swojej drodze.
Żołnierze pozostawiali za sobą pustkę. W kolejnych opanowywanych miasteczkach mordowali całą ludność, w tym starców, kobiety i dzieci.
28 lutego, w Lucs-sur-Bologne, by ułatwić sobie pracę, zbombardowali z armat kościół, w którym schroniła się część mieszkańców – łącznie 564 osoby. Ich najmłodsza ofiara miała za sobą tylko 15 dni życia. „Dzień męczący, ale owocny” – skwitował podobno swoje postępowanie dowódca wojsk republikańskich, generał Cordelier.
Takich „owocnych” dni – podczas których ginęło po kilkaset osób – było więcej. Dzisiaj szacuje się, że ofiarą piekielnych kolumn mogło paść od kilkunastu do nawet 40 tysięcy ludzi.
Reklama
Gilotyna zabija zbyt wolno
Jednocześnie od listopada 1793 roku trwała jeszcze jedna zakrojona na wielką skalę operacja, tym razem w okolicy Nantes. Dowodził nią nowy przedstawiciel Konwencji w regionie, Jean-Baptiste Carrier.
Jego zadaniem było likwidowanie „wrogów ludu” – a jego problem polegał na tym, że było ich zbyt wielu, by nawet najlepiej działająca gilotyna była w stanie sprostać zadaniu. Uciekł się więc do innego, zabójczo skutecznego rozwiązania.
Zaczął organizować tak zwane noyady (od francuskiego noyer, czyli „topić”), w ramach których pojmanych rebeliantów pakował na statki, wyprowadzał te ostatnie na środek Loary, a następnie zatapiał. W ten sposób za jednym zamachem był w stanie pozbyć się nawet kilkuset osób. Grzegorz Kucharczyk w książce Chrystofobia. 500 lat nienawiści do Jezusa i Kościoła opowiada:
Źródła historyczne (m.in. raporty samego Carriera) podają, że w ciągu trzech miesięcy, od 16 listopada 1793 roku do 13 lutego 1794 roku, odbyło się 23 noyad.
Dla zobrazowania ogromu zbrodni przytoczmy liczby: 23 grudnia 1793 roku utopiono w ten sposób 800 osób, 24 grudnia – 300 osób, 25 grudnia – 200 osób, 27 grudnia – 400 osób, 5 stycznia 1794 roku – 400 osób, a 17 i 18 stycznia – po 300 osób.
Po jednej z takich noyad komisarz Carrier z dumą donosił władzom w Paryżu: „Ostatniej nocy 53 księży zamkniętych na barce zostało zatopionych w rzece. Cóż za rewolucyjna rzeka z tej Loary!
Reklama
Warto dodać, że Carrier był również pomysłodawcą tak zwanych „małżeństw republikańskich”. Związywał mianowicie nagich chłopców z dziewczętami i wrzucał ich do Loary…
Bilans ludobójstwa
Ile łącznie ofiar pochłonął terror rewolucyjny w Wandei? Do dzisiaj nie jesteśmy w stanie podać konkretnej liczby. Historycy, próbując zaproponować choćby orientacyjne dane, opierają się na statystykach ludności przed i po wojnie.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Wprowadzenie gilotyny wywołało ogromne protesty. Ale z zupełnie innego powodu, niż ci się wydajeFuret ostrożnie szacuje, że same kampanie Turreau i Carriera mogły pozbawić życia od kilkudziesięciu do nawet stu tysięcy ludzi. Nie tylko liczby jednak przerażają, ale i natura prowadzonych operacji.
„Były to masowe represje, odgórnie zorganizowane na rozkaz Konwencji, z zamiarem zniszczenia nie tylko rebeliantów, ale i populacji, farm, pól uprawnych, wiosek” – podkreśla Furet.
A brytyjski historyk William Doyle dopowiada: „Zdewastowana Wandea była określana przez niektórych swoich najnowszych historyków jako pierwsza współczesna próba dokonania ludobójstwa”. Próba, którą przeprowadzono – niestety – w imię zasad wolności, równości i braterstwa.
Przeczytaj też o tureckim ludobójstwie na Ormianach. Sprawcy nigdy nie ponieśli konsekwencji.
Sprawdź w księgarni wydawcy
Bibliografia
- William Doyle, French Revolution. A Very Short Introduction, Oxford University Press 2001.
- François Mignet, History of the French Revolution From 1789 to 1814, Kessinger Publishing 2010.
- François Furet, The French Revolution. 1770-1814, Wiley-Blackwell 1996.
- Paweł Jasienica, Rozważania o wojnie domowej, Wydawnictwo Literackie 1989.
- Grzegorz Kucharczyk, Chrystofobia, Wydawnictwo Fronda 2019.
Ilustracja tytułowa: terror w Nantes na obrazie Auguste’a-Hyacinthe’a Debay’a (domena publiczna).
5 komentarzy