Lucjan Żeligowski jest znacznie lepiej znany na Litwie niż w Polsce. Chyba każdy Litwin słyszał o podstępnym generale Želigovskisie, który zdobywając Wilno, wbił nóż w serce jego przodkom.
Serca Litwinów krwawiły aż do października 1939 roku, gdy do miasta wkroczyły wojska litewskie. Nie mówią się jednak, że stało się to z łaski Stalina, a Litwa drogo za to zapłaciła.
Reklama
Natomiast w Polsce Żeligowski jest mało pamiętany, chociaż właśnie dzięki niemu Wilno należało do II Rzeczypospolitej.
Litewski upór
Po raz pierwszy Wilno zostało podarowane Litwinom przez władców Kremla w lipcu 1920 roku podczas wojny polsko-bolszewickiej.
W kierunku Warszawy zmierzały bolszewickie armie, wydawało się, że czerwonego walca nic nie zatrzyma. Pod wrażeniem „nasuwającej się chmury gradowej łamało się państwo, chwiały się charaktery, miękły serca żołnierskie”, jak wspominał Piłsudski. W ręce czerwonoarmistów wpadały kolejne polskie miasta, wśród nich było także rok wcześniej wyzwolone Wilno.
Sowieci podpisali z Litwinami układ, na mocy którego w zamian za przekazanie im miasta otrzymali w granicach ich państwa bazę operacyjną do działań przeciwko Polsce. Oczywiście rząd w Kownie wyrażał ogromną wdzięczność wobec Kremla, bo nienawiść do Polaków była mocniejsza niż zdrowy rozsądek.
Dlaczego Polska zrezygnowała z Wilna?
Tymczasem sytuacja na froncie z każdym dniem stawała się dla Polski coraz bardziej dramatyczna. Wprawdzie premier Władysław Grabski podczas spotkania z politykami brytyjskimi i francuskimi w Spa uzyskał obietnicę pomocy, ale trzeba było za nią drogo zapłacić.
Reklama
Grabski musiał się zgodzić na znaczne ustępstwa terytorialne – nie tylko na linię Curzona na wschodzie i zgodę na podział Śląska Cieszyńskiego, który w efekcie pozostawił poza granicami Rzeczypospolitej liczną ludność polską, ale również na rezygnację przez Polskę z Wilna.
Nie miało to wiele wspólnego z modnym wówczas hasłem o samostanowieniu narodów. Gdyby w Wilnie i na Wileńszczyźnie przeprowadzono plebiscyt, Litwini mogliby liczyć tylko na parę procent głosów. Premier zdawał sobie z tego sprawę, ale nie miał wyboru, bo zagrożona była przyszłość Rzeczypospolitej.
Grabskiego krytykowano za zgodę na dyktat mocarstw, stało się to zresztą przyczyną dymisji jego rządu. Z perspektywy czasu okazało się natomiast, że pomoc Zachodu była znacznie mniej ważna niż milion nabojów karabinowych przysłanych przez Węgry.
Piłsudski jako Naczelnik Państwa musiał respektować zobowiązania Polski przyjęte w Spa, lecz nigdy nie zamierzał się zgodzić, by Wilno było litewskie. Chętnie widziałby je jako stolicę państwa będącego sukcesorem Wielkiego Księstwa, ale skoro ten plan się nie powiódł, zamierzał zrobić wszystko, by miasto powróciło w granice Rzeczypospolitej.
Reklama
Zdecydował się zatem na żołnierski „bunt” przeciw dyktatowi Zachodu, uznał bowiem, że metoda faktów dokonanych jest zdecydowanie najlepsza.
„Zjemy ta zupa”, a potem się zobaczy
Do przeprowadzenia tej operacji wybrał pochodzącego z Wileńszczyzny generała Lucjana Żeligowskiego. Urodzony w 1865 roku oficer podczas I wojny światowej służył w armii rosyjskiej, a następnie wstąpił do polskich formacji w Rosji. Był dowódcą brygady w I Korpusie Polskim, a po jego likwidacji nie złożył broni.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Wiosną 1919 roku powrócił do Polski wraz z zorganizowaną przez siebie na Kubaniu 4. Dywizją Strzelców. Był to jedyny z powstałych w Rosji związków taktycznych, który znalazł się w odrodzonej Polsce z bronią w ręku.
Żeligowski odegrał wielką rolę (być może decydującą) podczas Bitwy Warszawskiej w sierpniu 1920 roku. Dowodził wówczas 10. Dywizją Piechoty, a po przydzieleniu mu jeszcze dwóch innych dywizji otrzymał rozkaz odbicia Radzymina leżącego zaledwie 30 kilometrów od stolicy.
Żegnając się po obiedzie w pułku wileńskim Dywizji Litewsko-Białoruskiej, powiedział, że właśnie „jedzie do Jabłonny, stamtąd na Nieporęt i popędzi bolszewików”.
Generał dotrzymał słowa, a w dramatycznych chwilach walk pod Radzyminem wykazywał się stoickim opanowaniem. Gdy zaniepokojeni oficerowie pytali o dalsze rozkazy, wskazał na kuchnię polową i oznajmił, że teraz „zjemy ta zupa”, a potem się zobaczy.
Reklama
O sukcesie natarcia zdecydowało także zignorowanie przez niego rozkazu dowództwa frontu, w którym nakazano frontalne uderzenie na Radzymin. Generał uznał, że kluczową pozycją są wzniesienia we wsi Mokre i tam skierował atak. Odniósł sukces, co umożliwiło Piłsudskiemu uderzenie następnego dnia znad Wieprza.
„Historia nam tego nie daruje”
Piłsudski wezwał Żeligowskiego do siebie. General myślał, że dostanie propozycję objęcia jakiegoś nowego stanowiska i zamierzał odmówić.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Afera szpiegowska, która wstrząsnęła całą Polską. Jak taki człowiek mógł przejść na stronę Sowietów?Wojna była już właściwie skończona i pragnął osiąść w swoim mająteczku, uważał jednak, że „tylko Wilno mogło zmienić jego postanowienia”. Uważał bowiem, że „my, obywatele naszej ścisłej ojczyzny Litwy nie mogliśmy nawet wrócić do domu swego, w którym usadowił się obcy naród żmudziński, protegowany przez Niemców i odnoszący się wrogo do wszystkich, którzy służyli w szeregach polskich”.
Piłsudski zdawał sobie sprawę z odczuć podkomendnego, dlatego gdy ten zameldował się u niego, dał mu rozkaz objęcia dowództwa Dywizji Litewsko-Białoruskiej. Była ona złożona głównie z członków dawnych samoobron Wilna i Grodna, co miało duże znaczenie w kontekście dalszego przebiegu rozmowy.
„Marszałek ocenił sytuację” – wspominał generał.
Bolszewicy oddali Wilno rządowi kowieńskiemu. Polska nie może tu nic zrobić, gdyż nie pozwolą na to państwa koalicji i ponieważ w Spa Wilno zostało przez rząd polski oddane Litwie. Jeżeli teraz Wilna nie wyratujemy, to historia nam tego nie daruje. I nie tylko Wilna.
Musimy odbudować Litwę. Może to zrobić tylko sama ludność – jej synowie w Litewsko-Białoruskiej Dywizji. […] Trzeba by było stworzyć Rząd Tymczasowy z osób znanych na Wileńszczyźnie. Prócz tego trzeba było się spieszyć, gdyż Komisja Ligi Narodów, która miała wkrótce przyjechać, mogła bardzo utrudnić sprawę.
Reklama
„Takich rzeczy się nie rozkazuje”
Piłsudski ostrzegł generała, że powierza mu bardzo ryzykowną misję. Otwarcie stwierdził, że może „nastąpić moment, że nawet on będzie zmuszony pójść przeciwko niemu”. Dlatego wszystko Żeligowski musi wziąć na siebie, a Komendant nie mógł mu wydać formalnego rozkazu. „Takich rzeczy się nie rozkazuje”.
Żeligowski nie namyślał się ani chwili. Wspólnie z Marszałkiem ustalili, że generał napisze do niego – jako Naczelnika Państwa – list z pytaniem, co polski rząd zamierza zrobić z Wilnem zajętym przez Żmudzinów. Przecież obywatele Litwy nie mogą wrócić do rodzinnego miasta, które jest okupowane przez rząd z Kowna.
Na ten list Piłsudski miał odpowiedzieć, że jako Litwin doskonale rozumie problem, ale pomimo całej sympatii nic zrobić nie może.
„Wracamy do domu”
Żeligowski zorganizował akcję pod hasłem „wracamy do domu”, a jego główną siłą była Dywizja Litewsko-Białoruska. Pod dowództwo Żeligowskiego skierowano także żołnierzy, którzy nie pochodzili z Wileńszczyzny i nie byli specjalnie zachwyceni wymarszem na kolejną kampanię.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Dekalog żołnierza. 10 przykazań przedwojennego Wojska Polskiego„Nastrój był niejednolity – relacjonował generał. – Gdy Wilnianie i ludzie z kresów czekali wymarszu z radością, to Polacy z Galicji i Królestwa nie mieli żadnej ochoty walczyć o obce dla siebie Wilno”.
Żeligowski wspomniał, że kilku oficerów wręcz odmówiło udziału w „buncie”, w efekcie czego obawiał się nawet buntu przeciw „buntowi”, tym bardziej że 7 października zostało zawarte porozumienie suwalskie dotyczące zawieszenia broni pomiędzy walczącymi na tamtych terenach wojskami polskimi i litewskimi. (…)
Reklama
Podczas marszu doszło tylko do jednej większej potyczki z wojskiem litewskim, a samo miasto nie było specjalnie bronione. Walki nie były zbyt intensywne, po obu stronach zginęło łącznie pięćdziesięciu żołnierzy. 9 października Wilno zostało zdobyte.
„Żołnierzom całowano ręce, ściskano, obejmowano”
„W całym mieście zapanował bezgraniczny entuzjazm – wspominał Żeligowski.
Cała ludność wysypała się na ulice. Pieśni, okrzyki i płacz mieszały się ze sobą. Z wojska i ludności zrobił się jeden wielki tłum. Każdy chciał coś mówić, coś ofiarować drugiemu.
Szeregi stanęły. Żołnierzom całowano ręce, ściskano, obejmowano […] Jakaś kobieta biegnąc i coś wykrzykując, w pośpiechu wsunęła mi do ręki kawałek chleba, jacyś chłopcy karmili mego konia […]
Była część domów, których okna były zamknięte. To były okna Żydów. Żydzi nie wzięli udziału w radości Wilna.
Reklama
„Zająłem Wilno i cały ten kraj dlatego…”
Niebawem Żeligowski został zaproszony do rezydujących w Wilnie przedstawicieli państw Ententy.Wywiązał się dialog:
<strong>Przeczytaj też:</strong> Grypa hiszpanka w Polsce 1918-1920. Liczba ofiar i prawdziwy obraz epidemii– Jakim prawem zajął pan Wilno?
– Zająłem Wilno i cały ten kraj dlatego, żeby bronić praw ludności i dać jej możność powiedzenia czego chce.
– My, przedstawiciele państw Ententy, jesteśmy tu i zabezpieczymy te prawa.
– Na to się zgodzić nie możemy. Ludność sama zadecyduje o swych losach.
– Więc pan nie uznaje państw Ententy i pan nie uznaje prawa międzynarodowego?
– Jesteśmy z największym uznaniem dla państw Ententy. Lecz na próżno nazywa pan te szacherki, co się odbywają w Wilnie i Kownie, prawem międzynarodowym. Właśnie to prawo ja dążę zabezpieczyć.
– A na kimże się pan oprze?
– Na ludności i własnych karabinach.
– A skądżeście te karabiny otrzymali?
– Najmniej od p. Lloyd George’a i jego przyjaciół. Nasze rozmowy nie prowadzą do żadnego celu. Proszę panów jutro do godziny 12-ej opuścić Wilno. (…)
Reklama
Godło z Orłem i Pogonią
Już 9 października Żeligowski ustanowił Tymczasową Komisję Rządzącą złożoną z grona miejscowych obywateli. Trzy dni później ogłoszono powstanie Litwy Środkowej, w której godle znalazł się Orzeł z Pogonią, co miało swoją symbolikę.
„Nie pytano nas – stwierdzał generał w odezwie do ludności Wileńszczyzny – czy chcemy iść pod władzę rządu kowieńskiego, czy pragniemy mieć u siebie rządy litewskie. Rozporządzono się nami bez nas. [Dlatego] według swej woli, według istotnych potrzeb ludności określimy los naszej ziemi, postanowimy sami, jaki ma być u nas rząd i jaki będzie nasz stosunek do Polski i do Litwy Kowieńskiej”.
Na terytorium Litwy Środkowej Polacy stanowili niemal 70% ludności, Żydzi niecałe 12, Białorusini blisko 9, a Litwini zaledwie 7%. To najlepiej pokazuje, jak niezgodne z wolą mieszkańców tej ziemi były pretensje polityków z Kowna do panowania nad Wileńszczyzną.
„Jeżeli alianci zechcą oddać Wilno Litwie…”
Zajęcie Wilna wywołało gwałtowne i krytyczne reakcje Zachodu – protestowali przeciw niemu na audiencji w Belwederze przedstawiciele Francji i Wielkiej Brytanii.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Sowieci nie mieli żadnej litości. Jakich metod użyli, by przepędzić 100 000 polskich mieszkańców Lwowa?Nie przyniosło to rezultatu, a Piłsudski wydał oświadczenie dla prasy:
Jeżeli alianci zechcą oddać Wilno Litwie bez wysłuchania woli ludności – będę widział się zmuszonym złożyć wszelkie godności i jako obywatel Wileńszczyzny spełnić swój obowiązek.
Francuzi i Anglicy nie mogli sobie pozwolić na to, by Piłsudski, który właśnie pokonał Armię Czerwoną, opuścił nagle stanowiska państwowe. Zachód popierał bowiem wówczas „białych” generałów w wojnie domowej w Rosji, a Polska była zbyt ważnym partnerem w antybolszewickich układach. Dlatego wycofali się z nacisków na oddanie Wilna Litwinom.
Reklama
Natomiast Komendant jeszcze kilka dni po „buncie” Żeligowskiego tłumaczył współpracownikom, że nadal istnieją dwa rozwiązania kwestii Wilna: utworzenie federacji – przeciw której opowiadają się zarówno Litwini, jak i Polacy – albo wcielenie do Polski.
Oceniał, że w Wilnie Litwini mogliby rządzić terrorem, a wtedy Polska nie będzie się temu przyglądać bezczynnie.
Ostatnie próby kompromisu
Wbrew pozorom utworzenie Litwy Środkowej, tak wrogo przyjęte przez Litwinów, było ich ostatnią szansą na zachowanie Wilna. Pojawił się bowiem projekt przewodniczącego Rady Ligi Narodów Paula Hymansa, przewidujący utworzenie Wielkiej Litwy złożonej z dwóch kantonów: polskiego i litewskiego.
Rząd z Kowna postawił jednak kategoryczny warunek: Wilno miało należeć do kantonu litewskiego, a tym samym odrzucili ofertę. Belgijski polityk zaproponował więc, by Wileńszczyzna przypadła Litwie, ale jako teren autonomiczny. Na to z kolei nie zgodziła się Polska.
<strong>Przeczytaj też:</strong> „Operacja polska”. Zapomniane sowieckie ludobójstwo na 100 tysiącach PolakówW tej sytuacji dla Polaków pozostawała tylko jedna droga: włączenie Wilna i Wileńszczyzny do Rzeczypospolitej. (…)
Koniec Litwy Środkowej
W wyborach do Sejmu Wileńskiego 8 stycznia 1922 roku frekwencja wyniosła 64%. Niemal wszyscy Litwini zbojkotowali wybory, do urn poszło natomiast 16% Żydów i ponad 40% Białorusinów.
Reklama
Głosowanie wygrali zwolennicy przyłączenia Wileńszczyzny do Polski. „Krajowcy” zdobyli niewiele mandatów, a poza tym zdali sobie sprawę z faktu, że wobec nieprzejednanego stanowiska rządu litewskiego upadła koncepcja utworzenia wspólnego państwa ze stolicą w Wilnie.
20 lutego 1922 roku Sejm Litwy Środkowej podjął uchwałę w sprawie przynależności państwowej Ziemi Wileńskiej. Zgodnie z prawem narodów do samostanowienia uznano, że stanowi ona „bez warunków i zastrzeżeń nierozdzielną część Rzeczypospolitej Polskiej”.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Sławomira Kopra i Tomasza Stańczyka Ostatnie lata polskiego Wilna, wydanej nakładem Wydawnictwa Fronda (2019). Książkę możesz kupić na stronie wydawcy.
Polecamy
Tytuł, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
8 komentarzy