Gdy Armia Czerwona w styczniu 1945 roku zbliżała się do Auschwitz-Birkenau Niemcy postanowili ewakuować pozostałych jeszcze przy życiu więźniów obozu. Dziesiątki tysięcy nieszczęśników ruszyło na zachód. Grozę marszu śmierci doskonale oddała Seweryna Szmaglewska, była więźniarka fabryki śmierci, w książce Zapowiada się piękny dzień.
Drogą ktoś biegnie od bramy. Woła w podnieceniu zmieniającym zupełnie głos:
– Wychodzić! Ustawiać się piątkami!
Reklama
„Chyba nie do komina?”
To Słowaczka, Beżi. Kobiety próbują czegoś się dowiedzieć. Ostre gwizdki zagłuszają słowa, świdrują w uszach.
– Dokąd idziemy, pani blokowa?
– Nie wiem. Nic nie wiem. Ustawcie się, prędzej.
– Chyba nie do komina, co?
– Do jakiego komina? Zapomniałaś, że krematoria rozebrane?! Nie róbcie paniki. Lagerälteste rozda chleb. Po całym bochenku na twarz. I puszkę konserw. A przedtem słodka zupa, ile kto może zjeść.
– A więc wojna się kończy i szkopy biorą w kuper. To jasne.
– Nie wiem. Pozwalają zabrać dwa koce albo kołdrę. Kto chce, może wziąć ze sobą pusty siennik. Co kto ma zorganizowanego, palta, swetry, niech bierze. (…)
<strong>Przeczytaj też:</strong> „Tylko wstać pomóżcie, pójdę jeszcze”. Marsz śmierci z Auschwitz we wspomnieniach dzieciKierunek Gross-Rosen
Zapadła cisza. Niebo pozostało ciemne. Górą pędził wiatr, czasem opadał na ziemię, zakotłował w mgłach i znowu się unosił.
Od bramy przelatuje po szeregach wiadomość:
– Już ruszamy! Pociąg odchodzi za pół godziny.
– Pociąg odchodzi za pół godziny. Idziemy – powtarzają głosy od piątki do piątki, aż na koniec kolumny. Potem upływa godzina, półtorej i nic się nie dzieje.
Reklama
Wreszcie przybiega esesman Engster i woła:
– Nach Gross-Rosen zu Fuss! Zwei hundert fünfzig Kilometer! [Pieszo do Gross-Rosen! Dwieście pięćdziesiąt kilometrów!]
Sam najwyraźniej zaskoczony czy oburzony treścią rozkazu kieruje te słowa nie wiadomo do kogo. Nikt mu nie odpowiada. Więźniowie muszą milczeć.
„Droga prowadzi na zachód”
Wzrok przyzwyczaił się do szarości, a tymczasem przyszedł świt. Ukazały się białe chusteczki Jugosłowianek, stojących bliżej bramy. Lampy na drutach palą się jeszcze, ale już przestały być potrzebne, ich pożółkłe światło ledwo jest widoczne.
Dziwne, jak dużo dziur znajduje sobie wiatr w dachach i ścianach. Wycie, gwizdanie, jęki, szelesty, pohukiwania, łoskoty wzmagają się i słabną, potęgują się albo są ledwo dosłyszalne jak szept. (…)
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Otwiera się brama. Pierwsze piątki wychodzą na drogę.
– Biegiem! Laufen! Laufen! – wołają funkcyjne.
Ich krzyk brzmi wyjątkowo donośnie. Musi dziś zastąpić bicie. (…)
Od kilku godzin kobiety brną w głębokim, sypkim śniegu. Minęły po prawej stronie Rajsko, małą filię Oświęcimia, plantację koksagizu, rośliny, z której Niemcy próbują wyprodukować kauczuk, gumę i inne sztuczne tworzywa niezbędne na frontach. Ogrodniczki wybiegają na progi baraków, żegnają pochód machaniem rąk, okrzykami: „My też idziemy wkrótce!”. Powiewają białe obozowe chusteczki. Pasiaki na tle śniegu mają siny odcień.
Reklama
Transport idzie dalej. Droga prowadzi na zachód. Słońce wyszło wysoko, przygrzewa i dodaje barwy ziemi. Szybki, zbyt szybki marsz nie tylko wyczerpuje, ale zaczyna przeprowadzać eliminacje. Konwojenci powtarzają trzy słowa:
– Schneller! Laufen! Aufgehen! Prędzej! Biegiem! Naprzód!
Człowiek pozbawiony „życia jak balonik powietrza”
Oddech jest przyspieszony i płytki. Nie ma czasu na wytchnienie z płuc żaru i na zaczerpnięcie dostatecznej ilości powietrza, żeby doszło do dna, zasiliło tlenem serce. Niedawne podniecenie zniknęło bez śladu. Rozmowy zgasły. Rzuty nóg i zamachy ramion. Wyciągnięte szyje, schylone głowy. Milczenie. Świst oddechów.
Schneller… aufgehen… laufer… Schneller!! Trzaskają pod nogami płytki lodu. Skrzypi śnieg. Są to niemal jedyne dźwięki wokół idącego w ciszy transportu. Czasami seria z erkaemu. Echo łoskotem odzywa się w lasach, rozłamuje się, jakby wojsko ukryte między drzewami dawało raz za razem ognia. Nie są to strzały na postrach. Anna obserwuje brzeg drogi.
Skulony trup mężczyzny w oświęcimskim pasiaku zsunął się do rowu, twarzą w dół, krew rudą plamą wsiąka w śnieg. A więc mężczyzn wyprowadzili z Oświęcimia wcześniej, a teraz przyśpieszają tempo marszu skuteczną, wypróbowaną metodą.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Uciekł z marszu śmierci. Aby przetrwać musiał zabijać NiemcówW obozie widywało się więcej zabitych niż na przestrzeni całego życia. Spojrzenie z bliska na ciało człowieka przed chwilą jeszcze pełnego sił, świadomego, mającego prawo do wielu, może kilkudziesięciu lat biologicznej egzystencji, zamordowanego, pozbawionego życia jak balonik powietrza, zamienionego w bryłę materii nieożywionej – to zawsze wywoływało wstrząs. Ale człowiek zastrzelony tu, w zacisznej kotlinie pomiędzy lasami, przy drodze, po której Niemcy już najwyraźniej uciekają przed wymiarem kary…
Całkowita niemożność stwierdzenia, kim jest zmarły… W marszu nie można dostrzec jego numeru.
Reklama
Esesman z marzycielskim akcentem
Znowu salwa. I znowu człowiek w pasiaku leży przy drodze, na brzegu lasu. Widocznie przeskoczył rów i uszedł kilka kroków. Czy chciał uciekać? Może pędzono ich w nocy. Nie wolno stanąć przy zmarłych ani się przyglądać. Konwojenci już z daleka rzucają kobietom krótkie, ostrzegawcze warknięcia: „Los!”. Jak wilki, które zaczynają wyć, gdy czują w pobliżu krew. (…)
Brzegiem drogi spieszy młody gestapowiec. Idzie w kierunku przeciwnym niż oświęcimski transport, wzrok jego skacze między szeregami, tropi, świdruje, bada. Znowu przypominają się hitlerowskie psy tresowane w zagryzaniu ludzi. Szeregi cichną. Pochód sztywnieje. Człowiek w czapce hitlerowskiej zbliża się. Słychać, jak pod jego butami zgrzyta śnieg i trzaskają cienkie szyby lodu w małych kałużach.
Nagle staje. Końcem pejcza dotyka ramienia Jasi, potem obu podtrzymujących ją kobiet. Mówi po niemiecku z marzycielskim akcentem:
– Chodź tu… No, chodźże!
Wskazuje miejsce obok siebie, nad rowem.
– No, chodź prędzej…
<strong>Przeczytaj też:</strong> Bite, głodzone, wysyłane do gazu. Piekielne miejsce, w którym Niemcy pastwili się nad 40 000 polskich kobiet„Ty jesteś chora, kochanie! Musisz iść na koniec kolumny”
Góralka razem z dwiema kobietami kuśtyka na brzeg drogi. Posłuszeństwem usiłują ułagodzić esesmana. Teraz już wiadomo, że coś się stanie.
– Te dwie z powrotem. Do szeregu. A ty, mała, chodź bliżej… – dodaje miękko.
– Ona nie może – mówi Maryna i natychmiast otrzymuje cios w twarz, po którym kuli głowę i ramiona.
Reklama
Anna stoi między esesmanem i Jasią. Mówi spokojnie:
– Herr Unterscharführer… Naszej koleżance wpadło coś do buta… kamyk… może bryłka lodu…
Niemiec jakby nie słyszał. Jednym zamachem nogi wtrącił Wiktę na jej dawne miejsce w szeregu. Potem uśmiechnięty mówi z niezwykłą delikatnością do Jasi:
– Ty jesteś chora, kochanie! Musisz iść na koniec kolumny. Więc idź!
Anna wyciąga ręce. Pejcz pod oczy. Ucisk czoła trzonkiem, póki nie wróciła na swoje dawne miejsce w kolumnie. Potem esesman odwraca się do Jasi. Zbliża się do niej o krok, uśmiecha się ciągle i powtarza tonem perswazji:
– Maszeruj na koniec!
„W jej oczach widać nienawiść”
Popycha ją lekko. Dziewczyna traci równowagę, chwieje się. Robi wysiłek, idzie dwa kroki, potem od razu poślizg i pada na kolano chorej nogi. Słychać tylko syknięcie. Podpiera się dłońmi, chce wstać, ale zostaje na ziemi. Nikt nie ma prawa przyjść jej z pomocą.
<strong>Przeczytaj też:</strong> „Oni nas zatruli. Zakazili”. Wspomnienia dziewczynki, która przeżyła eksperymenty medyczne w AuschwitzWsparta na rękach patrzy na gestapowca. W jej oczach widać nienawiść. Każdy nerw jej drgającej twarzy zdaje się być połączony z postacią Niemca. Ten cofa się krok za krokiem, idzie tyłem, stąpa wolno, nie odrywając ani na chwilę wzroku od klęczącej. Jest jakby zahipnotyzowany, patrzy prosto w jej rozszerzone źrenice.
Jego ręce tymczasem przesuwają się bez pośpiechu na biodro, prawa dłoń pełznie do kabury i wysuwa powoli rewolwer.
– Idź, mała, na koniec – mówi cicho, jakby to była tajemnica przeznaczona tylko dla niej.
Reklama
„Pasemko krwi wypływa szybko i wsiąka”
Dziewczyna zrywa się. Na jednej nodze, byle w tył. Podskakuje żałośnie i niezdarnie. Droga jest śliska. But umyka po oblodzonym kamieniu, jedzie w bok. Góralka traci równowagę.
– Jezus, Maria! – woła, padając na ręce.
Esesman przygląda jej się z ubolewaniem. Tonem perswazji, bez cienia nacisku powtarza znowu:
– No, dziecko, idź na koniec kolumny… Wstań, kochanie, idź…
Jego dłoń podrzuca do góry i chwyta w locie niewielki przedmiot z czarnego metalu. Niedawno wyciągnął go z kabury, a teraz bawi się nim jak pudełkiem zapałek.
– Więc naprawdę nie chcesz iść? – pyta nadąsany i odbezpiecza rewolwer. – Dlaczego jesteś taka leniwa? Nie lubię leniwych dziewcząt – mówią wargi skrzywione smutnym uśmiechem, a wskazujący palec naciska metalową część, zwaną cynglem. Huk. Ramiona góralki zwiędły. Głowa stuknęła o śnieg. Pasemko krwi wypływa szybko i wsiąka.
Reklama
„Ten strzał spełnił rolę hasła”
– I dalej maszerujemy, dzieci, dalej maszerujemy… – z uśmiechem, uprzejmie zachęca gestapowiec. Jego wzrok ostro przenika szeregi, nabrał odcieni łagodności i zadumy. Kobiety wolą go nie widzieć, ale on ciągle tu jest i nawołuje:
– Ciągle naprzód! Ciągle naprzód! Immer weiter!
Głuche milczenie zapadło nad drogą, słychać tylko radosny głos esesmana i coraz wyraźniejszy rytm kroków.
– Links, links, links und links – komenderuje i wielkimi krokami odchodzi do przodu. Nawet wtedy nikt nie przerywa ciszy. Transport idzie. Zwłoki Jasi leżą przy drodze, z czołem opartym na ziemi.
Wydają się coraz mniejsze, obrysowane śniegiem, słońcem i cieniami.
Ten strzał spełnił rolę hasła. Po nim odezwały się następne. Bliżej i dalej, na czele i na końcu pochodu.
Reklama
Kolumna szła teraz w morderczym tempie. Przywrócono jakimiś argumentami siły pierwszym piątkom, a pozostałe musiały chwilami biec, żeby nadążyć.
Przeczytaj również o tym ile dzieci zginęło w Auschwitz-Birkenau
Źródło:
Tekst stanowi fragment książki Seweryny Szmaglewskiej pod tytułem Zapowiada się piękny dzień. Jej nowe wydanie właśnie ukazało się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.
Polecamy
Tytuł, lead, tekst w nawiasie kwadratowym i śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.