Większość z ponad miliona Żydów, którzy zostali wywiezieni do Auschwitz-Birkenau została zamordowana od razu po przybyciu do obozu. Na tych, którzy przetrwali pierwszą selekcję „do gazu” czekało prawdziwe piekło na ziemi. Tragiczne losy jednej z więźniarek – Mali Zimetbaum – opisuje Francesca Paci w książce Miłość w Auschwitz.
Ponad 2880 minut. Podróż na Wschód wydaje się nie kończyć. Brakuje wody, jedzenia, przestrzeni na rozprostowanie nóg. Ludzie są stłoczeni jeden na drugim, powietrze w wagonie jest przesycone zapachem potu i moczu, histerią. Płacz dzieci trudno wytrzymać.
Reklama
Mala widziała już, jak wyrusza dziewięć konwojów, i przypuszcza, że celem podróży jest obóz ciężkiej pracy. W czwartek 17 września 1942 roku pociąg dociera do Oświęcimia i jedzie dalej prosto, by zatrzymać się w polu, kilometr przed wejściem do Birkenau, tych wrót piekła, w którym do końca wojny spłonie ponad milion ludzi.
Pierwsza selekcja
Jest wcześnie rano, gdy wysiadają pośrodku pustki na Judenrampe, rampie dla Żydów ‒ Mala nie wie jeszcze, że tak się to nazywa ‒ czekają na nich esesmani stojący na szeroko rozwartych nogach, gotowi do selekcji deportowanych – przydatni na lewo, nieprzydatni na prawo.
Przez megafon rozkazy brzmią jeszcze ostrzej, psy groźnie szczekają, kobiety przyciskają do siebie dzieci, grupy ludzi w pasiakach ze spuszczonym wzrokiem wykonują rozkazy Niemców i ustawiają nowo przybyłych w rzędzie. Antwerpia staje się odległa w czasie, Mala wróciła do punktu wyjścia: jej rodzinne Brzesko leży zaledwie sto dwadzieścia kilometrów stąd.
Deportowanych selekcjonuje się przy wyjściu z wagonów, przechodzą kontrolę medyczną i w zależności od kondycji fizycznej są przeznaczani do pracy lub do krematorium. Panuje ciągły ruch: we wrześniu wywieziono do Auschwitz 26 tysięcy osób z Belgii, Holandii i Francji, 3884 spośród nich zarejestrowano, a pozostałych zabito.
Reklama
Obfitość siły roboczej pozwala nazistom na szybszy i bardziej surowy wybór. Konwój Mali zostaje przesiany przez sito: zanim ludzie zdążyli się zorientować i ruszyć w stronę wejścia, spośród 1048 więźniów z Mechelen pozostały 303 osoby, wśród nich 101 kobiet.
Zaczyna się trzeci rok drugiej wojny światowej. Armia Rzeszy napiera na front sowiecki i wycofuje się z Afryki Północnej, Japończycy w Azji Południowo-Wschodniej zostają zatrzymani przez kontrofensywę aliantów, w Europie machina zagłady pracuje na pełnych obrotach, obóz w Treblince otwiera podwoje dla 265 tysięcy Żydów deportowanych z warszawskiego getta, największego w Europie.
Bezlitosna normalność
Auschwitz się rozrasta, do Birkenau, chociaż leży blisko Generalnego Gubernatorstwa, trafiają transporty z Europy Zachodniej, obóz jest rozbudowywany, zagłada postępuje dzień po dniu w poczuciu bezlitosnej normalności, która przeziera z opowieści ofiar, a także katów, jak esesman Johann Paul Kremer, lekarz z Münsteru, znany z dziennika, w którym prowadził zapiski o banalnych zdarzeniach i „akcjach” specjalnych z takim samym sterylnym dystansem.
W czwartek 17 września 1942 roku, podczas gdy Mala spędza pierwszą noc w baraku, w którym podłogę zastępuje ubita ziemia, a trzypiętrowe łóżka dzieli się ze szczurami, Kremer zapisuje:
Reklama
Zamówiłem w kasie odzieżowej w Berlinie płaszcz uniwersalny (…). Do zamówienia dołączyłem przydział na mundurowy płaszcz ochronny. Wraz z drem Meyerem odwiedziłem dziś obóz kobiecy
Trzy dni później Mala jest już pochłonięta ciągłym ruchem w obozie, a Kremer rozkoszuje się przerwami:
Dziś w niedzielne popołudnie przysłuchiwałem się od godz. 3.00 do 6.00 koncertowi kapeli więźniarskiej przy wspaniałej słonecznej pogodzie: kapelmistrz jest dyrygentem warszawskiej opery państwowej. 80 muzyków. Na obiad była pieczeń wieprzowa, wieczorem pieczone liny.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Numer 19 880
Obóz kobiecy Auschwitz II znajduje się w Birkenau – grunt jest tu jeszcze bardziej bagnisty niż w Auschwitz, ale to praktyczna lokalizacja ze względu na bliskość linii kolejowej. Wokół, po drugiej stronie kolczastego drutu pod napięciem, którym jest otoczony obóz, rozciągają się brzozowe lasy i malaryczne rozlewiska Wisły i Soły.
Początkowo był przeznaczony dla mężczyzn, ale jego bezkresną przestrzeń oddano do użytku 26 marca 1942 roku, kiedy zjawiły się pierwsze dwa transporty, z których każdy przewoził 999 kobiet, słowackie Żydówki i więźniarki z Ravensbrück. (…)
Przenosiny więźniarek z Auschwitz I rozpoczynają się w połowie sierpnia i pod koniec lata wszystkie znajdują się już w sektorze BIa, żeńskim oddziale Birkenau, w rzędach murowanych bloków na prawo od wejścia.
Reklama
Mala widzi ogrom obozu. Wysłuchuje obelg, jest popychana, w przeciwieństwie do współwięźniarek rozumie rozkazy wykrzykiwane przez Niemców i potrafi uniknąć najgorszych ciosów, ale porusza się po omacku. Procedura jest błyskawiczna. W baraku rejestracyjnym praca przypomina to, co robiła w Mechelen, każde nazwisko staje się kodem.
Ale tutaj ten kod tatuuje się na lewym przedramieniu. Co boli, piecze, jest upokarzające. Mala patrzy na swój numer, 19 880, pięć cyfr za całe istnienie – mieszczą się tutaj ci, którzy byli przed nią, i ci, którzy przyjdą po niej.
Wyszydzenie i strach
Do fizycznego bólu dochodzą pytania bez odpowiedzi, świeże poranne powietrze pozwoliło odetchnąć po dwudniowej podróży, ale już znowu brakuje jej tchu. Esesmani i ich poplecznicy napierają.
Więźniarki muszą się rozebrać do dezynsekcji, odrzucić ubrania w kąt i nago, pod szyderczym spojrzeniem strażników, oddać ostatki z kieszeni: jakieś zdjęcie, bransoletkę wymienioną z serdeczną przyjaciółką, pierścionek zaręczynowy cudem ocalony przed dotychczasowym łupiestwem.
Któraś z nich płacze, inne śmieją się urywanym, nerwowym śmiechem, rękami próbują niezdarnie zakryć piersi i łona ku radości kapo, które golą je od stóp do głów, po czym wpychają pod lodowaty prysznic. Nie ma tu przyjaznych spojrzeń, tylko wyszydzenie i strach.
Numer 19 880 jest jednym pośród tysięcy. W tych pierwszych chwilach Mala skupia całą swoją energię w fizycznym i psychicznym wysiłku, by nie poddać się postępującej anihilacji. Ostatniego dnia września wybucha epidemia tyfusu.
Reklama
Na każdym kroku czyha śmierć
Wszystkie fronty są otwarte: malaria, sadyzm strażniczek, obserwatorek żałosnej wymiany, w której kawałek mydła jest wart tyle, ile skórka chleba lub odwrotnie, noce pełne widziadeł, wszy i wizji apelów zwoływanych nierzadko tuż po zaśnięciu, obsesja zachowania butów, dyktowana świadomością, jak łatwo jest zgubić jeden, potem nie sposób go odnaleźć, a chodzenie na bosaka może doprowadzić do śmierci.
Pod koniec października w głównym obozie Auschwitz, odległym o trzy kilometry, zostaje zastrzelonych w ciągu jednego dnia 280 więźniów. Mala porusza się z trudem, jak wszystkie pozostałe w bezkształtnym pasiaku, i jak wiele innych poszukuje jakiegoś wyjścia.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Francesci Paci pod tytułem Miłość w Auschwitz. Ukazała się ona w Polsce nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.
Polecamy
Tytuł, lead oraz tekst w nawiasie kwadratowym i śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
1 komentarz