„Często widziałam leżących na poboczu ludzi o sinych twarzach, walczących o oddech, i takich, którzy zasłabli z wyczerpania i nigdy więcej się nie podnieśli” – opowiadała mieszkanka pomorskiej wsi posłana przez Polaków w morderczy marsz ku nowej niemieckiej granicy. „Marszowi nieustannie towarzyszyła przemoc ze strony Polaków, gwałty i rabunki” – podkreśla Piotr Pytlakowski w książce Ich matki, nasi ojcowie.
Po przejęciu tak zwanych Ziem Odzyskanych przez polską administrację odwet, terror i rabunki nie ustały.
Reklama
Jak pisze w Dzikim kontynencie. Europie po II wojnie światowej brytyjski historyk Keith Lowe, niemal natychmiast po zakończeniu działań wojennych Polacy zaczęli wyrzucać Niemców z domów i przejmować ich własność. Autor stwierdza:
Nie tylko Armia Czerwona niepohamowanie gwałciła i obrabowywała Niemców, robili to także Polacy. W takich miastach jak Szczecin (Stettin), Gdańsk (Danzig) i Wrocław (Breslau) Niemców zapędzano do obozów – częściowo po to, by Polacy mogli bez awantur przejąć ich majątek, ale też dla ich własnego bezpieczeństwa.
W wielu miejscach na Niemców robiono obławy, po czym umieszczano ich w obozach, by wykorzystać jako niewolniczą siłę roboczą lub przetrzymać, aż (…) będą mogli zostać oficjalnie deportowani. Niektórzy Polacy byli jednak zbyt niecierpliwi, by czekać na oficjalne pozwolenie, i zaczęli przeganiać przez granicę całe grupy Niemców.
Według oficjalnych polskich danych tylko w ostatnich dwóch tygodniach czerwca 1945 roku 274 206 Niemców zostało bezprawnie wygnanych przez Odrę do Niemiec.
Reklama
W reakcji na dzikie wypędzenia uczestnicy konferencji w Poczdamie zażądali od rządów Polski, Czechosłowacji i Węgier przerwania tych praktyk. Niewątpliwie spowolniło to przymusowy exodus, ale go nie powstrzymało. Wszystko odbywało się w całkowicie niehumanitarny sposób, ludzi pędzono jak zwierzęta, byle szybciej i dalej.
„Zasłabli z wyczerpania i nigdy więcej się nie podnieśli”
Anna Kientopf, mieszkanka jednej z pomorskich wsi, żona rolnika i matka trójki dzieci, w złożonym pod przysięgą pisemnym zeznaniu dla niemieckiego rządu opisała trwającą prawie tydzień wędrówkę wśród trupów ludzi i zwierząt.
W jej grupie ludzie zapadali na choroby, m.in. z powodu gaszenia pragnienia brudną wodą z koryt i skażonych studni. Ciężko zachorowała także córka Anny Kientopf, Annelore. Panował nieopisany głód, umierali dorośli i dzieci. Autorka zeznania pisała:
Większość maszerujących żywiła się wyłącznie tym, co znalazła na polach, albo jadła niedojrzałe owoce z pobocza drogi. Mieliśmy bardzo mało chleba. Rezultat był taki, że wielu ludzi zachorowało. Skutkiem tego marszu umarły niemal wszystkie małe dzieci poniżej jednego roku.
Reklama
Nie było mleka, a jeśli nawet matki przygotowywały im gęstą mączną zupę, podróż była dla nich zbyt długa. Codziennie posuwaliśmy się nieco dalej, czasami robiliśmy dziewięć kilometrów, jednego dnia może zaledwie trzy, potem dwadzieścia lub więcej.
Często widziałam leżących na poboczu ludzi o sinych twarzach, walczących o oddech, i takich, którzy zasłabli z wyczerpania i nigdy więcej się nie podnieśli.
„Jeden z Polaków wziął pistolet maszynowy i wystrzelił serię”
Marszowi nieustannie towarzyszyła przemoc ze strony Polaków, gwałty i rabunki. Nocami słychać było błaganie o pomoc uciszane strzałami z karabinów.
Annę Kientopf szczególnie poruszyła scena, jaka rozegrała się na jej oczach:
Czterej polscy żołnierze próbowali odłączyć młodą dziewczynę od rodziców, którzy rozpaczliwie do niej przylgnęli. Polacy bili rodziców kolbami karabinów, zwłaszcza ojca.
Zatoczył się, a oni pchnęli go na drugą stronę drogi i w dół obwałowania. Spadł, a jeden z Polaków wziął pistolet maszynowy i wystrzelił serię. Przez chwilę panowała cisza, a potem powietrze przeszyły krzyki obu kobiet. Pośpieszyły ku umierającemu, a czterej Polacy zniknęli w lesie.
Przepędzani i odganiani
Jej grupa została skierowana na granicę w Kostrzynie nad Odrą, ale Rosjanie pilnujący tego przejścia nie pozwolili się przeprawić i nakazali Niemcom wracać, skąd przyszli.
W tym czasie cofano z nowych granic między Polską a wschodnimi Niemcami wszystkie grupy wypędzanych, bo w radzieckiej strefie okupacyjnej panowało przeludnienie i obawiano się wybuchu epidemii.
Reklama
Grupy wysiedlanych wędrowały tam i z powrotem, wypędzane przez jednych, a odganiane przez drugich. Po kilku nieudanych próbach Anna Kientopf ze swoimi dziećmi dotarła wreszcie do Niemiec.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Piotra Pytlakowskiego pt. Ich matki, nasi ojcowie. Niewygodna historia powojennej Polski. Ukazała się ona w 2020 roku nakładem Domu Wydawniczego Rebis.
Niewygodna historia powojennej Polski
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany obróbce korektorskiej.
11 komentarzy