Bokserski mistrz wszechwag KL Auschwitz Tadeusz Pietrzykowski dzięki swym sukcesom w ringu mógł sobie pozwolić na znacznie więcej niż przeciętny więzień niemieckiej fabryki śmierci. Pewnego dnia stanął nawet w obronie bitego przez pomocnika kapo więźnia. Niemiec chciał go za to przykładnie ukarać, ale nie zdawał sobie sprawy z kim ma do czynienia.
Tadeusz Pietrzykowski trafił do KL Auschwitz w pierwszym transporcie polskich więźniów. W obozie stoczył kilkadziesiąt walk bokserskich, które dostarczały krwawej rozrywki esesmanom. Tylko raz musiał uznać wyższość przeciwnika (więcej na ten temat przeczytacie w tym artykule).
Reklama
„Chciałbym potrenować sobie z tym człowiekiem”
Tytuł mistrza wszechwag KL Auschwitz nie zapewniał mu co prawda bezkarności, ale dzięki swej sławie był w stanie robić rzeczy, o których inni więźniowie nie mogli nawet marzyć. Doskonałym tego przykładem jest historia przytoczona przez Andrzeja Fedorowicza w książce Gladiatorzy z obozów śmierci.
Na początku lata 1941 roku, gdy Pietrzykowski prowadził konny zaprzęg do podobozu KL Auschwitz w Babicach, dostrzegł, jak jeden z vorarbaiterów (pomocników kapo) znęcał się nad niemłodym już mężczyzną.
Teddy – jak powszechnie go nazywano – nie zamierzał się temu bezczynnie przyglądać. Zatrzymał wóz i zwrócił się do eskortującego go strażnika:
Jestem bokserem, chciałbym potrenować sobie z tym człowiekiem. Ten podszedł do swoich kamratów, pilnujących więźniów grodzących pastwisko. Pokiwali głowami, najwyraźniej spodziewając się dobrej rozrywki.
Reklama
„I ty chcesz dostać?”
Teraz Pietrzykowski miał już wolne – dosłownie – ręce. Fedorowicz w oparciu o wspomnienia boksera tak opisuje to, co nastąpiło później:
Teddy podszedł do voraibeitera.
– Za co bijesz tego człowieka? – zapytał.
– Stul pysk durny Polaczku – odburknął tamten obraźliwie.
– Zostaw go w spokoju, idioto – odpowiedział Teddy.
– I ty chcesz dostać? – zapytał Niemiec.
Pietrzykowski tylko na to czekał. Aby sprowokować oprawcę kiwnął głową. Gest przyniósł oczekiwany efekt. Voraibeiter spróbował wyprowadzić cios, ale ku jego zaskoczeniu Polak wcale nie czekał potulnie na razy. Zaprawiony w ringowych zmaganiach Teddy zaatakował pierwszy.
Mistrz KL Auschwitz daje lekcję voraibeiterowi
Najpierw uderzył w brzuch, a następnie poprawił w szczękę, powalając Niemca na ziemię. Ten mimo wszystko nie dawał za wygraną:
Reklama
(…) wstał i znów ruszył do ataku, po chwili znów jednak leżał na ziemi.
– Chcesz skończyć w krematorium? – zapytał Teddy. Był gotów bić tego Niemca tak długo, aż ten w końcu nie będzie w stanie podnieść się z ziemi. Wtedy jednak stało się coś zdumiewającego. Człowiek, którego voraibeiter wcześniej kopał doskoczył do Pietrzykowskiego i złapał go za rękę.
Poprosił, aby bokser przestał okładać jego niedawnego oprawcę. Pietrzykowski kompletnie nie rozumiał dlaczego to robi, ale koniec końców zostawił w spokoju pomocnika kapo.
Nie musiał też długo czekać na wyjaśnienie dziwnego zachowania współwięźnia. Jak czytamy w Gladiatorach z obozów śmierci po powrocie do Auschwitz:
(…) zobaczył ofiarę voraibeitera wracającą z bandażami z rewiru. Pobity mężczyzna szedł w towarzystwie dobrego znajomego Teddy’ego z pierwszego transportu, Jana Marszałka, który w obozie miał numer 530.
Marszałek był księdzem, jednak w ewidencji podał się jako szewc, wiedział bowiem, że gdyby przyznał się do swojej prawdziwej profesji, jego życie byłoby krótkie. Starał się jednak pomagać wszystkim w potrzebie i zaufani więźniowie dobrze wiedzieli, kim jest.
W czasie rozmowy okazało się, że więźniem, w obronie którego stanął Pietrzykowski były ojciec Maksymilian Maria Kolbe. Kilka tygodni później zakonnik dobrowolnie zgłosił się na śmierć za innego osadzonego. Ocalony w ten sposób Franciszek Gajowniczek przetrwał pobyt w Auschwitz-Birkenau i zmarł dopiero w wieku 93 lat.
Polecamy
Bibliografia
- Andrzej Fedorowicz, Gladiatorzy z obozów śmierci, Bellona 2020.