Umrzeć z głodu, czy wyzbyć się wszelkich granic? Taki wybór żadnym wyborem nie jest. Człowiek postawiony w sytuacji skrajnej zje wszystko, byle utrzymać się przy życiu. Co konkretnie?
Przedstawiamy najbardziej poruszające, a często też odstręczające przypadki sprzed stulecia: z trudnego schyłku XIX wieku i z głodnych lat pogrążonego w kryzysie międzywojnia.
Reklama
Przypadki często z miejsc z pozoru najbogatszych i najbardziej cywilizowanych. Co jedzono, gdy nie było żadnego wyboru?
10. Śmierdzące i zepsute odpadki ze śmietnika
W czasie wielkiego kryzysu w Stanach Zjednoczonych (a więc od roku 1929 do połowy lat 30.) w wielu restauracjach proszono gości, by na swoich talerzach nie gasili papierosów w niedojedzonych potrawach.
Nie chodziło wcale o wygodę pracowników kuchni, czy o estetyczne wydziwiania kelnerów. Jak opusywał Edmund Wilson, cytowany przez Stephena Pimpare w książce A People’s History of Poverty in America:
W Chicago nie ma śmietnika, który nie byłby skrzętnie nawiedzany przez głodnych. Zeszłego lata w czasie upałów, gdy zapach był odrażający, a muchy tłuste, setka ludzi dziennie przychodziła na jedno ze śmietnisk.
Rzucali się na sterty śmieci, gdy tylko ciężarówka je wysypała, i kopali w nich kijami i rękoma. Pożerali cały miąższ, jaki został na starych kawałkach melona i kantalupy, aż skórki stawały się cienkie jak papier. Zabierali ze sobą, myli i gotowali wyrzuconą rzepę, cebulę i ziemniaki.
Jedna z opisanych przez Wilsona kobiet, która grzebiąc w śmietniku żywiła siebie i czternastoletniego syna, miała na obrzydzenie pewien niezawodny sposób.
Reklama
Zanim podniosła kawałek mięsa zawsze zdejmowała okulary. Dzięki temu nie widziała kłębiących się na nim larw much. Jednak chłopiec, który miał lepszy wzrok, czasem nie był w stanie zmusić się do zjedzenia tego ruszającego się i cuchnącego posiłku.
9. Rozjechane zwierzęta
Amerykanie terminem „roadkill” określają zwierzęta, które nie przeżyły bliskiego spotkania z samochodem. Dzisiejsze pojazdy poruszają się na tyle szybko, że w takiej sytuacji często zanim zdążą się zatrzymać, rozwlekają fragmenty zabitego stworzenia na dziesiątkach metrów drogi.
Jak czytamy na kartach They Eat That?: A Cultural Encyclopedia of Weird and Exotic Food from around the World, rozjechane stworzenia na drodze to stosunkowo nowy problem, który pojawił się dopiero wraz z rozpowszechnieniem automobili. Przed nawet rozpędzonym wozem końskim prawie każde większe stworzenie było w stanie umknąć.
Autorzy wyliczają, że najczęściej pod kołami giną ssaki, w tym wiewiórki, borsuki, oposy, jelenie, koty, psy, jeże, szczury i szopy. Rzadziej są to ptaki, a wśród nich bażanty, kaczki i gołębie.
Reklama
W latach wielkiego kryzysu zjadanie rozjechanych zwierząt nie tylko nikogo w Ameryce nie dziwiło, ale często – pozwalało wyżywić rodziny. Choć wpierw trzeba było skrupulatnie wybrać z truchła szkło, a i świeżość mięsa pozostawiała wiele do życzenia…
8. Bezpańskie psy
Przedwojenna Polska nie należała do bogatych krajów. Radość z odzyskania niepodległości nie mogła zakryć ponurej rzeczywistości. Wielu ludzi było we wprost w tragicznej sytuacji finansowej, a pomoc nie nadchodziła.
Wieczorne wydanie warszawskiego dziennika „ABC” w 1934 roku informowało, że w Łodzi pozbawieni źródła utrzymania ludzie zaczęli nawet nie tyle podbierać żarło psom, co… wyłapywać same psy. Jak donosiła gazeta:
Coraz częściej notuje się tu wypadki ginięcia psów, które kradną bezrobotni na pożywienie.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
O takiej kradzieży zameldował niedawno Antoni Mahler. Policja przeprowadziła dochodzenie i okazało się, że psa ukradł Walerian Sulbowicz, który po kilkudniowym przetrzymywaniu psa w domu, zabił go i zjadł.
7. Chwasty
W dzisiejszej kuchni modne staje się wykorzystywanie dziko rosnących roślin lub chwastów z własnego ogródka. Sięganie do takiego „warzywniaka” nie jest jednak nowym odkryciem. W czasach wielkich załamań gospodarczych i głodu ludzie poszukiwali jakichkolwiek źródeł pożywienia, nie odrzucając też roślin uznawanych za chwasty.
Reklama
Przed II wojną światową popularna była na przykład sałatka z mniszka lekarskiego. Wiosną, gdy łąki się zieleniły, ludzie wyprawiali się po świeże listki tej rośliny.
Nickolas Petrovich w książce How I Lived and Laughed Through the Great Depression and Thereafter opisuje, jak wyprawiał się po nie z dziadkiem. Któregoś razu nazbierał mnóstwo mniszka, jednak opiekun natychmiast wyrzucił tę zieleninę. Wyjaśnił autorowi, że roślin do jedzenia nigdy, ale to nigdy nie należy zbierać przy ogrodzeniu, bo… tam sikają psy.
Kiedy już Nickolas Petrovich i jego dziadek zgromadzili odpowiednią ilość liści, można było zrobić z nich sałatkę. Podobno najlepsza była taka z dodatkiem oliwy, octu i chrupkiego bekonu.
6. Świńskie skóry
Ze świni zjada się mięso, tłuszcz i podroby, natomiast skóry, jako twarde, niesmaczne i trudne do spożycia, wypada pominąć lub przeznaczyć (zresztą, zgodnie z nazwą) na wyroby skórzane. Czasy próby każą jednak weryfikować przyjęte zasady.
Reklama
William Wallace miał w 1933 roku 12 lat, niewiele starszą siostrę, matkę pracującą w fabryce konserw i ojczyma zatrudnionego w świniarni należącej do amerykańskiego polityka. Choć dwójka dorosłych miała zajęcie, nie oznaczało to wcale, że byli w stanie utrzymać rodzinę.
Na szczęście fabryka konserw pozbywała się za darmo świńskich skór, czyli odpadu, który na pozór kompletnie nie nadawał się do spożycia. Nie dla Wallece’ów, bo ci pałaszowali je może nie ze smakiem i nie z łatwością, ale przynajmniej – z satysfakcją.
Zbierali także wyrzucone już jako zepsute owoce i warzywa, a matka z pomocą podłej jakości melasy kupowanej w cukrowni konserwowała to wszystko na zimę.
5. Ropuchy
Wiele osób brzydzi się ropuchami do tego stopnia, że nie są w stanie bez wzdrygania się ich dotknąć. Na myśl o ich zjedzeniu na twarz występuje grymas odrazy.
To słuszny odruch: w skórze płazów znajduje się trucizna. A jednak, jak wynotowuje J. Alan Holman w książce Amphibians and Reptiles of Michigan: A Quaternary and Recent Faunal Adventure, ropuchy są… mimo wszystko zdatne do spożycia. Przynajmniej w skrajnych sytuacjach.
Według informacji przekazanych mu przez Johna Kilby’ego, ludzie głodujący w czasie wielkiego kryzysu jadali te stworzenia.
Podobno odpowiednio długie gotowanie nie tylko neutralizuje truciznę znajdującą się w skórze ropuchy, ale też pozwala ją bardzo łatwo zdjąć w celu uzyskania swobodnego dostępu do mięsa. Nie wiem jak Wy – ja wolę nie sprawdzać.
Reklama
4. Kora z drzew
W Rosji pogrążonej w rewolucji bolszewickiej, walczącej z „wrogiem klasowym” i „kułakami” klęski głodu powracały z zatrważającą regularnością. Wcześniej życie też nie było proste. W ciągu dwustu lat przed pierwszą wojną światową Rosjanie głodowali średnio… co cztery lata.
Jak pisano w zaskakująco żartobliwym tonie na stronach „Słowa Polskiego” z marca 1899 roku:
Dzisiaj podczas głodu ludzie nie pożerają siebie nawzajem. Energia i nieprzebieranie w środkach wobec głodowej śmierci – zmniejszyły się. Dzisiejsi głodni jedzą trawę, mech, korę, żołędzie i słomę. Cierpliwi puchną z głodu, spokojniej chorują i umierają na głodowy tyfus i inne choroby, dybiące na głodem zmożone organizmy.
3. Wyżebrane resztki
W Stanach Zjednoczonych w czasie wielkiego kryzysu wielu nastolatków decydowało się na opuszczenie domu rodzinnego i wyruszenie w drogę. Nie mieli wcale ochoty szukać przygód; w świat wypychały ich głód i nadzieja na lepsze jutro.
Podróżowali oni na gapę koleją w wagonach towarowych. Jak podaje Errol Lincoln Uys w książce Riding the Rails. Teenagers on the Move During Great Depression, przemieszczało się tak około 250 000 dziewcząt i chłopców! Często byli oni zagłodzeni, lub dostawały im się jakieś marne ochłapy.
Reklama
Wreszcie decydowali się na żebraninę. Przemieszczali się od domu do domu i kołacząc do tylnych drzwi prosili o jedzenie. Niejednokrotnie zamiast otrzymać choćby odpadki, byli bici lub szczuci psami, jednak w wielu domach dostawali niedojedzone resztki z obiadu zgarnięte na jeden talerz lub zaschniętą kromkę chleba.
Jeden z takich kolejowych włóczęgów wspominał po latach, że w poszukiwaniu jedzenia zaglądał na przykład do szkółki niedzielnej:
Oni mnie ewangelizowali, bo chcieli zbawić moją duszę, która prawdopodobnie tego ratunku potrzebowała. Ja byłem tam tylko dlatego, że chciałem coś zjeść. Czułem się tam jak intruz i było mi wstyd.
2. Wrony i kruki
Wrony i kruki nie były nigdy zaliczane do drobiu i włączane na listę składników popularnych potraw. Tym niemniej, gdy jakiś kraj nawiedzała klęska głodowa, i te ptaki przestawały być bezpieczne.
O niechęci z jaką spożywano mięso wymienionych stworzeń pisał między innymi niejaki Kolbuszowski w gazecie „Przyrodnik. Dwutygodnik popularny poświęcony naukom przyrodniczym” (czerwiec 1887 roku):
Reklama
Pominąwszy te kraje, gdzie prawa kruka swą opieką otaczały, głównie wstręt i pogarda przypadły mu w udziale. Żydom święte ich księgi zakazują jeść mięso krucze, dzicy go także nie jedzą, a u nas, gdy jaki biedak dręczony głodem, zmuszonym jest kruczego skosztować mięsa, zawsze z wielką odrazą to czyni.
1. Własne dzieci
W wyniku kolektywizacji rolnictwa i bestialskiej polityki wyzysku w latach 1932-1933 na Ukrainie doszło straszliwej klęski głodu.
W jej wyniku wymierały całe wsie; dochodziło do najohydniejszych zbrodni, do jawnych aktów kanibalizmu. Przypadki ludożerstwa opisuje między innymi Robert Kuśnierz w książce Ukraina w latach kolektywizacji i Wielkiego Głodu (1929-1933):
Kanibalizm nie był wówczas czymś nadzwyczajnym. Sam widziałem, jak w Humaniu na rynku schwytano kobietę, która sprzedawała kotlety z ludzkiego mięsa, ktoś znalazł paznokieć dziecka w kotlecie. Ludzie chcieli ją tam na miejscu zabić, ale policja ją zabrała.
Znany jest także przypadek Kseni Bołotnikowej, mieszkanki wsi Sofijówka, która zabiła własną córkę. Być może zaczęła cierpieć na omamy z głodu, co jest jednym z udokumentowanych skutków ogromnego niedożywienia. Uśmierciwszy dziecko odcięła mu głowę i wsadziła do garnka. Resztę ciała pocięła na kawałki i zakopała w gnoju.
Choć przez dziesiątki lat nie wolno było o tym mówić, podobne historie przetrwały w pamięci zwykłych Ukraińców.
Reklama
Kiedy po raz pierwszy słyszałam o Hołodomorze było to z ust starej Ukrainki, którą znałam całe życie. Powiedziała mi, że głód na wsiach był tak wielki, że gdy dwóm sąsiadkom zmarły z jego powodu dzieci, to się nimi wymieniały, by nie zjadać własnego potomstwa.
Bibliografia
- „ABC”, 1934.
- Cohen R., Dear Mrs. Roosevelt: Letters from Children of the Great Depression, 2002
- Kuśnierz R., Ukraina w latach kolektywizacji i Wielkiego Głodu (1929-1933), Toruń 2005.
- Petrovich N., How I Lived and Laughed Through the Great Depression and Thereafter, 2012.
- Pimpare S., A People’s History of Poverty in America, 2011.
- „Przyrodnik. Dwutygodnik popularny poświęcony naukom przyrodniczym”, 1887.
- „Słowo Polskie”, 1899.
- They Eat That?: A Cultural Encyclopedia of Weird and Exotic Food from around the World, red. Deutsch J., Murakhver N., 2012.