Günther Prien był jednym z najskuteczniejszych niemieckich podwodników II wojny światowej. Jako dowódca U-47 w niespełna półtora roku posłał na dno aż 31 wrogich jednostek. W końcu jednak z myśliwego zamienił się w zwierzynę. 19 lutego 1941 roku wyruszył w swój ostatni rejs.
25 lutego na północnym Atlantyku Prien dostrzegł konwój trzydziestu dziewięciu statków strzeżonych przez siedem okrętów eskorty. Odpędzony przez alianckie patrole powietrzne, zameldował przebywającemu w Lorient [Karlowi] Dönitzowi o jego pozycji.
Reklama
Dönitz wysłał trzy bombowce Condor należące do Kampf gruppe 40 – maszyny przekazane przez Luftwaffe flocie podwodnej po uwadze, którą [inny as U-Bootwaffe Otto] Kretschmer wygłosił podczas obiadu z Hitlerem. Samoloty zatopiły siedem statków handlowych. Pod osłoną ciemności Prien, buńczuczny jak zawsze, storpedował jeszcze trzy. Dwa dni później na miejsce dotarł Kretschmer.
Śmiercionośne bomby głębinowe
Nad oceanem unosił się opar mgły. Obaj dowódcy skorzystali z jej osłony, ścigając rozgromiony konwój, który wlókł się do Halifaxu. Niespodziewanie mgła się podniosła, odsłaniając dwa niszczyciele.
Jeden z nich zawrócił i ciągnąc za sobą spieniony kilwater, wyrwał wprost na nich. Prien i Kretschmer dali nura. Załogi obu okrętów nasłuchiwały dobiegających z góry stłumionych grzmotów eksplozji ładunków głębinowych.
Bomba głębinowa była banalnie prostym urządzeniem, które nie zmieniło się od czasu swoich narodzin w 1917 roku: była to zrzucana przez burtę do morza beczka napełniona ładunkami wybuchowymi i wyposażona w zapalnik czasowy, który można było nastawić na określoną głębokość.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
W potyczce wymagającej precyzji w trójwymiarowej przestrzeni było to narzędzie niezbyt dokładne: wybuch musiał nastąpić w odległości sześciu metrów od U-Boota, aby mu w jakikolwiek sposób zaszkodzi. Doświadczeni podwodniacy byli w stanie usłyszeć pluśnięcie ładunku o wodę, a następnie, przy założeniu, że bomba tonęła z prędkością czterech metrów na sekundę, za pomocą stopera obliczyć nastawę głębokości.
Czatowanie na U-boota
Nawet jeśli polowanie zakończyło się powodzeniem, marynarzom na powierzchni trudno było potwierdzić trafienie, aczkolwiek pewną oznaką sukcesu był unoszący się zapach ropy i dźwięk pękających bąbelków powietrza słyszalny w słuchawkach. Jeśli można sobie było na to pozwolić, nad miejscem ewentualnego trafienia na czterdzieści osiem godzin pozostawały dwa okręty.
Reklama
W tym czasie załoga U-Boota jedynie pozorującego zniszczenie byłaby zmuszona się wynurzyć z braku powietrza. Tamtego dnia dwa asy uniknęły ładunków głębinowych i odczekawszy, aż okręty eskorty oddalą się razem z konwojem, podjęły przerwane łowy.
W pogodni za konwojem OB 293
Siedem dni później, 6 marca, Prien wypatrzył jeszcze jeden duży konwój, OB 293, liczący czterdzieści jeden statków i zmierzający na zachód. Podążył za nimi jak cień, a następnego dnia wczesnym rankiem poprowadził grupkę czterech U-Bootów do ataku.
Kretschmer zastosował swoją ulubioną taktykę, manewrując w taki sposób, aby przedostać się do środka konwoju. W ten sposób zatopił dwa statki. Gdy przeprowadzał atak, dwa okręty eskorty, HMS Camellia i HMS Arbutus, wykryły jednego z pozostałych U-Bootów, U-70 pod dowództwem Joachima Matza.
Korwety ścigały Kapitänleutnanta Matza i jego załogę przez cztery godziny, zrzucając łącznie pięćdziesiąt jeden bomb głębinowych. Ostatnia trafiła U-Boota, który tonąc, zszedł na głębokość przekraczającą dwieście metrów.
Reklama
Matz uświadomił sobie, że jego okrętu nie da się uratować, odrzucił balast i wynurzył się na powierzchnię. Panujące wewnątrz ciśnienie było tak wielkie, że po otwarciu włazu dowódca wraz z częścią załogi zostali rzuceni podmuchem na pokład. Dwudziestu sześciu marynarzy, którzy zdołali opuścić okręt, oczekiwało na ratunek. Druga połowa zginęła, uwięziona w tonącym U-Boocie.
U-47 nie odpowiada
U-70 nie był jedyną ofiarą nocnej akcji. U-99 Kretschmera kołysał się wstrząsany eksplozjami salw ładunków głębinowych, ale uniknął zniszczenia. U-47 Priena miał najwyraźniej mniej szczęścia. W pewnym momencie jego radio zamilkło. Dönitz, tknięty „przemożnym niepokojem”, wywoływał U-47, żądając meldunku o sytuacji. Nie było odpowiedzi.
Przez kolejne dni i tygodnie Dönitz rozpaczliwie czepiał się resztek nadziei, wierząc, że radiostacja Priena została jedynie uszkodzona, a on sam przeżył i lada dzień z pewnością wpłynie do portu w Lorient.
Podobno Hitler, świadom wrażenia, jakie taka nowina wywarłaby na morale społeczeństwa, osobiście zabronił informować o śmierci Priena. Dopiero po dwóch miesiącach, 26 kwietnia 1941 roku, w rejestrach BdUobok U-47 umieszczono trzy gwiazdki oznaczające stratę okrętu.
„Nie powrócił z ostatniego patrolu”
Naród oficjalnie dowiedział się o losie asa dopiero 23 maja. Komunikat wydany przez Naczelne Dowództwo Wehrmachtu głosił:
U-Boot dowodzony przez Korvetten-Kapitäna Günthera Priena nie powrócił z ostatniego patrolu. Jednostkę należy uznać za utraconą. […] On i jego dzielna załoga na zawsze będą żyć w sercach Niemców.
Przeczytaj również o nocy długich noży w III Rzeszy. Dlaczego naziści mordowali się nawzajem?
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Simona Parkina pt. Ptaki i wilki. Tajna gra, która odwróciła losy II wojny światowej. Jej polskie wydanie ukazało się nakładem Domu Wydawniczego Rebis 2021.