Najpierw wydawało im się, że nigdy nie opuszczą piekła niemieckich obozów koncentracyjnych. Później okazało się, że to piekło nie chce wyjść z nich. Więźniowie, którzy przetrwali Auschwitz i inne kacety, już do końca życia musieli walczyć z traumą. Jak radzili sobie na co dzień?
Poniższe słowa to fragment rozmowy Niny Majewskiej-Brown z Anną Odi, córką więźnia KL Auschwitz Józefa Odiego (nr obozowy 61 615) oraz jego żony Miry, która przeszła Pawiak, Majdanek, Ravensbrück i Buchenwald. Wywiad znalazł się w książce pt. Ostatnia „więźniarka” z Auschwitz.
Reklama
***
Tylko ekstremalne warunki mogą określić, kim jesteśmy, jak się zachowamy, co zrobimy, a obóz był codziennym poligonem najbardziej skrajnych emocji i sytuacji. Dlatego sądzę, że nie o moje zadziwienia tu chodzi, ale o to, jak więźniów zaskakiwały ich własne postawy i zachowania. Jak ich sprawdzało życie, okoliczności, nieludzkie warunki egzystencji.
Nie wolno nam ich oceniać, bo nie wiemy, jak sami zachowalibyśmy się na ich miejscu, ale poza kilkoma mało szlachetnymi wyjątkami wszyscy zasługują na szacunek. A ci, którzy przeżyli, na podziw, że przetrwali takie piekło.
Nieustanny lęk
Ojciec, po doświadczeniu obozu koncentracyjnego i nieustannego lęku, poznawszy nienawiść, nietolerancję i ich owoce, przestał wierzyć w Boga. Został ateistą, ale nigdy nie narzucał nam swoich poglądów. Nieraz powtarzał:
Gdzie był Bóg, gdy hitlerowcy masowo, na skalę przemysłową mordowali, gazowali, palili ludzi w piecach krematoryjnych? Gdzie był Bóg, gdy Niemcy unicestwiali co najmniej po trzy pokolenia rodzin… Jak mam w niego wierzyć?!
Reklama
Obóz zmienił go diametralnie, jak wszystkich więźniów. Czasami miesiącami w domu nie słyszeliśmy z jego ust żadnej historii dotyczącej jego tragicznych losów obozowych. Ale były też chwile, gdy powracał do tego tematu ze zdwojoną siłą, opowiadając nie o sobie, lecz o innych więźniach.
Miał okresy załamania, sięgał wówczas po alkohol, zamykał się w sobie, zasklepiał i na nowo przeżywał ból, żeby po jakimś czasie wrócić do „normalnego” zachowania, do życia. Musimy jednak zdawać sobie sprawę, że dla ludzi, którzy przeszli przez piekło obozu, nic już nie było „normalne”.
Jestem przekonana, że wielu byłych więźniów, głównie mężczyzn, w podobny sposób odreagowywało pobyt w obozie. Rozważali, wspominali, nie umieli przezwyciężyć traumy. Zostali stłamszeni jako mężczyźni. Odebrano im męskość, upodlono, a w moim odczuciu o tym mężczyzna nie jest w stanie zapomnieć. Przeboleć.
„W domu zawsze musiało być coś do jedzenia”
Kobiety skupiały się na rodzinie, codzienności. Małych rzeczach. Na tym, żeby codziennie było co włożyć do garnka, w co się ubrać, na wychowywaniu dzieci, lekcjach, praniu, prasowaniu. Myślę, że instynkt macierzyński trochę je ratował.
Reklama
One nie mogły rozpaczać, wspominać, musiały działać dla własnych założonych po wojnie rodzin. I choć mama nie była wylewna w opisywaniu tych tragicznych kart jej życia, to czasem się otwierała. Kobiety mają chyba większą łatwość opowiadania, a ja najchętniej ze wszystkich jej słuchałam.
Obozowe doświadczenia rodziców sprawiły, że w domu zawsze musiało być coś do jedzenia i tego jedzenia nie wolno było marnować.
Tata świetnie gotował i chętnie karmił wszystkie okoliczne „auschwitzowe” dzieciaki. Jedna z sąsiadek nawet prosiła, żeby nie zachęcał jej syna niejadka do wspólnego dziecięcego biesiadowania, bo mały zaczął popadać w panikę, że znowu będzie musiał jeść.
Ale moi rodzice, w przeciwieństwie do wielu ludzi, którzy przeszli przez obozy, nigdy nie mówili: zrób to czy tamto, bo w obozie było tak a tak. Jestem im za to bardzo wdzięczna, bo dzięki temu nie przelali na mnie swojej obozowej traumy.
Reklama
Źródło
Powyższy tekst to fragment rozmowy Niny Majewskiej-Brown z Anną Odi, która została dołączona do książki pt. Ostatnia więźniarka z Auschwitz. Pozycja ukazała się nakładem wydawnictwa Bellona w 2021 roku.
Tytuł, lead, tekst w nawiasie kwadratowym i śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
3 komentarze