Francja wiernym sojusznikiem Polski, który wywiązuje się ze swoich zobowiązań? W świetle wydarzeń z września 1939 roku brzmi to wręcz śmiesznie. Wypada jednak uczciwie przyznać, że dwie dekady wcześniej Francuzi zachowali się zupełnie inaczej.
W innym tekście pisałem już o tym, jak w sierpniu 1920 roku brytyjski premier David Lloyd George robił wszystko, co w jego mocy, aby Polska wpadła w ręce bolszewików. Mało kto pamięta, że na przeciwnym biegunie znajdował się wówczas jego odpowiednik znad Sekwany – Alexandre Millerand.
Reklama
W krytycznym dla Polski momencie szef francuskiego rządu dał jasno do zrozumienia, że nie ma zamiaru zdradzić swojego sojusznika. Jak podkreśla prof. Andrzej Nowak w książce pt. Pierwsza zdrada Zachodu. 1920. Zapomniany appeasement jego nieprzejednana postawa o mało co nie doprowadziła do zerwania stosunków na linii Paryż-Londyn. Zacznijmy jednak od początku.
„Polska i tak już upadła”
Zaledwie dwa dni po rozmowach z bolszewickimi przedstawicielami w Londynie, w czasie których Lloyd George zaproponował rozejm oddający Polskę na łaskę Lenina, brytyjski polityk udał do nadmorskiego Hythe, gdzie na zamku Lympne miał spotkać się z francuskim premierem Alexandrem Millerandem.
W trakcie planowanych rozmów chciał za wszelką cenę przekonać męża stanu znad Sekwany, że nadeszła pora, by porzucić Polaków i podzielić się wpływami w Europie z bolszewikami. Nie miał jednak żadnych sygnałów z Moskwy, że włodarze Kremla faktycznie pragną rokowań, zatem – jak pisze w swojej książce prof. Nowak:
(…) strategia przekonywania Francuzów do dalszych rozmów z delegacją sowiecką mogła się w tej sytuacji ograniczyć jedynie do stwierdzenia, że Polska i tak już upadła – z własnej winy, alianci zaś nic w istocie nie mogą zrobić, by to zmienić.
Reklama
„Polacy nie stawiają żadnego oporu”
Warto w tym miejscu przytoczyć kilka stwierdzeń, które padły z ust Lloyda George’a 8 sierpnia w Lympne. Premier rządu Jego Królewskiej Mości powiedział wtedy między innymi, że zachodnie mocarstwa:
(…) muszą zmierzyć się z faktem ostatecznego upadku Polski, że ani Francja, jak on rozumie, ani Wielka Brytania nie mogą wysłać wojska [na pomoc Polsce]. […] W pewnym sensie to Polacy są najniebezpieczniejszymi wrogami aliantów. Kto, na przykład, pokłada jakiekolwiek zaufanie w Piłsudskim? […]
Problem polega na tym, że Polakom nie można ufać, a Piłsudski jest tak potężny, że nie da się go usunąć. […] Co więcej, Polacy nie stawiają żadnego oporu [bolszewickiemu najazdowi], nie próbują nawet walczyć.
Jak widać brytyjski polityk był niezwykle konsekwentny w swoim antypolskim nastawieniu, czego najlepszym dowodem było sięgnięcie po kompletnie wyssane z palca „argumenty”.
Francuski premier: trzeba wybrać Polskę
Na szczęście wywody kompletnie nie trafiały do Milleranda. Francuski premier zdecydowanie oponował przeciwko spisywaniu Polski na straty. Jednocześnie precyzyjnie punktował bolszewicką grę dyplomatyczno-propagandową.
Domagał się przy tym wydalenia z Londynu sowieckich delegatów, Lwa Kamieniewa oraz Leonida Krasina. Miało być to pierwszym stanowczym krokiem, wskazującym na determinację aliantów wobec sowieckiej agresji na Polskę.
Jak podkreśla prof. Nowak, Francuz stawiał sprawę jasno: trzeba wybrać między Piłsudskim a Kamieniewem – i nie pozostawiał wątpliwości, że wybiera mimo wszystko Piłsudskiego.
Reklama
Lloyd George był niepocieszony taką postawą. Nie mógł jednak nic zrobić poza stwierdzeniem, że choć nie zgadza się z argumentami, to skonsultuje je z Rzymem, Brukselą i Tokio, a przede wszystkim z brytyjską Izbą Gmin. Ostatecznie ustalono, że jeżeli bolszewicy nie zawrą porozumienia z Polską do 15 sierpnia, to wówczas ich przedstawiciele będą musieli opuścić Londyn.
Brytyjskie żądania… wobec Polski
Odłożenie sprawy w czasie w żaden sposób nie pomagało Rzeczpospolitej. Armia Czerwona docierała właśnie nad Wisłę i Lenin nie zostawiał Polakom żadnego pola do negocjacji. Żądania pod adresem Warszawy były proste: zgoda na całkowitą sowietyzację kraju lub dalsza wojna.
Brytyjski premier, który dowiedział się o nich już 10 sierpnia, bez mrugnięcia okiem poparł ultimatum. Postanowił nawet:
(…) poinformować polski rząd za pośrednictwem posła brytyjskiego w Warszawie, iż Rząd Jego Królewskiej Mości rekomenduje przyjęcie warunków sowieckich, a ich odrzucenie przez Warszawę uzna za powód do zwolnienia Wielkiej Brytanii z wszelkich zobowiązań do pomocy.
Jednocześnie stwierdził, że nie ma najmniejszej potrzeby konsultowania tego oświadczenia z Paryżem, a wręcz należy zataić przed Francuzami sowieckie ultimatum dla Polski, ponieważ istnieje duże prawdopodobieństwo, że rząd Milleranda mógłby je odrzucić. Dodawał przy tym, że:
Reklama
Francja jest wściekle antybolszewicka, a Francuzi mieli niegdyś doświadczenie komunizmu. Obecna sprawa [czyli sowiecki najazd na Polskę] nie ma jednak nic wspólnego z komunizmem.
Francuzi stają okoniem
Gdy 11 sierpnia Warszawa poznała stanowisko brytyjskiego rządu, uznano je rzecz jasna za całkowitą zdradę w obliczu bolszewickiej agresji. Również nad Sekwaną oficjalna „rada” Lloyda George’a wywołała prawdziwy szok.
Millerand nie zamierzał się jednak uginać.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Wysłał do posła w Warszawie jednoznaczną instrukcję: „rząd brytyjski rekomenduje Polsce przyjęcie warunków sowieckich, my – nie, warunki te bowiem oznaczają w istocie wydanie Polski bolszewikom”.
Dalsze stosunki na linii Paryż–Londyn dosłownie zawisły na włosku i chociaż w następnych dniach dyplomaci obu mocarstw robili wiele, by załagodzić konflikt, to jak trafnie zauważa prof. Nowak:
(…) dopiero faktyczne rozstrzygnięcie pierwszego kryzysu polskiej niepodległości – nie w dyplomatycznych gabinetach, ale na polu bitwy warszawskiej – pomogło osłabić fatalne wrażenie, jakie pozostawił po sobie ów podział.
Namacalna pomoc
Na koniec należy jasno powiedzieć, że postawa francuskiego premiera nie wynikała z jakieś przesadnej sympatii do Polski, lecz jego skrajnie antybolszewickiego nastawienia oraz trzeźwego osądu sytuacji.
Millerand, w przeciwieństwie do Lloyda George’a, zdawał sobie sprawę, że zwycięstwo Armii Czerwonej stanowiłoby prawdziwą katastrofę nie dla tylko dla Polski, ale dla całego kontynentu. Dlatego właśnie w sierpniu 1920 roku twardo stał u naszego boku.
Reklama
Nie chodziło wyłącznie o słowa, bo Francuzi wysłali też nad Wisłę setki oficerów w charakterze doradców. Wśród nich znalazł się np. Charles de Gaulle, który za swoją postawę na polu walki został nawet odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari.
Nie można również zapominać o bezcennej wręcz pomocy materiałowo-sprzętowej. W trakcie wojny polsko-bolszewickiej z francuskich magazynów Wojsko Polskie otrzymało tysiące wagonów broni, samoloty, samochody oraz tak niezbędny sprzęt artyleryjski.
Przeczytaj też o bitwie nad Niemnem w 1920 roku. To tam Piłsudski zadał ostateczny cios bolszewikom.
Bibliografia
- Janusz R. Kowalczyk, Virtuti Militari de Gaulle’a, „Rzeczpospolita” 9 listopada 2011.
- Andrzej Nowak, Pierwsza zdrada Zachodu. 1920 – zapomniany appeasement, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015.
Uzupełniające: - Wojciech Roszkowski, Najnowsza historia Polski 1914-1945, T. 1, 1914-1945. Świat książki 2003.
5 komentarzy