Sześć kominów krematoryjnych Birkenau i dym, to dziś taki sam symbol jak słynna rampa kolejowa z murowanym wjazdem do fabryki śmierci. Albo brama z napisem: Arbeit macht frei. To są wręcz logotypy Auschwitz.
Dziś kominów już nie ma. Wtedy, gdy wjeżdżały tu transporty, a przyjezdnych uderzał intensywny smród — kominy intrygowały najbardziej. Unosiła się nad nimi wielka, czerwona łuna, a w niebo biły kłęby czarnej sadzy. Skąd ten płomień, dlaczego tyle dymu?
Reklama
„Wdychając te ludzkie prochy musiałyśmy się infekować chorobą”
Kominów nie dało się przyporządkować żadnemu ze znanych motywów, nie należały do żadnego z kojarzonych porządków. Dopiero po jakimś czasie, ci, którzy w wyniku selekcji nie poszli w ich kierunku, dowiadywali się strasznej prawdy. A potem musieli żyć, choć trudno kondycję psychiczną więźniów w ogóle nazwać życiem.
„Wdychając te ludzkie prochy” — twierdzi Zofia Posmysz — „musiałyśmy się infekować chorobą. Szaleństwem”.
Na to nie było i chyba nie ma lekarstwa. Mam na myśli to, co działo się z nami po wojnie. Z tymi, które przeżyły. Bo od tyfusu się umierało, od durchfallu też. Fizycznie. A od tego fetoru w każdej z nas umierała jakaś część. Większa lub mniejsza. Umierał człowiek.
Relacja Zofii Kossak: „Uchylone wrota piekła”
„Nad polem leżała mleczna, nieprzenikliwa mgła. Gęsto umieszczone lampy rzucały we mgle trójkątny snop światła, niby stożek, lub jasno oświetlony namiot. Niezliczone szeregi takich stożków widniały na prawo i na lewo, w przód i za torem”. (…)
Reklama
„W przeciwnej stronie czerniał komin, czy też wieża. Nad szczytem jej unosił się czerwony odblask, niby łuna nad wielkim piecem hutniczym. Kobiety nie wiedziały jeszcze, że to krematorium, lecz uczyniło im się czegoś straszno. Jak gdyby zobaczyły uchylone wrota piekła.
Było też coś niepokojącego w samym powietrzu, mglistym, ciężkim, dławiącym. W porównaniu z dusznotą wagonu, zdawało się ono rzeźwiące, był w nim jednak nieuchwytny jad, zaduch nieokreślony. — Czujesz? Pytały jedna drugą. — Czuję. — Co to może być? Nie wiem”.
Relacja Zofii Posmysz: „Pociągali nosami, szukali przyczyny”
„Fetor. Fetor niewyobrażalny. Czasami dochodziło do jeszcze innego, dziwnego zjawiska fizycznego. Meteorologicznego. Była taka wilgoć, że dym z komina nie leciał w górę, ale opadał nad ziemię. I tak wisiał — jak mgła — między barakami”
„Wtedy to nie był tylko fetor. Po prstu jakby brakowało tlenu. To jest nie do opisania. I co jest koszmarne, często ten smród był nie do zidentyfikowania przez tych, co dopiero przyjechali. Oni pociągali nosami, rozglądali się na boki, szukali przyczyny. Może myśleli, że w tej fabryce produkuje się jakieś dziwne chemikalia. Tymczasem…”.
Relacja Miklósa Nyiszliego: „Próbuję odgadnąć, co to za piekielna kuchnia”
„Dziwny komin fabryczny. Zaskakuje mnie, że bucha z niego słup ognia na parę metrów w górę. W czterech narożnikach komina, umieszczone są piorunochrony”.
„Próbuję odgadnąć, co to za piekielna kuchnia, w której potrzeba tak potężnego ognia. Szybko znajduję odpowiedź (…). Palące się mięso wydziela akroleinę podobną w zapachu do kościelnych świec z podłego łoju”.
Reklama
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Michała Wójcika pt. Zemsta. Zapomniane powstania w obozach Zagłady: Treblinka, Sobibór, Auschwitz-Birkenau. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Poznańskiego w 2021 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej. Kolejność akapitów została zmieniona.
2 komentarze