W pierwszych latach rządów nazistów Rzesza budziła za granicą więcej ciekawości niż lęku. Młodzi ludzie chętnie wybierali się do Niemiec, by zobaczyć nowy hitlerowski porządek na własne oczy. Wpuszczano ich wszędzie – a wizyty w obozach koncentracyjnych, takich jak Dachau, stały się wręcz obowiązkowym punktem programu!
Dwaj młodzi Anglicy spędzili bardzo miły dzień nad Ammersee. „Chmury się rozstąpiły, a wiatr nadawał połaci jeziora wygląd morskiej zatoki”, napisał [młody nauczyciel] Edward Wall 28 sierpnia 1935 roku, gdy raczyli się Kaffee und Kuchen [kawą i ciastem], spoglądając na wodę.
Reklama
Kilka miesięcy wcześniej na północny wschód od jeziora [Kenneth] Sinclair-Loutit i [Robert] Dummett, [studenci Cambridge,] zbliżali się do Monachium, kiedy dwadzieścia pięć kilometrów od miasta Dummett nagle zaproponował, by przejechali dłuższy odcinek bez zatrzymywania. Wyjaśnił to dopiero później.
Wizyta w Dachau
Otóż rzut oka na mapę uświadomił mu, że znajdują się blisko Dachau, obozu koncentracyjnego, otwartego krótko po objęciu przez Hitlera funkcji kanclerza.
Dummetta naszły obawy, czy ich obecność nie wzbudzi podejrzeń. Sinclair-Loutit nigdy nie słyszał o Dachau, więc Dummett musiał mu wytłumaczyć, że naziści rozprawiają się tam z „darmozjadami, leniami, wyrzutkami społecznymi, żydowskimi spekulantami i hołotą”, resocjalizując ich pracą.
Hugh Greene, który przebywał wówczas w Monachium, gdzie próbował zaistnieć jako dziennikarz, podchwycił zdanie ku przestrodze od rodziny, u której mieszkał: Lieber Gott, mach mich stumm, Dass ich nicht nach Dachau komm! [Dobry Boże, spraw, żebym był kretynem, niech Dachau mnie ominie!]. Kilka miesięcy później nad bramą obozu zawisł osławiony napis Arbeit macht frei [Praca czyni wolnym].
Reklama
Dummett niepotrzebnie się martwił. Niemieckie władze, przynaj- mniej na wstępie, tak chętnie pokazywały swój obóz koncentracyjny cudzoziemcom, że do połowy lat trzydziestych Dachau stało się atrakcją turystyczną dla amerykańskich i brytyjskich gości, zwłaszcza polityków i dziennikarzy.
Nie stwierdziwszy tam żadnych oznak udręki, deputowany Victor Cazalet skwitował z ulgą, że obóz jest „niezbyt ciekawy, choć całkiem dobrze prowadzony”.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Czy można się bardziej pomylić? W 1932 roku ogłoszono, że kariera Hitlera jest skończonaJak zanotował w swoim dzienniku, „podobno większość więźniów to komuniści. W takim razie mogą tam zostać, jeśli o mnie chodzi”. Niemniej jednak pukał się w czoło, że naziści nie zwolnią większości, skoro jest jasne jak słońce, że w świetle „całkowitej i obezwładniającej przewagi Hitlera” opozycja ma związane ręce.
„W atmosferze obozu było coś…”
Odczucia innego deputowanego, sir Arnolda Wilsona, były mieszane. W latach 1934–1936 często jeździł do Niemiec, gdzie prowadził wnikliwe rozmowy z mieszkańcami, aby wyrobić sobie zdanie na temat zmian, jakie tam zaszły. Powstały z tego liczne artykuły, wydane pod tytułem Walks and Talks Abroad (1939).
W lipcu 1934 przemawiał w Królewcu do licznego grona słuchaczy, opiewając narodowy socjalizm:
Przez ostatnie trzy miesiące miałem okazję przyjrzeć się Młodym Niemcom we wszystkich zakątkach kraju. Podziwiam niespożytą energię, jaką tchnął w ludzi ruch narodowosocjalistyczny. Szanuję patriotyczny zapał niemieckiej młodzieży.
Widzę, ba, zazdroszczę głębi i żarliwości poszukiwań narodowej jedności, która przyświeca waszym szkołom i uczelniom: jest całkowicie bezinteresowna, a co za tym idzie, na wskroś dobra.
Entuzjazm dla nazizmu nie przyćmił jednak wrażenia, jakie wywarł na nim obóz w Dachau. Wprawdzie odnotował, że więźniowie mają dach nad głową i wyglądają na dobrze karmionych, lecz stwierdził, że „w atmosferze obozu było coś, przed czym się wzdragam”.
Reklama
James Grover McDonald (amerykański komisarz do spraw uchodźców z Niemiec) podzielał jego zdanie. Kiedy więźniowie stanęli przed nim na baczność, spojrzał im w oczy. „Nigdy nie zapomnę tego, co z nich wyczytałem”, napisał wieczorem w dzienniku. „W tych zaszczutych oczach był strach, poczucie całkowitego podporządkowania arbitralnej, bezlitosnej sile”.
Ale na pytanie o potrzebę utworzenia takiego obozu jego przewodnik zaznaczył skwapliwie, że Niemcy nadal tkwią w szponach rewolucji, a podczas gdy większość rewolucji kończy się rozstrzelaniem więźniów politycznych, w Dachau „próbujemy ich reformować”. Po tej wycieczce McDonald udał się do galerii sztuki w Monachium, na szczęście jeszcze otwartej, „żeby się otrząsnąć”.
Obojętni cudzoziemcy
Komandos, pisarz i poeta Michael Burn po latach odnalazł swoje zapiski z wizyty w Dachau w 1935 roku i wstrząsnęła nim własna obojętność. Na wieść o wymierzanych więźniom strasznych karach stwierdził tylko: „Zanim się oburzymy, warto pamiętać, że chłostę wciąż stosuje się nawet w Anglii”.
Dlaczego, zastanawiał się po latach, nie zapytał jako reporter „Gloucester Citizen”, czy więźniowie mają prawo do procesu i obrony lub jak naziści moralnie uzasadniają pozbawianie wolności za krytykę rządu. Równie szokująca dla starszego, mądrzejszego Burna była hipokryzja, z jaką wmówił sobie (i światu), że wizyta w Dachau była dla niego wielkim przeżyciem.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Szef polskiej policji spotkał się z Hitlerem. Jakie odniósł wrażenie?Jednakże nie był jedynym cudzoziemcem, na którym potworny kontekst obozu nie wywarł wielkiego wrażenia. Wśród angielskich wyższych sfer, podobnie jak we Francji i w wielu częściach Ameryki, kwitł antysemityzm. Idąc tym tropem, los komunistów, Cyganów, homoseksualistów i „obłąkanych”, którzy trafiali do Dachau wraz z Żydami, bynajmniej nie spędzał nikomu snu z powiek.
Osiemnastoletni Derek Hill, pochłonięty studiowaniem scenografii w Monachium, z pewnością nie wnikał w drastyczne szczegóły. W 1934 roku spędził dzień w obozie jako asystent prawie niewidomego dziennikarza „Morning Post” Petera Matthewsa. Jedli w tej samej sali co więźniowie, ale siedzieli na podeście wraz z komendantem Theodorem Eickem – co nasunęło Hillowi skojarzenie ze stołówkami Oksfordu lub Cambridge (…).
Reklama
Ochotnik w obozie pracy
Jeśli obchód Dachau stanowił obowiązkowy punkt programu dla każdego prawdziwego turysty w pierwszych latach Trzeciej Rzeszy, to samo dotyczyło odwiedzin w obozie pracy. Geoffrey Cox posunął się o krok dalej. Siódmego sierpnia 1934 roku napisał do brata:
Dzisiaj po południu rozpoczynam pracę w obozie pracy. Pobyt w Niemczech przechodzi moje wszelkie wyobrażenie, później ci wszystko opiszę. Ale muszę powiedzieć, że dopiero w ciągu ostatnich dwóch tygodni poczułem, że naprawdę żyję.
Trzy tygodnie spędzone w obozie pracy opodal Hanoweru należały do ciekawych doświadczeń. Oczywiście nie obyło się bez „hajlowania” i maszerowania w zgrzebnym, szarym mundurze, z łopatą wspartą na ramieniu jak karabin, ale dla twardego, młodego Nowozelandczyka praca nie stanowiła problemu.
Cox kopał rowy na bagnistym wrzosowisku i robił wiązki ze ściętego poszycia. Kiedy jego „brygadzista” nie patrzył, wraz z kolegami, głównie z Hanoweru i Za- głębia Ruhry, wylegiwali się na słońcu lub polowali na żmije w sianie. Wyrobił sobie doskonałą kondycję. [Jak opowiada:]
Reklama
Zaczęliśmy pracę o siódmej. Okolica przypomina wschodnią Anglię; gdy maszerujemy przez pola, mgła zasnuwa lasy na horyzoncie, a w południe kłęby chmur suną po rozległym, północnoniemieckim niebie.
Pochłonięty pracą, szorowaniem posadzki, graniem w piłkę oraz wykradaniem się nocą na gruszki z pobliskiego sadu, szybko wtopiłem się w grupę i zyskałem przyjaciół.
Szkoleń z użyciem broni jako takich nie było, chociaż Cox celował w grze, która polegała na tym, że „przebiegałeś sto metrów, czołgałeś się kolejne dziesięć, a następnie rzucałeś atrapami granatów do celu wyrysowanego na piasku”.
Kiedy zasugerował, że to szkolenie wojskowe, koledzy robili wielkie oczy. Czyżby nie wiedział, że takie zabawy praktykuje się we wszystkich niemieckich szkołach? Mimo że jego towarzysze lubili ów militarny aspekt obozowego życia – wielu wolało musztrę od popołudniowej gry w piłkę – żaden z nich nie był zdeklarowanym nazistą.
Reklama
Cox podsumował swoje obozowe doświadczenia w artykule dla „Spectatora”. Wprawdzie nie sądził, że niemieckie hufce pracy zachęcają do wojny, jednak dokładały wszelkich starań, aby „niemiecka młodzież sprostała walce duchem i ciałem”.
Przeczytaj też o polskich więźniach Auschwitz. Ilu ich było? Ilu straciło życie w obozie?
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Julii Boyd „Wakacje w Trzeciej Rzeszy”, wydanej nakładem wydawnictwa Prószyński Media (2019). Możesz ją kupić np. w Empiku. Tytuł, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
Ilustracja tytułowa: więźniowie Dachau, 1933 rok (fot. Bundesarchiv / CC-BY-SA 3.0).
3 komentarze