„W miastach miliony ludzi bez dachu nad głową przemieszczało się z jednego prowizorycznego domostwa do kolejnego” – tak niemiecki dziennikarz i historyk Harald Jähner pisze o warunkach panujących w upadłej III Rzeszy bezpośrednio po wojnie. Autor książki Czas wilka podaje, że 1945 roku 45% wszystkich mieszkań w Niemczech leżało w gruzach. Jak radzili sobie ci, których domy przestały istnieć na skutek alianckich bombardowań?
Ludzie ci spali w ogródkach działkowych, w przepełnionych mieszkaniach u krewnych, w schronach albo na ławkach w parku, o ile tych nie zużyto jeszcze na opał. Niektórzy kładli się także po prostu przy ulicy, często przy wejściach do piwnic czy pod mostami, albo też znajdowali schronienie w ruinach, zagrożeni zawaleniem pozostałości budynku.
Reklama
Wszystkim zagrażały także typki spod ciemnej gwiazdy. Liczba zarejestrowanych przez policję rabunków wzrosła [po zakończeniu wojny] o osiemset procent; ze względu na brak przekonania co do sensu składania takich doniesień rzeczywisty wzrost przestępstw o tym charakterze był z pewnością znacznie wyższy.
Podziemne legowiska
Wielu ludzi urządzało się w podziemnych sieciach wielkich miast. W Kolonii brytyjscy żołnierze natknęli się na grupę sześćdziesięciu osób, które utworzyły pod ziemią ogromną komunę. Z piwnicy domu towarowego ściągnęli żywność na miesiące i składowali ją w katakumbach; nadwyżki zasilały kwitnący podpowierzchniowy handel.
W Monachium pomysłowi ludzie zaadaptowali piwnicę zniszczonego hotelu Regina na przyjemną przymusową kwaterę. Wokół wcześniejszego basenu znajdowały się kabiny kąpielowe wyposażone w obciągnięte białym materiałem leżaki.
Wciąż dostępna była woda, działały nawet prysznice. Na śniadanie spotykano się w dawnej prasowalni, żeby skonsumować to, co zorganizowano poprzedniego dnia.
Reklama
Nawet najzamożniejsi spali na podłodze
Inni tkwili w mniej komfortowych kwaterach. Osławionymi skupiskami ludzi były dworcowe poczekalnie.
Nawet najzamożniejsi podróżni musieli wcześniej czy później dzielić miejsca do spania na podłodze z gnieżdżącymi się tam osobami, bo nieliczne pociągi nie kursowały niekiedy przez kilka dni.
Człowiek był nieustannie na nogach, choćby w celu dowiedzenia się czegoś nowego. Bez działającej poczty i telefonu komunikacja wymagała pieszych wędrówek. W pełnym strachu chaosie powojennych miesięcy nowości były życiowo ważne.
Kto jeszcze żył, kogo wciąż uznawano za zaginionego, gdzie i co można było dostać albo choćby jedynie o to dopytać, dowiadywano się tylko wówczas, gdy wyprawiono się w drogę. Sytuacja była niejasna, szlaki zaopatrzeniowe przecięte.
Elementarne znaczenie miało pozostawienie wiadomości o miejscu własnego pobytu i danie znaku życia. Kto się wyprowadzał, zapisywał na drzwiach opuszczanych ruin nowy adres: „Heinz Siebert mieszka na Wedding, Soldiner Str. 98 u rodziny Winzer”.
Reklama
Ludzie byli spragnieni wskazówek, nowości, bezustannie się odwiedzali, żeby opowiadać i słuchać. Niewyobrażalnie dalekie marsze przez wiele dzielnic były konieczne także po to, żeby na czarnych rynkach zdobyć to, co najpotrzebniejsze.
Szokujące kontrasty Berlina
W dokumentach filmowych z berlińskiego lata 1945 roku widać ich wszystkich poruszających się w bezładzie: rosyjskich i amerykańskich żołnierzy, niemieckich policjantów, włóczącą się młodzież, rodziny, które na wózkach ciągną swój dobytek, obdartych repatriantów, inwalidów o kulach, mężczyzn w eleganckich garniturach, rowerzystów pod krawatem, kobiety z wypchanymi plecakami, na pewno znacznie więcej kobiet niż mężczyzn.
Jedne śpieszą gdzieś w określonym celu, inne kręcą się po mieście i wyraźnie szukają kontaktu, pilnie potrzebne im coś do jedzenia albo dach nad głową. U jednych niemal nienaruszona wydaje się zwyczajna normalność, inne, wytrącone z równowagi, błądzą po ulicach w poszukiwaniu jakiegoś miejsca, w którym mogłyby pozostać.
Różnice społeczne są ogromne: podczas gdy na chodnikach grupy przygotowują na prowizorycznie rozpalonym ogniu skromny posiłek i spożywają go później pod gołym niebem w kucki na krawężniku, na tarasie kawiarni przy Kurfürstendamm pięć tygodni po zakończeniu wojny znowu pija się popołudniową herbatę i przygląda przechodniom, którzy jak zawsze snują się po bulwarze…
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Haralda Jähnera pt. Czas wilka. Powojenne losy Niemców. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Poznańskiego w 2021 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.
2 komentarze