Abstrahując już od małżeńskich przewinień, żarłoczności i braku dbałości o higienę osobistą, Henryk VIII był też okropnym szulerem. Pośród wszystkich przydomków, z których nieliczne tylko mu pochlebiały, zwano go w czasie jego rządów między innymi „Największym angielskim hazardzistą”.
Uwielbiał rzucać kośćmi, z upodobaniem grywał także w stoły, odmianę tryktraka, której ważną częścią było obstawianie zakładów. Lubował się też w grze w karty, wliczając w to najnowszą karciankę zwaną brag, czyli pierwowzór współczesnego pokera.
Reklama
Półtora miliona przegrane w dwa lata
Henryk był nie tylko dyskretnym dżentelmenem, który lubił załatwiać swoje sprawy za zamkniętymi drzwiami. Zasady panujące w jego prywatnych komnatach zakazywały wprawdzie „nieumiarkowanej, ciągłej gry w karty”, ale możemy przyjąć, że jego definicja „nieumiarkowania i ciągłości” znajdowała podobne zastosowanie w wypadku hazardu jak i w innych rozpustnych przedsięwzięciach.
A zapewniam, że nie ograniczał się do grania wyłącznie na osobności. W tamtych czasach duże festiwale, na których uprawiano hazard, były popularne w całej Anglii i Europie, a Henryk często brał w nich udział.
Spróbujcie sobie wyobrazić królową Elżbietę II w transmitowanym w telewizji turnieju pokera, jak zdziera z głowy tiarę i wyzywająco rzuca: „Całą noc blefujecie, wchodzimy za wszystko!”.
Dzięki temu będziecie mieli zbliżony obraz tego, z jakim pobłażaniem poddani Henryka przypatrywali się jego ryzykanctwu. Opinie ludzi były zresztą tym gorsze, że, no cóż, Henryk jako klient takich przybytków byłby dziś nazwany „jeleniem”.
Reklama
Często startował w nich z przekonaniem, że jest w stanie zdobyć tam trochę tak potrzebnej mu gotówki, a przecież w okresie dwóch lat tylko w karty przegrał ponad trzy tysiące funtów (dziś byłoby to blisko półtora miliona funtów).
Granie na pieniądze tylko dla bogatych
Henryk sięgnął dna w swoim uzależnieniu, przegrywając bezimienne dzwony w Kaplicy Jezusa z katedry św. Pawła w Londynie jednym rzutem kością, założywszy się ze swoim starym przyjacielem, Milesem Partridge’em. Tego już było za wiele, nawet dla jego najbardziej oddanych zwolenników.
Przez chwilę nawet próbował publicznie okazać skruchę, Milesa zaś nie widywano już więcej na dworze. Od tej pory szukanie ludzi skorych do zakładów przychodziło królowi z większym trudem.
Ustanowił on również kilka nowych praw, na mocy których biedota miała pod górkę z hazardem. W 1541 roku zabronił on osobom z przychodem mniejszym niż dwadzieścia funtów rocznie „rozgrywania jakichkolwiek gier na pieniądze” i dopowiedział, że jeśli czują potrzebę wypełnienia czymś wolnych godzin, mogą w to miejsce poćwiczyć strzelanie z łuku.
Zdawałoby się, że zarówno król, jak i parlament doszli do wniosku, jakoby to hazard stał za autentycznym brakiem wprawnych łuczników w królestwie – a przecież długi łuk wciąż pełnił wtedy funkcję ważnej broni w angielskim arsenale. Powodem, dla którego zadecydowano, że to właśnie dochody mają stanowić kryterium włączenia kogoś do rozgrywki o pieniądze, był prosty fakt, że gdyby ci ludzie byli bogaci, to przecież nigdy nie zrezygnowaliby z tej frajdy.
Zakłady tylko w okolicach Bożego Narodzenia
Do gier, których wynik lubiano obstawiać w Anglii Tudorów, należały między innymi tenis, wrzucanie pierścieni na słupki, kości, kręgle i coś, co kryło się pod nazwą „wsuń półpensówkę” i sprawiało wrażenie gry nadmiernie zawiłej, w której należało przesuwać monety na punktowane pola rozrysowane na gładkiej drewnianej planszy. (Prawdę powiedziawszy, w angielskich pubach grywa się w nią po dziś dzień).
Wszelkich zakładów w wymienionych grach zakazano, wyjąwszy kilka dni w okolicy świąt Bożego Narodzenia. Przy tym jednak wedle zapisków z tamtych lat prawa egzekwowano tak skrupulatnie, że wkrótce sądowe ściganie ludzi stało się utrudnione, jako że sądy zapchały się kolejnymi stwarzającymi problemy hazardzistami.
W końcu poddani zaczęli niemal zupełnie ignorować nowo wprowadzone przepisy dotyczące hazardu, podobnie zresztą jak sam monarcha, który je wprowadził, a który do tego czasu był już zajęty problemem znacznie większej rangi.
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Mikey’a Robinsa pt. To nie przystoi! Nieprzyzwoite nawyki znanych i szanowanych. Jej polskie wydanie ukazało się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego.
Nieprzyzwoite nawyki znanych i szanowanych
Tytuł śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.