Kierowana przez Bélę Kuna Węgierska Republika Rad istniała zaledwie nieco ponad trzy miesiące. Po jej obaleniu na początku sierpnia 1919 roku nad Balatonem zapanował biały terror. Jego ofiarą padły dziesiątki tysięcy ludzi. Wiele z nich nie miało nic wspólnego z komunistami.
Jeszcze w czasie krótkotrwałych rządów węgierskich bolszewików zaczęły powstawać antykomunistyczne grupy zbrojne szykujące się do odebrania im władzy. Do akcji weszły jednak dopiero wówczas, gdy nie było już kogo obalać. Oddziały składające się na ogół z oficerów zamordowały pomiędzy sierpniem [1920] i końcem grudnia 1921 roku co najmniej 3 tysiące osób.
Reklama
100 tysięcy emigrantów
Jedną z najgłośniejszych ofiar był redaktor naczelny wielkiej socjalistycznej gazety „Népszava” Béla Bacsó. Około 70 tysięcy ludzi znalazło się w przepełnionych więzieniach i obozach. Kilkadziesiąt tysięcy deportowano, odstawiając na granicę bez prawa powrotu.
W reakcji na biały terror co najmniej 100 tysięcy Węgrów trwale opuściło kraj. Jeden z najbardziej osławionych oprawców, Iván Hejjás, zasłynął najpierw, terroryzując okolice Kecskemét, a następnie przeniósł swą, skądinąd całkiem zyskowną, działalność do Budapesztu.
Skrytobójcze mordy, bezprawne egzekucje, porwania i pobicia dotykały nie tylko zwolenników obalonego komunistycznego rządu. Niekiedy Hejjás „poprawiał” jego zdaniem zbyt łagodne wyroki wymiaru sprawiedliwości, porywając z aresztu podejrzanych o sympatie komunistyczne i mordując ich.
Reklama
Przy okazji krucjaty przeciw „czerwonym” Hejjás i inni oficerowie załatwiali też osobiste porachunki. Usuwali z drogi dawnych rywali, wzbogacali się na cudzej krzywdzie, długo trwając w przekonaniu o własnej bezkarności.
Poniekąd słusznie, regent Miklós Horthy traktował bowiem owe „szwadrony śmierci” jak cennych sojuszników i wcale nie zamierzał kłopotać ich dochodzeniami czy postępowaniami dyscyplinarnymi.
Nawet po latach, spisując wspomnienia w swoim hiszpańskim refugium, odrzucał oskarżenia o zbrodnie, utrzymując, że biały terror był zaledwie bladym odbiciem czerwonego terroru węgierskich bolszewików. Cokolwiek się stało, stać się musiało, a nawet powinno było:
Nie mam powodu, aby wybielać wszystkie niesprawiedliwości i okrucieństwa, do których wówczas rzeczywiście doszło, albowiem jedynie żelazna miotła mogła doprowadzić kraj do porządku.
Kierowano się pochodzeniem
Standardowym uzasadnieniem bezprawnych represji był rzekomy bolszewizm ich ofiar. W rzeczywistości tym, co łączyło znaczną część poszkodowanych, wcale nie były poglądy. Héjjas, baron Pál Prónay i inni „biali” kierowali się raczej pochodzeniem, tropiąc, mordując i rabując Żydów.
Polityczne ramię paramilitarnych grup, Ébredő Magyarok Egyesülete (Stowarzyszenie Odrodzonych Węgrów), podobnie jak większość innych skrajnie prawicowych organizacji w ówczesnej Europie, łączyło antykomunizm z antysemityzmem, niejako automatycznie uznając, że Żyd i bolszewik to w większości przypadków jedno i to samo.
Podkomendni Héjjasa rutynowo mordowali żydowskich mieszkańców pacyfikowanych miejscowości. Według niektórych relacji mieli zwyczaj wieszać na szyjach zamordowanych drewniane tabliczki z groźbą skierowaną do pozostałych Żydów: „tak skończy każdy Żyd, który nie wyemigruje do Palestyny”.
Po przenosinach do Budapesztu ludzie Héjjasa zajęli się między innymi rekwirowaniem żydowskich mieszkań dla siebie i dla nieżydowskich uchodźców z zajętego przez Rumunów Siedmiogrodu.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Macieja Górnego pt. Polska bez cudów. Historia dla dorosłych (Wydawnictwo Agora 2021).
Polska droga do niepodległości bez fikcji, cudów i mitów
Ilustracja tytułowa: Ofiary białego terroru krótko przed egzekucją (domena publiczna)
Tytuł, lead, i śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów i skrócony.
3 komentarze